czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział III

Killer's POV

- Nigdy nie kłamiesz. Aparat również nie kłamie. Pokazuje mi wszystko. Każdy ruch, każdą emocję ukazującą się na twojej twarzy. Tęsknisz za swoim chłopakiem. Nie martw się. Wkrótce o nim zapomnisz. Obiecuje - moje palce przebiegły po nadruku Olivii na fotografii. Była idealna. Piękna, chuda, zgrabna, szczera, niczego nie ukrywała. Była tą, której szukałem. Potrzebowałem jej. Chwyciłem za nożyczki. Idealnie, nie omijając żadnego wystającego włosa, wyciągłem postać Liv. Odrzuciłem niepotrzebne tło, a wyciętą postać delikatnie, jakby najmniejsze przyśpieszenie miało wszystko zepsuć, ułożyłem je obok. Spojrzałem na nie. Wokół niedawno wyciętego obrazka leżało wiele innych, wszystkie zdjęcia zrobione były kilka godzin temu. - Potrzebujesz czasu. Dam ci go - chwyciłem za wycinki zdjęć i podszedłem do białego manekina. Delikatnie i uważnie zacząłem przyklejać fotografie do białego materiału na miejscu twarzy. - Chciałbym ci dać wszystko. Chciałbym.. Cię dotknąć

Liv's POV

Odkąd zamordował Deana byłam bardziej niż zmotywowana do tego aby go znaleźć. Zabijał osoby które kochałam, odbierał mi powoli wszystkich. Może to on stał za porwaniem Emmy? Nie. To nie mógł być on. Ktokolwiek, ale nie on. Jaki był w tym jego interes? Co miał z sprawiania mi bólu? Czy był aż tak wielkim psychopatą, że oglądanie jak cierpie sprawiało mu tyle przyjemności? Musiałam go znaleźć. Musiałam wiedzieć kim on jest.
Tańczyłam do rytmu muzyki lecącej z głośników w klubie Summer. Liczyłam na to, że spotkam tu ostatnią trójkę z mężczyzn, którzy zaprosili mnie na Flirtualu. Podczas gdy Justin i Dean doradzali mi, abym trzymała się od nich z daleka na czas, gdy oni nic nie wymyślą, ja tak nie potrafiłam. Zresztą, minął tydzień. NYPD siedzi cicho. Ja nie miałam zamiaru bezczynnie stać w miejscu, podczas gdy on dalej jest na wolności. Rozglądałam się po parkiecie, mogłam jedynie wyłapać wzrokiem Raya. Ani Finna ani Seana dzisiaj nie było, aczkolwiek nie zastanawiałam się dlaczego. Oboje wykonywali ciężką robotę, nie mogli przesiadywać codziennie w klubie, szczególnie w środku tygodnia. Rey, jednak, od momentu, gdy go poznałam był typem mężczyzny, którego nie obowiązywały zasady i chętnie je naginał. Zmrużyłam lekko oczy, gdy zauważyłam jego sylwetkę kierującą się do drzwi. Nie mogłam pozwolić mu odejść. Odgarnęłam wilgotne włosy, które przykleiły mi się do nieco spoconej twarzy i pewna siebie, ruszyłam w kierunku Reya zanim zdążył dojść do drzwi.
- Hej, ty! - przekrzyknęłam muzykę, zwracając na siebie jego uwagę. Wydawał się być lekko zdziwiony, ale w tym samym czasie jego twarz objęła ulga na mój widok.
- Eye Candy - powiedział, bardziej do siebie niż do mnie. Uśmiechnęłam się lekko, zębami odgryzając naskórek z mojej dolnej wargi. Obserwowałam jak podchodzi bliżej.
- Liv - poprawiłam go. Jako jedyny ciągle zwracał się do mnie moim nickiem z Flirtualu. Nie podobało mi się to.
- Racja.. Drażniłaś się ze mną przez telefon przez dwa tygodnie. Nie podoba mi się to - nachylił się nad moim uchem, mówiąc głośniej. Nie podrażniło to mojego narządu słuchowego, przez głośną muzykę wydawało się, że mówił normalnym tonem. Zacisnęłam usta w wąską linię, ale jak tylko znowu na mnie spojrzał, wymusiłam na sobie uśmiech.
- Tak, wiem. Przepraszam. Cały tydzień był szalony, ale jestem tu teraz, prawda? - przechyliłam lekko głowe, uniosłam brwi. Przytaknął, przyznając mi rację i uśmiechnął się szeroko, był z tego zadowolony. Jedną ręką objął mnie w talii przyciągając bliżej siebie, podczas gdy drugą uniósł przed moimi oczami, między palcami obracał małą, żółtą tabletkę. Narkotyk. - Chcesz spróbować? - obserwowałam jak położył narkotyk na koniuszku języka i zaczął się nachylać. Mój wzrok wędrował z jego oczów na jego usta, w końcu zdecydowałam się kontynuować swój mały plan. Pozwalając mu na pocałowanie mnie, Ray wpił się w moje usta. Nie byłam mu dłużna i pogłębiłam pocałunek, moja ręka powędrowała na jego szyję, wbijając w nią palce. Poczułam jak językiem wpycha tabletkę do wnętrza moich ust, w tamtym momencie oderwałam się od niego i odwróciłam się tyłem. On objął mnie bardziej, a między nami nie było teraz szansy na wciśnięcie nawet skrawka kartki. Podczas gdy on był zajęty ssaniem miejsc na mojej szyi, wyciągnęłam tabletkę z buzi i wyrzuciłam ją na ziemie, powoli i niezauważalnie zdeptując ją obcasem buta.

Summer's POV

Obserwowałam jak Liv realizowała swój tak bardzo nieprzemyślany plan, co chwila przygryzałam wargę z nerwów i powli mogłam czuć metaliczny posmak w ustach. Kątem oka zauważyłam jak Scott kieruje się w moją stronę z kolejnymi drinkami w rękach. Gdyby nie on, nerwy zjadłyby mnie tutaj żywcem. Sięgnęłam po, jak podejrzewałam, martini i szybko upiłam łyk. Obserwowałam jak Ray ją obracał i co chwila zatrzymywał, aby przyssać się do skrawków jej odkrytego ciała i obrzucać ją pocałunkami. Przełknęłam narastającą gulę w gardle. Robiło mi się niedobrze.
- Coś nie tak? - Scott spojrzał na mnie, jego brwi były lekko uniesione podczas gdy zaczął sączyć trunek przez ciemną, plastikową słomkę.
- Nic - odburknęłam. Co prawda nie usłyszał mnie, ale z wyrazu jego twarzy wiedziałam, że przynajmniej odczytał ruch moich ust. Palce zacisnęłam mocniej na szklance z przezroczystym płynem, nerwowo gryzłam wewnętrzną część policzka.
- Nic? Więc to spojrzenie nie ma nic wspólnego z tym, że Liv jest na parkiecie z jednym z gości, którego poznała na Flirtualu? - przekręcił kokietyjnie głowę, przewróciłam oczami. Nienawidziłam, kiedy potrafił tak łatwo mnie odczytać.
- Wiem co ona robi, okej? - odparsknęłam.
- Oświeć mnie - odpowiedział beznamiętnie, końcówką słomki sunął po swojej dolnej wardze, wyraźne zaintrygowany.
- Próbuje znaleźć zabójce Deana - wypuściłam nadmiar powietrza z płuc. Nie podobał mi się ten plan, uważałam, że popełniała ogromny błąd i narażała siebie na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Nie brzmi to zdrowo - Scott zacisnął szczękę. Obserwowałam go uważnie. Znał Olivię od momentu kiedy to ja poznałam ją, chociaż próbuje zaprzeczyć, troszczy się o nią jakby była jego młodszą siostrą. Wpatrywał się z lekkim obrzydzeniem w Liv, odwróciłam głowę w stronę parkietu i jak tylko wyłapałam to co Ray z nią robił, zmarszczyłam nos z niesmakiem. Nie ufałam mu. Liv też mu nie ufała, pewnie dlatego był jej głównym podejrzanym.

Liv's POV

Jego ręce błądziły po moim spoconym ciele i badały każdy jego skrawek, od czasu do czasu mogłam poczuć jak jego palce wślizgiwały się pod moją mokrą bokserkę i badały nagi brzuch. Za każdym razem przełykałam gulę narastającą mi w gardle kiedy poczułam jego dotyk na mojej nagiej skórze, nie podobało mi się to. Nie mogłam go również odtrącić i naśladować jego ruchy, inaczej mój plan byłby bezsensowny. Jak tylko nachylił się by znowu mnie pocałować, przygryzłam lekko dolną wargę i kokietyjnie odrzuciłam głowę do tyłu, unikając jego ust.
- Co ty na to abyśmy wyszli na zewnątrz? - przekrzyknęłam muzykę, niezbyt głośno, ale na tyle aby mógł mnie usłyszeć. Ray tylko się uśmiechnął, był wyraźnie zadowolony. Odgarnąwszy wilgotne włosy z czoła, delikatnie ścisnęłam jego rękę i powolnym krokiem, bezproblemowo omijając tańczących ludzi, skierowaliśmy się do wyjścia. Po drodze, Ray sięgnął po moją kurtkę i jak tylko byliśmy na podwórku, pomógł mi ją założyć. Wyciągnęłam telefon, miałam wiadomość od Summer, która odradzała mi wyjścia z Rayem. Zignorowałam ją. Wsunęłam komórkę do tylnej kieszeni spodni i zacisnęłam lekko usta, wymusiłam uśmiech, dorównując krokiem Rayowi.

Justin's POV

Od śmierci Deana ciężko mi było się pozbierać. Był moim najlepszym przyjacielem, nie tylko kimś z kim pracowałem, ale kimś kogo znałem od dzieciństwa. Nie zasługiwał na śmierć. Nie w taki sposób. Nie, kiedy wszystko zaczęło mu się układać. W momencie kiedy go straciłem, byłem bardziej zmotywowany. Musiałem znaleźć mordercę i musiałem go ukarać. Mimo wszelkich konsekwencji, które musiałbym ponieść.

Zbliżała się trzecia nad ranem, a my dalej byliśmy zawaleni robotą. Dean dołączył do mnie około północy, dopóki Connor nie skończył swojej poprzedniej zmiany, uparł się, aby zostać z Liv i Summer i upewnić się, że nic im nie jest. Nigdy nie widziałem go tak skupionego na sprawie. Nie dziwiłem się. Mimo tego, jaki był początkowy plan, zakochał się w niej. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że złym pomysłem było wysyłanie go na obserwowanie jej. Mieliśmy tylko znaleźć Bubonica, a ona była idealnym tropem. Mieliśmy go znaleźć, aresztować i zakończyć tą sprawę. Ale nie. On się zakochał. Kątem oka obserwowałem mojego współpracownika, podczas gdy ciągle wertowałem przez stos dokumentów, mając głupią nadzieję, że coś znajdziemy. Zirytowany, zatrzasnąłem kolejną teczkę z aktami i odrzuciłem ją na bok.
- To nie ma sensu, Dean - wycedziłem przez zęby, ręką przebiegłem przez jasne włosy, pociągnąłem za końcówki. Nerwowo gryzłem wargę, za każdym razem odgryzając z niej naskórek. Pokręciłem głową, zacząłem chodzić w kółko. Nic nie przychodziło mi do głowy. Żadne rozwiązanie, żadne racjonalne wyjście z tej sytuacji. Byłem zmęczony, od pięciu godzin funkcjonowałem na kofeinie, mój mózg był zmęczony i powoli odmawiał myślenia. Zacisnąłem palce na papierowym kubku, ciągle gorącym i przechyliłem go, biorąc wielki łyk czarnej kawy. Podparłem ręce na biodrach, stałem lekko przygarbiony i uważnie obserwowałem Deana. Był równie zirytowany jak ja. W końcu, walnął pięścią o stół. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Znajdziemy tego sukinsyna, musimy go znaleźć - niemalże krzyknął. Przetarłem twarz dłonią, zacisnąłem szczękę i podszedłem z powrotem do biurka. Zamrugałem kilkakrotnie oczami, sam widok stery papierowych teczek, a w nich kilku kartek sprawiał, że nie miałem ochoty na nic. Zrezygnowany, chwyciłem kolejną cienką teczkę i zacząłem ją przeglądać.
- Justin.. - usłyszałem cichy głos. Uniosłem wzrok znad małych, drukowanych literek, aby zobaczyć Deana, beznamiętnie wpatrującego się w jakiś punk na białym stole. Poddawał się. Mogłem to widzieć po jego postawie. Przełknąłem ślinę.
- Jeżeli cokolwiek mi się stanie, cokolwiek, obiecaj, że się nią zaopiekujesz. Obiecaj mi, że będziesz ją obserwował, że będziesz się o nią troszczył i zadbasz, żeby była bezpieczna. Ona i jej przyjaciele. Masz nie dopuścić, aby stała się jej jakaś krzywda. Jeżeli ten sukinsyn ją dotknie, masz zrobić co w twojej mocy, aby go znaleźć i wsadzić za kratki. Obiecaj mi to - jego każde słowo było wypowiedziane stanowczo, nowe zdanie zaczynał od wzięcia oddechu. Wpatrywałem się w niego, miał zaciśniętą szczękę i niecierpliwie czekał na moją odpowiedź.
- Dean, nic ci się do cholery nie stanie! - wycedziłem. Nie pozwoliłem sobie na myśl, że mógłby w jakikolwiek ucierpieć. Nie pozwolę na to.
- Obiecaj mi! - podniósł głos, a moje włosy na karku stanęły. Spotkałem się z takim zachowaniem wcześniej, ale on ciągle mnie zadziwiał.
- Obiecuje

Zacisnąłem usta. Mój palec wskazujący wodził po dolnej wardze jak obserwowałem klub w którym była Liv. Obok mnie siedział Connor. Tęskniłem za nim. Miałem zamiar dotrzymać mojej obietnicy. Obserwowałem jak Ray Maddox opuszczał klub, odruchowo wyprostowałem się, kiedy zauważyłem za nim Liv. Co ona do cholery wyprawiała? Zmarszczyłem brwi, lekko zmartwiony spojrzałem na Connora, on tylko wzruszył ramionami.
- Czy ona jest poważna?
- Co ona ma zamiar z nim zrobić? - Connor przechylił się lekko, aby widzieć wyraźniej, podczas gdy ja mu odpowiedziałem kręcąc głową.
- Ona nie ma bladego pojęcia co się stało - odparłem i wypuściłem powietrze. Przebiegłem palcami po krótkich włosach. - Nie dość, że wszystko spieprzy to jeszcze pozwoli się zabić - obserwowałem jak się oddala. Moja ręka odruchowo powędrowała do kieszeni, musiałem do niej zadzwonić. Wysuwając telefon, szybko wybrałem jej numer telefonu i przyłożyłem komórkę do ucha. Jeden sygnał, drugi sygnał i.. odebrała.
- Cześć mamo - odezwał się głos w słuchawce. Wywróciłem oczami, gdyby nie okoliczności sytuacji, skomentował bym jej nieprofesjonalną próbę wyjścia z sytuacji.
- Co ty wyprawiasz? - wycedziłem jak tylko spojrzałem w lusterko boczne, obserwowałem ją. Stała odwrócona tyłem do Raya i w momencie gdy odebrała moje pytanie, niepewnie spojrzała na niego. Bała się.
- Jestem nieco zajęta, co tam?
- Co tam? - uniosłem brwi, chociaż nie mogła tego widzieć. Nie mogłem się powstrzymać, a pozwolić, aby sarkastyczny śmiech opuścił moje usta. - Dla twojej informacji, ostatnia dziewczyna, z którą umówił się Ray Maddox była znaleziona martwa dzisiejszego popołudnia w salonie, a jej twarz była poparzona kwasem - obserwowałem uważnie jej reakcje. Odwróciła się z lekkim przerażeniem w stronę Raya.
- Oh nie. To okropne
- Owszem. Chcę, żebyś się stamtąd wyniosła. Teraz - mój głos był stanowczy, nie miałem zamiaru z nią pogrywać. Nie, jeżeli w grę wchodziło jej życie.

Liv's POV

Moje serce zaczęło bić szybciej jak usłyszałam słowa Justina. Czy mogłam teraz stać twarzą w twarz z mordercą? Czułam narastającą gulę w moim gardle, przełknęłam ją. Moje serce przyśpieszyło swoje bicie, mogłam czuć jak zaczęło robić mi się gorąco, a moje ręce zaczynały się pocić.
- W porządku.. Dziękuję - wyszeptałam do słuchawki, pozwalając Justinowi się rozłączyć. Niepewnie, próbując ukryć swój strach, spojrzałam na Raya. Patrzył na mnie z lekko uniesionymi brwiami, ale nawet wtedy, nie wiedziałam co mówił wyraz jego twarzy.
- Wszystko dobrze? - jego głos nie wyrażał żadnych emocji, byłam pewna, że pytał tylko po to, aby nie wyjść na nieczułego dupka. W tamtym momencie, nieczuły dupek było jednym z określeń, które potrafiłam dla niego znaleźć. Zaczerpnęłam głęboko powietrze i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów.
- Uh.. tak. Moja mama.. zachorowała ostatnio i.. Nienawidzę to mówić, ale muszę iść - wymamrotałam, pierwszy raz czułam, żeby słowa sprawiały mi tak wielką trudność. Ray trzasnął drzwiami, był zdenerwowany. Moje serce przyśpieszyło, rozchyliłam wargi, aby ułatwić sobie oddychanie, które nagle okazało się być wielkim problemem.
- Nie mogę powiedzieć, że nie jestem zawiedziony.. - zaczął się do mnie zbliżać, moją pierwszą myślą było cofnięcie się, ale wiedziałam, że jeżeli to zrobię, zacznie coś podejrzewać. Odwróciłam głowę w bok, szybko napotkałam samochód Justina i jego wzrok zza szyby. Odetchnęłam. Czułam się bezpieczniej wiedząc, że on tu jest, jeżeli Ray by próbował coś zrobić, Justin by go powstrzymał. Wiedziałam, że by to zrobił.  - Wyjeżdżam poza miasto na weekend. Chciałbym mieć cię trochę więcej zanim wyjadę - wyszeptał, był niebezpiecznie blisko. Oferował mi kolejne spotkanie, ale w tamtym momencie nie myślałam o realizacji mojego planu, a o tym jak przerażona byłam i jak ciężko było utrzymać równowagę na nogach z galarety.
- Dam ci znać - odpowiedziałam, próbowałam brzmieć stanowczo. Ray tylko skinął głową, przeszywał mnie wzrokiem zanim odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, mogłam poczuć jakby ktoś zdejmował ciężar z moich ramion w momencie kiedy wsiadł do samochodu i odjechał. Zacisnęłam mocno powieki, próbowałam uspokoić nieregularne oddychanie.
- Dobrze się bawiłaś? - usłyszałam sarkastyczny głos za sobą, tak bardzo mi znajomy. Justin. Wywróciłam teatralnie oczami, nie chciałam mu dziękować ani przyznawać racji. Jego ego było już wystarczająco duże, nie czułam potrzeby powiększania go. Zirytowana, z zaciśniętymi wargami odwróciłam się w jego stronę. Stał tam, wyższy ode mnie o kilka centymetrów, ręce miał włożone do kieszeni spodni, a na jego szyi wisiała odznaka. Nie widziałam go jeszcze bez niej. Był zirytowany. Witam w klubie.
- Technicznie, wyglądało abym się dobrze bawiła? - uniosłam brwi, przekręciłam lekko głowę w bok. Mój język sunął po wewnętrznej stronie mojej dolnej wargi, był to jeden z moich nawyków, kiedy próbowałam kogoś zirytować. Justin prychnął, mogłam widzieć jak jego mięśnie się napięły.
- Twoja obsesja na punkcie znalezienia zabójcy Deana rujnuje nam całą sprawę - wycedził. Wiedziałam, że dla niego najlepszym wyjściem było gdybym siedziała posłusznie w mieszkaniu, czekając, aż oni odwalą całą robotę. Tak się nie stanie, nie w tej bajce.
- Więc dlaczego jeszcze go nie aresztowaliście? - pozwoliłam by moje ręce uderzyły o uda kiedy uniosłam je lekko, mój głos był pełny irytacji.
- Taki był plan, ale weszłaś nam w drogę
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam szczękę, patrząc na niego. Po raz pierwszy zaczęłam czuć się głupio. Chcieli coś zrobić. Mogli go aresztować, może to był on. A ja wszystko zepsułam. Justin westchnął cicho, podrapał się po karku.
- Pozwól nam wykonywać naszą robotę, Liv - wyszeptał, jego karmelowe oczy patrzyły w moje. Zwilżyłam usta.
- Ta dziewczyna, którą znaleźliście? Ciągle by żyła, gdybyście wykonywali swoją robotę - mój głos się łamał. Każda osoba, która umierała, która miała założony profil na Flirtualu sprawiała, że uczucie bezradności i winy budziło się we mnie. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie potrafiłam zaakceptować kolejnej śmierci. Justin zassał usta, jego wzrok był utkwiony w chodniku, zastanawiał się nad czymś.
- To nie w porządku - wybełkotał. Przełknęłam ślinę, przestałam na niego patrzeć. - Wiem, że jesteś zła, okej? Też jestem zły! Dean i ja przyjaźniliśmy się zanim zostaliśmy detektywami, nasze rodziny dorastały razem.. - urwał, był bliski złamania się. Moje oczy zaszkliły się. Nie wiedziałam o tym. Mimo to, moja złość nie ustępowała. Zamrugałam szybko powiekami, nie mogłam pozwolić sobie na płakanie. Nie teraz. Justin zaczerpnął głęboki wdech i kontynuował. - Wiesz jak jego mama spojrzała na mnie na jego pogrzebie? Z żalem. Żałowała, że kiedykolwiek zaufała mi w sprawie jego życia
Zaczerpnęłam powietrze. Spuściłam wzrok, nerwowo zaczęłam gryźć wnętrze policzka. - Wiesz jak ja na siebie patrzę? Z winą. To wszystko moja wina, Justin - słyszałam jak mój głos się trząsł, zanim straciłam kontrolę nad wszystkim, odwróciłam się. Zostawiłam go za sobą, stojącego, obwiniającego się o śmierć Deana. Nie on powinien się obwiniać. To ja. Gdyby nie ja, gdyby nie głupi profil na Flirtualu, gdybym tak bardzo nie chciała do niego wrócić nic by się nie stało. Wszystko zaczęło się ode mnie i wszystko sprowadza się do mnie.

Wróciłam do domu nad ranem. Nie chciałam tam wrócić po mojej rozmowie z Justinem, nie kiedy byłam w stanie, kiedy się złamałam. Błąkałam się po okolicy, w końcu zdecydowałam zostać na noc u Tobiego. On nigdy nie zadawał pytań, jeżeli tego nie chciałam. I chociaż w momencie kiedy stanęłam w drzwiach do jego apartamentu nie zrobił nic, a pozwolił mi się wtulić w jego ciepłe ramiona i wypłakać, rano uznał, że kilkadziesiąt pytań typu "jesteś pewna, że wszystko w porządku?" było idealnym pomysłem. Weszłam do mieszkania, które dzieliłam z Summer na Manhattanie. Brunetka siedziała przy stole z kubkiem w rękach, zakładam, że piła swoją English Breakfast Tea z mlekiem. Nienawidziła kawy. Wymamrotałam ciche "hej" wchodząc w głąb mieszkania.
- Wstałaś wcześniej niż zwykle - odparłam, zerkając na zegarek. Summer nigdy nie była skowronkiem, a 7:15 to zdecydowanie nie była godzina w której można byłoby ją zobaczyć na nogach. Byłam lekko zmartwiona. Podeszłam bliżej przyjaciółki, zajmując miejsce przy stole obok niej.
- Mhm.. Ciężko jest zasnąć, kiedy twoja przyjaciółka znika co noc - odparła, a ja od razu poczułam znienawidzone uczucie winy formujące się we mnie. - Zostawiaj mi notatki raz na jakiś czas
Uśmiechnęłam się delikatnie. - Nic mi nie jest
- Oh, czyżby?
- Mhm - przytaknęłam, odwieszając kurtkę na wieszaku, a klucze wrzuciłam do miski. Chciałam uniknąć wszelkich pytań, dlatego szybko skierowałam się do swojego pokoju. Niestety, Sutton nie była osobą, która odpuszczała i mogłam usłyszeć jak jej gołe stopy stawiały kroki na panelach. Westchnęłam cicho, kiedy rzuciłam się na łóżko.
- Chodziłam przez jakiś czas, a później zatrzymałam się u Tobiego, okej?
- To co, już własnego mieszakania nie masz? - odparła opryskliwie, była lekko urażona. Nabrałam powietrza w usta, wydymając policzki.
- Nie musisz się o nic martwić, wyluzuj - przebiegłam palcami po włosach, naprawdę chciałam uniknąć tej rozmowy. Summer tylko prychnęła jak szybko zajęła miejsce przy komputerze.
- Żartujesz sobie ze mnie? Więc proszę, wyjaśnij mi co to jest - kliknęła klawisz na klawiaturze, a ja obserwowałam jak komputer się zapala, a na pulpicie wyświetlone były trzy obrazy z komórek mężczyzn z którymi się ostatnio umówiłam. - Obserwujesz chłopaków z Flirtualu - moja usta otworzyły się, szybko je zamknęłam, aby nie pozwolić jej na stwierdzenie, że ma rację. Chociaż naprawdę ją miała. - Myślę, że jednak jest o co się martwić. Śledzisz ich, co nie? - Summer oparła łokcie na gołych kolanach, podparła podbródek na dłoniach. Skinęłam lekko głową, moje policzki płonęły, a ja czułam się jakbym trafiła na dywanik u dyrektora.
- Tak - mruknęłam.
- Dlaczego w ogóle to ukrywałaś przede mną?! - ręką wskazała na ekran, westchnęłam cicho.
- No bo.. nie chciałam abyś się martwiła
- Okej, no ale się martwię! Liv.. To co się stało dla Deana to nie jest twoja wina - podniosła się z krzesła, stała na przeciwko mnie z założonymi rękami.
- To jest tylko moja wina, Summer! - odruchowo uniosłam głos, zauważyłam jak Summer się lekko wzdryga. - A jeżeli którykolwiek creep z którym się umówiłam zabił Deana, dowiem się o tym - mój ton był stanowczy, taki był mój cel i nie miałam najmniejszego zamiaru sobie go odpuszczać. Summer tego nie rozumiała.
- Dlaczego? Nie jesteś jakąś superheroską, Liv - była zmartwiona, powoli zajęła miejsce na łóżku obok mnie. Westchnęłam cicho jak przetarłam twarz dłonią. - Jesteś tylko Liv. Pozwól policji się tym zająć
- Wiesz, że nie mogę im ufać - mruknęłam. Doskonale o tym wiedziała, ale wciąż upierała się przy tym, aby się do nich zgłosić. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
- Okej, muszę to powiedzieć, a ty musisz mnie posłuchać. Romansowanie z mordercą nie jest zbyt dobrym pomysłem - spojrzała na mnie, w jej oczach widziałam, że ma nadzieję na to, że się z nią zgodzę. Zacisnęłam usta w niewidzialną, cienką linię.
- To jedyny pomysł jaki mam
- Kurcze, to nie jest dobry pomysł, Liv! - wybuchnęła, wyrzucając ręce w powietrze.
- Słuchaj.. wiem, że mogę mieć obsesję na punkcie czegoś co wcale nie istnieje.. że ci kolesie to może być tylko trójka zwykłych facetów, szukających dziewczyny, ale muszę to zrobić albo oszaleję - tym razem na nią nie spojrzałam, nie chciałam. Wiedziałam, że nigdy tego nie zrozumie i nigdy się ze mną nie zgodzi.
- Nie będę kłamać, okej? Nie popieram tego - wyszeptała, cały czas bała się mojej reakcji. Przytaknęłam lekko głową. Usłyszałam jak wydaje z siebie cichy jęk winy i zanim zdążyłam zareagować, przyciągnęła mnie do swojego drobnego ciała i uwięziła w uścisku. Uśmiechnęłam się i podczas gdy ona objęła moją szyję, ja musiałam zrobić coś z rękami, inaczej miałabym problem z oddychaniem. Pozwoliłam sobie ułożyć je na jej plecach, które pokrywały jedynie różowy podkoszulek i cienki, brzoskwiniowy szlafrok z wyszytymi kwiatami.

Summer musiała się szykować do klubu, podczas gdy ja planowałam znowu wybrać się do małej kafejki na przeciwko mieszkania Seana Huntera. Byłam tam już kilka razy w tygodniu, obserwowałam go. To samo robiłam z pozostałą dwójką. Z wcześniej zamówioną kawą, usiadłam przy stoliku jak najbliższym do okna. Oplatając ręce wokół papierowego kubka, wypatrywałam przez okno, obserwując przechodniów i czekałam tylko aż zobaczę sylwetkę Seana. Obok mnie siedziała starsza kobieta, pewnie była blisko jej czterdziestki, ale mimo to była bardzo atrakcyjna. Jej włosy były ciemne i spięte w wysokiego koka, miała na sobie elegancką spódnicę sięgającą do kolan wykonaną z granatowego materiału, białą koszulę i pasującą do spódnicy marynarkę. Popijała kawę, przeglądając różne papiery.
- Etiopska czy organiczna? - usłyszałam. Uniosłam swój wzrok i lekko zmieszana, spojrzałam na kubek z kawą. Upiłam szybko łyk zanim odpowiedziałam.
- Boliwijska. Mają sekretny składnik - uśmiechnęłam się przyjaźnie, kobieta tylko wzruszyła ramionami.
- Mhm.. cóż, ja po prostu uwielbiam kawę, więc.. to nie ma większego znaczenia - byłam lekko zdezorientowana, skoro nie miało to znaczenia, dlaczego pytała? - Musisz naprawdę lubić to miejsce, huh?
- Tak, jasne.. Uh, jest świetne - odparłam. Nie bardzo miałam ochotę na rozmowę, wolałam się skupić na obserwowaniu mieszkania Seana, zamiast na pogawędce z nieznajomą.
- Ah, po prostu zauważyłam, że często tu przychodzisz. Codziennie przez dwa tygodnie - kobieta przyłożyła plastikową część kubka do pomalowanych ust, upijając łyk napoju.
- Zauważyłaś mnie? - uniosłam brwi, mój ton mógł być nieco zbyt opryskliwy. Przez ostatnie wydarzenia nie chciałam aby więcej osób poświęcało mi tyle uwagi. Nieznajoma znowu wzruszyła ramionami.
- Zauważyłam, że zawsze tu jesteś, aby obserwować mieszkanie Seana Huntera - odwróciła się, na jej ustach widniał dumny uśmiech.
- Kim jesteś? - nachyliłam się, niemalże wysyczałam te dwa słowa.
- Sierżant i detektyw Allison Cassidy, pracuje dla wydziału przestępstw nowojorskiej policji i słyszałam, że prowadzisz swoje własne śledztwo co do podejrzanych - zwilżyłam usta. Świetnie. Allison spojrzała na zegarek na jej prawym nadgarstku, brwi miała lekko zmarszczone. Wtedy, odwróciła się znowu do okna i w tamtym momencie Sean opuścił budynek, kierował się do swojego samochodu. - Oh spójrz. Punktualnie, jak zawsze - nie słuchałam jej, mój wzrok był zwężony i wbity w znikającą sylwetkę Seana, kiedy wsiadał do samochodu. - Podejrzany numer jeden, Sean Hunter. Australijczyk, pracuje jako prawnik, woli biegać niż chodzić na siłownię, adoptowany w wieku czterech lat, jego cała rodzina jest bogata, matka to ginekolog, podczas gdy ojciec to szanowany siebie biznesmen. Ma młodsze rodzeństwo, siostra studiuje we Francji, a brat jest architektem. Jest ostatnim podejrzanym na twojej liście.
I mimo, że słuchałam tego co mówiła, mój wzrok ciągle wędrował za postacią Seana. Zauważyłam jak podaje mi akta z danymi Seana, zmarszczyłam lekko brwi, ale nie miałam żadnych wątpliwości do tego czy chcę je przejrzeć.
- Finn Collins to fotograf, urodzony nowojorczyk, pracuje jako fotograf. Jest jedynakiem, został wychowany przez dziadków, jego rodzice ciągle są zajęci. Był zaręczony, ale narzeczona okazała się go zdradzać, nie utrzymuje z nią kontaktów. Rodzice to założyciele sławnej firmy Collins House w siedmiu stanach - kolejna teczka została położona przede mną, kompletnie umożliwiając mi przeglądanie danych Seana. Wywróciłam oczami.
- Natomiast Ray Maddox był oskarżony o napad na tle seksualnym, który został wycofany na brak dowodu, umawiał się z ostatnią ofiarą, bierze tabletki nasenne, pije zbyt dużo alkoholu i nałogowo bierze kokainę - uśmiechnęła się, była dumna z siebie i z informacji które zebrała. Ja nie wiedziałam połowy z tego, ale nie pozwoliłam, aby to zobaczyła. - Morderca? Może. Materiał na męża? Nie bardzo - jej nos się lekko zmarszczył wywołując malutkie zmarszczki na jej czole, podczas gdy wzięła kolejnego łyka kawy.
- Myślisz, że zachwycasz mnie tym?
- Możesz czaić się pod ich mieszkaniami ile chcesz, nie obchodzi mnie to, ale kiedy hakujesz ich telefony? Szkodzi to całej sprawie i wszelkim dowodom jakie mamy - jej twarz była niebezpiecznie blisko mojej, wydałam z siebie sarkastyczny śmiech, co na moje szczęście, spowodowało, że się odsunęła, tworząc odpowiednią przestrzeń między nami.
- Nie powstrzymasz mnie
- Oh, nie chcę cię powstrzymywać. Chcę ci pomóc - zaśmiała się, a ja tylko uniosłam brwi. Pomóc mi? Była ostatnią osobą, którą bym prosiła o pomoc.
- Ktoś taki jak ja nie pracuje dla ludzi jak ty - przekręciłam głowę w bok, moja lewa brew uniosła się ku górze, podczas gdy dokładnie oglądałam rysy jej twarzy.
- Dla policji? Dla tych dobrych? - jej głos był przesiąknięty sarkazmem.
- Kiedy mnie aresztowaliście, cóż.. Tak jakby straciłam nadzieję w sprawiedliwość
- To ty tworzysz ten mur między nami, Olivio - zignorowałam ją. Wywróciłam oczami i nie odpowiadając, oddałam jej akty podejrzanych. Allison przełknęła ślinę.
- Wiem, że policja zawiniła w poszukiwaniu twojej siostry.. i bardzo mi przykro z tego powodu, ale mogę ci to wynagrodzić - spod gazety leżącej obok, wyciągnęła małych rozmiarów wizytówkę i podsunęła ją w moją stronę. - Mój oddział może ci dać dostęp do wszystkiego czego potrzebujesz, żeby znaleźć swoją siostrę i inne zaginione osoby. Pomóż sobie i znajdź swoją siostrę, Olivio - patrzyłam na nią, ona nawet nie czekała na moją odpowiedź, tylko wyszła z kawiarni. Obracałam między palcami wizytówkę, wpatrując się w numer widniejący na niej. Uniosłam wzrok, za oknem widziałam jak Allison wsiada do czarnego samochodu, kierował nim Justin. Spojrzał na mnie, w jego oczach mogłam widzieć coś, co równie dobrze mogłoby być poczuciem winy.

Killer's POV

Obserwowałem ją od chwili kiedy weszła do kawiarenki. Obserwowałem ją uważnie, jej każdy ruch, wyczytywałem słowa z ruchu jej warg. Warg, które tak bardzo chciałbym pocałować. Pragnąłem jej. Pragnąłem jej całej.
Po kilku minutach opuściła kawiarnię. Rozmawiała przez telefon. Mój wzrok był w nią wtopiony, była taka idealna.
- Każdy chcę z tobą pograć, Liv. W porządku więc. Zagrajmy

Liv's POV

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam lekko brwi, nie oczekiwałam nikogo o tej porze. Szybko zgasiłam komputer, ostatnie słowa mężczyzny z grupy osób zaginionych dalej odbijały się echem w mojej głowie. "Jak ktoś taki pełny życia mógł po prostu.. zniknąć?"
Otworzyłam ciemne drzwi, moje brwi uniosły się ku górze gdy w drzwiach ujrzałam Seana. Mój wzrok powędrował na zegarek po drugiej stronie. Zostały dwie godziny do momentu w którym mieliśmy się spotkać. Przełknęłam cicho ślinę, aczkolwiek uśmiechnęłam się promiennie. Oczywiście, nie mogłam mu pokazać, że byłam lekko zaskoczona. Sean Hunter stał w drzwiach z jednym ze swoich czarujących uśmiechów na twarzy, wkrótce mogłam ujrzeć bukiet przeróżnych, ale wszystkich tak samo pięknych kwiatów.
- Kwiaty to zbyt dużo, co? - zmarszczył lekko nos w rozbawieniu, pokręciłam głową, wydając z siebie cichy chichot.
- Uh, myślałam, że się spotykamy w restauracji? - przechyliłam lekko głowę, moje brwi się zmarszczyły jak zlustrowałam go wzrokiem. - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zaśmiałam się nerwowo. Sean tylko wzruszył ramionami.
- Oh, chciałem cię zaskoczyć. I pomyślałem, że uhm.. może, mógłbym ci ugotować kolację? - jego ręka, która wcześniej była za jego plecami wysunęła się, a w niej trzymał papierową torbę z zakupami. Tym razem nawet nie próbowałam ukryć swojego zaskoczenia.
- Kolację? Ch- chcesz mi ugotować kolację? - moje oczy się rozszerzyły jak tylko spojrzałam na torbę, przeniosłam wzrok na Seana, który tylko poruszał brwiami i przytaknął.
- Yeah. Mogę wejść? - uniósł brwi. Zakłopotana, szybko potrząsnęłam głową i przytaknęłam. Rozchyliłam drzwi i przeskoczyłam na bok, pozwalając mu swobodnie wejść do środka. Uśmiechnęłam się delikatnie, zamknęłam za nim drzwi.

Pomogłam Seanowi rozpakować zakupy, a bukiet kwiatów wcześniej włożyłam do szklanego dzbanka z zimną wodą. W ustach miałam nadmiar śliny, który za każdym razem przełykałam. Denerwowałam się. Przeprosiłam go, wyjaśniając, że muszę skorzystać z toalety. Stałam przed umywalką i lusterkiem powieszonym na ścianie przez dwie minuty, cały czas wpatrywałam się w swoje odbicie, a moje ręce były oparte na powierzchni szafki wykonanej z kamienia.
- Gdzie trzymasz noże? - usłyszałam stłumiony, lekko podniesiony głos zza drzwi. Przełknęłam ślinę. Pośpiesznie wyszłam z łazienki, powitał mnie widok Seana tym razem bez kurtki, rękawy podwinął na wysokość łokci, przez co miałam idealny widok na jego dłonie. Bez problemu można było na nich zauważyć żyły z przepracowania. Bez słowa, szybko otworzyłam szufladę i podałam mu noże różnego rodzaju, pozwalając mu na wybór tego, którego potrzebował. Stanęłam po drugiej stronie blatu, obserwowałam jak jego dłonie sprawnie kroiły pieczarki. Obserwowałam go. Sean podniósł wzrok, przyłapał mnie jak mu się przyglądałam, co wywołało u niego cichy śmiech. Zaśmiałam się kłopotliwie.
- Muszę.. - odchrząknęłam, czując, że mam problem z mową. - Muszę przyznać, nigdy nie ugotowałam niczego w tej kuchni - obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, po raz kolejny sprawiłam, że Sean się zaśmiał.
- No proszę, jak nowojorsko
- W sumie to nigdy nie byłam w tym dobra - wzruszyłam lekko ramionami, Sean spojrzał na mnie, jego głowa była lekko przekrzywiona.
- Cóż, potrzebujesz czasu i treningu - również wzruszył ramionami, ciągle kontynuował krojenie pieczarek na desce, a jeżeli między nami nastąpiła cisza, odgłos noża stukającego o drewno wypełniał ją.
- Szybko panikuje. Są różne płyny, oleje, mięso, które się może spalić.. to zbyt delikatne - pokręciłam głową. Sean chichotał przez moją całą kwestię, to tylko wywołało u mnie lekki uśmiech. Podniósł głowę, spojrzał na mnie poważnie, a mnie obaliło przerażenie.
- Mówisz, że jestem delikatny? - jego ton głosu był poważny, zaczynałam się bać i czuć niepewnie.
- N- nie, j- ja.. - jąkałam, a on zaśmiał się. Ścisnęłam usta w wąską linię i wywróciłam oczami. Sean nie przestawał się śmiać, a ja tylko wysunęłam dolną wargę, dąsając się. Kiedy nie otrzymałam od niego żadnej reakcji oprócz śmiechu, rzuciłam w niego czystą ścierką. Nie zdążył zrobić uniku i materiał uderzył go w głowę, szybko opadając na jego ramię. Wywrócił oczami.
- Bardzo dojrzale z twojej strony - Sean zacisnął palce na nożu, którym po chwili zaczął machać lekko do przodu i do tyłu, uważając, aby się nie skaleczyć. - Spójrz, gotowanie to jest jak przezwyciężanie strachu przed realizacją nieznanego - zaczął do mnie podchodzić, powoli, ciągle miał nóż w ręku. Mogłam poczuć jak moje serce powoli zaczęło przyśpieszać. - Trzeba znać zasady do osiągnięcia sukcesu. To może być bardzo wnikliwe - zacisnęłam usta w wąską linię, nie panowałam nad swoim wzrokiem, który mimo moich sprzeciwów, spojrzał na obracający się nóż w dłoniach Seana. - Grzybka shitake? - uniósł rękę z kawałkiem grzybka, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie jestem pewna co sprawia, że jestem przerażona - wyszeptałam, wzrok przeniosłam z kawałka jedzenia na oczy Seana.
- Grzybek czy to co powiedziałem? - jego brwi powędrowały ku górze, zwilżyłam lekko usta jak spojrzałam na ruch jego warg.
Drzwi się otworzyły, a ja mogłam usłyszeć lekko piskliwy i podekscytowany głos Summer. Rozmawiała ze Scottem.
- Yo, Liv! - krzyknęła przy wejściu, Sean odruchowo się odsunął. Wytrzeszczyłam oczy na Summer, ale ona to zignorowała i weszła głębiej, ciągnąc za sobą Scotta. Obrzuciła wzrokiem kuchnię.
- Myślałam, że wychodzicie - mruknęłam, lekko zaskoczona ich obecnością tutaj.
- Wyszliśmy, już wróciliśmy.. Co to wszystko jest? - uniosła brwi, na jej twarzy widziałam wymuszony uśmiech, podczas gdy Sean uśmiechał się promiennie.
- Sean, uhm.. To moja współlokatorka, Summer i jej przyjaciel, Scott - wskazałam na lewą stronę, tą po której stała moja przyjaciółka z jej nieznośnym kolegą. Sean kiwnął.
- Ah, tak. Pamiętam was z klubu - zaśmiał się cicho, uśmiechnęłam się.
- Czekaj, czy ty gotujesz, czy.. czy on gotuje? Wow - Summer wydawała się być pod wrażeniem, aczkolwiek nie byłam pewna, czy naprawdę była zachwycona i zaskoczona jednocześnie, czy może znowu udawała. Prawda jest taka, że Summer jest naprawdę dobrą aktorką.
- Ta, chciałem zaskoczyć Liv. Jedliście? - spojrzał to na mnie, to na nich. Summer i Scott zaprzeczyli w tym samym czasie, na ich twarzach widziałam dumne uśmiechy. Wywróciłam teatralnie oczami. Coś planowali, a ja nie miałam bladego pojęcia co.
- Cóż, kupiłem zbyt dużo jedzenia więc.. zostańcie, najedzcie się, a potem powiecie mi o wszystkich sekretach Liv - zażartował, obracając czystego i lśniącego pomidora w dłoni.
- Ah, z wielką chęcią! - Summer przytaknęła.

Zachowanie Summer ciągle zostawiało mnie w niepewności. Poza tym, musiałam z nią poadać o niespodziewanej wizycie Seana. Mogłam poczekać aż wyjdzie, ale wszystko się we mnie grzało, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, chyba, że miałabym już to z głowy. Oznajmiłam mężczyznom, że muszę pogadać z Summer. Zaciągnęłam ją do łazienki, ale zanim to zrobiłam, zauważyłam przerażony wzrok Scotta, który krzyczał: "Nie zostawiajcie mnie z nim!" i w normalnych okolicznościach bym się zaśmiała, a nawet to skomentowała, ale nie teraz. Zamknęłam za nami drzwi, Summer nie wiedziała o co chodzi, a jej twarz wyrażała zdezorientowanie. Nabrałam powietrza.
- Dzięki Bogu, że przyszliście - wyszeptałam.
- Co się dzieje? - jej głos powoli się zaczął trząść, żeby ją uspokoić, szybko pogładziłam ją po ramieniu. To zawsze pozwalało jej się opanować.
- Okej, więc umówiliśmy się na randkę w restauracji, a on nagle pojawia się w drzwiach z zakupami! - wyrzucam ręce w powietrze, mój głos był nieco podniesiony, ale nie na tyle aby mogli nas usłyszeć. - Ale, nie mogłam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł - wymamrotałam.
- Tak, mogłaś! Kto.. kto w ogóle pojawia się z zakupami? - Summer znowu zaczęła panikować, zaczerpnęłam powietrze i kontynuowałam pocieranie jej ramienia, na razie nie wydawało się żeby to działało. - To jest dziwne i przerażające, okej? - przyjaciółka zaczerpnęła powietrza, zaczęła chodzić wokół naszej małej łazienki, ja natomiast opierałam się o zlew. - Musisz być ze mną szczera, Liv. Czy w moim domu jest seryjny zabójca?
Pokręciłam głową. - Nie sądzę
- Czy dalej jest podejrzanym? - zacisnęła wargi, bała się odpowiedzi.
- Nie bardzo - zmrużyłam lekko oczy, przechyliłam głowę. Ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała jej.
- Nie bardzo? Co ma znaczyć nie bardzo?!
- Znaleźli kolejną ofiarę tego popołudnia, jej twarz była stopiona - ostatnie słowa wypowiedziałam ostrożnie, wiedziałam jaka będzie reakcja Summer.
Dziewczyna otwierała i zamykała usta. Zatrzymała się w miejscu, ręką podbierała czoło.
- Umawiała się z Rayem Maddoxem - dodałam, chcąc ją uświadomić w tym, że Sean nie może być zabójcą.
- W- Więc to on musi być zabójcą, prawda? - jej głos był pełen nadziei, martwiłam się, że była to zbędna nadzieja. Policja nie była jeszcze pewna.
- Uh, policja tak myśli - przytaknęłam lekko.
- O- Okej, w- więc.. przynajmniej wiemy, że Sean to ten dobry, prawda? Prawda? - naciskała na mnie, otworzyłam usta aby odpowiedzieć, ale w tamtej chwili drzwi się otworzyły, a zza nich wychyliła się głowa Scotta.
- Wiem, że jestem cholernie przystojny, ale naprawdę nie sądzę, żeby twój gentleman przyszedł tutaj, aby randkować ze mną - mruknął, był lekko podirytowany, a ja nie mogłam się powstrzymać od przewracania oczami.
- Co on robi? - nagle, w jej głosie znowu było słychać przerażenie. Ja też panikowałam, ale miałam wrażenie, że to Summer była tą, która bała się najbardziej.
- To co robił kiedy wyszliście, gotuje - odpowiedział i bez zastanawiania się czy chcemy go w naszym towarzystwie, zamknął za sobą drzwi, wcześniej wchodząc do łazienki.
- No okej, ale jak gotuje? - oboje ze Scottem zmarszczyliśmy zdezorientowani brwi na Summer, ona tylko westchnęła zrezygnowana. - Gotuje jak normalna osoba czy jak morderca?
- Jak ktoś kto chce ci widocznie zaimponować - Scott wskazał na mnie, zwilżyłam usta, podczas gdy on nie wydawał się być zadowolony. Oh, to było oczywiste, że chciałby aby Sean był tak samo gejem i mógłby on się za niego wziąć. To było widać z kilometra.
- Nie byłeś nawet zaproszony - burknęłam i zanim Scott zdążył odpowiedzieć, co by na pewno doprowadziło do kolejnej sprzeczki, Summer wstała.
- Okej, Scott, to jest naprawdę niewygodna i stresująca sytuacja, dlatego proszę cię, abyś zachował spokój - Summer spojrzała na niego, w jej oczach było widzieć małe iskierki nadziei. To zadziałało na niego, bo westchnął cicho.
- No dobra, rozumiem. Ten jakże piękny mężczyzna może coś ukrywać i może nie być tym za kogo się podaje i może namieszać w twoim życiu, brzmi jak normalna randka w Nowym Jorku - ja i Summer wywróciłyśmy oczami, dlaczego oczekiwałyśmy, że raz na jakiś czas z jego ust mogą wypłynąć słowa otuchy? - A tak poza tym, jeżeli to on jest zabójcą, nie może przecież uciąć głów każdemu z nas - wzruszył beznamiętnie ramionami. Przysięgam, w tamtym momencie chciałam go uderzyć w głowę, koncentrując na tym całą moją siłę. Ignorując go, spojrzałam ostatni raz na Summer i otworzyłam drzwi.

- Studiowałem w Australii, w Sydney, zawsze chciałem przeprowadzić się do Stanów, dostałem się do szkoły prawniczej w Chicago, wtedy kiedy dostałem się do firmy prawniczej w Nowym Jorku, zdecydowałem się skorzystać z szansy - siedzieliśmy przy stole i delektowaliśmy się kolacją przygotowaną przez Seana. Był naprawdę dobrym kucharzem, a jego jedzenie rozpływało się w ustach. Opowiadał nam więcej o sobie, niektóre fakty już znałam, ale Summer nalegała, aby kontynuował. Scott wydawał się nie interesować niczym, popijał beznamiętnie kolejny kieliszek wina. Ja, natomiast, słuchałam go zafascynowana. Sean świetnie opowiadał, a jego historii słuchało się bardzo dobrze, nawet jeżeli były to szybkie fakty z życia, które normalnie by zanudziły większość osób.
- Ale, uh, nigdy nie zapytałem gdzie ty dorastałaś? - spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się lekko i zanim zdecydowałam się odpowiedzieć, upiłam łyk czerwonego wina. - Los Angeles - odparłam krótko, Sean przyglądał mi się, analizując po raz kolejny każdy rys mojej twarzy.
- Dlaczego wybrałaś Manhattan? - uniósł brwi, wyraźnie był zaciekawiony. Obracał między palcami wysoki kieliszek z trunkiem. Otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, gdyż (już lekko podpita) Summer zdecydowała się wtrącić.
- By poznać tak niesamowitych ludzi jak my! - wyrzuciła lekko ręce ku górze, a ja tylko wywróciłam oczami i zaśmiałam się cicho.  - Będę brzmieć śmiesznie, ale dokładnie pamiętam noc, w której się poznałyśmy! Patrzyłam na wprost klubu i zobaczyłam Liv, - Summer złożyła ręce niczym do modlitwy, a ja nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się na wspomnienie tego jak do mnie podbiegła i zaczęła rozmowę, jakbyśmy znały się już wcześniej. - i miałam to dziwne uczucie wewnątrz, że musiałam ją poznać
- Ciesz się Summer, to jedna z najlepszych osób jakie znam - odezwał się Scott, pierwszy raz od kilku minut. Melodyjny śmiech Summer wypełnił pokój.
- Mówię poważnie no! To było trochę jak scena z filmu, a później ona mi zaczęła opowiadać, że dopiero co się wprowadziła i nie pytajcie dlaczego, ale nalegałam, żeby ze mną została
- No i najwyraźniej nigdy nie odeszłam - uśmiechnęłam się delikatnie. Summer uniosła kieliszek ku górze, zachęcając wszystkich do wspólnego stuknięcia szkłami. Zrobiliśmy to. Scott opróżnił pozostałość naczynia w przeciągu następnych trzech sekund.
- A czy masz jakieś filmowe momenty naszej przyjaźni, S? - gładził kciukiem dolną wargę, natomiast Summer chciała się zaśmiać, co tylko skończyło się na tym, że zakrztusiła się i na końcu roześmiała się tylko z tego jak niezdarna jest.
- Kochanie, dzisiaj nie jest twój dzień - machnęła na nieg ręką, Sean się zaśmiał, a my wtórowałyśmy mu śmiechem, podczas gdy Scott wywrócił oczami.
- Cóż, za przeszłość i teraźniejszość, więc - Sean spojrzał na nas, unosząc po raz kolejny swój kieliszek. Odpowiedzieliśmy tym samym, wznosząc szybki toast zanim dokończyliśmy kolację.

- Jest cholernie śmieszny, jesteś cholernie śmieszny! - Summer śmiała się, wskazując na Seana, a on siedział lekko zakłopotany w fotelu i przysięgam, że mogłam zauważyć przebłysk rumieńców na jego policzkach. Oparłam się o framugę drzwi, moje brwi były lekko uniesione jak ich obserwowałam. - To niesamowite, że totalny nieznajomy i my mamy wspólnych znajomych!
I zanim miałam okazję zapytać się o jakim wspólnym znajomym rozmawiają, wtrącił się Scott:
- To nie jest aż tak niesamowite skoro żyjemy w Nowym Jorku - Summer szturchnęła go łokciem, a na jego twarzy pojawił się grymas. Mogłam bezpiecznie stwierdzić, że dzisiejszy wieczór najwyraźniej nie był wieczorem Scotta. Sean wyciągnął komórkę z kieszeni, zmrużył lekko oczy kiedy zerknął na ekran i szybko wsunął sprzęt z powrotem do kieszeni.
- To moja taksówka, muszę lecieć, przepraszam, ale mam rozmowę z klientem rano - odparł, podnosząc się z fotela. Summer odruchowo wstała i pożegnała się z nim uściskiem, podczas gdy Scott uścisnął jego dłoń. - Miło było was poznać, naprawdę
- Wpadaj kiedy tylko chcesz - dodała Summer jak Sean zaczął kierować się w moją stronę. Uśmiechnęłam się, wcześniej założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Zaraz do ciebie przyjdę - dodałam, on tylko skinął głową i wyszedł za drzwi. Wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc, za mną stanął Scott.
- Zabójca czy nie, jest naprawdę gorący - wyszeptał mi do ucha.
- Cóż, nie podciął nam gardła. To dobry początek - dodała Summer, a ja odwróciłam się w ich stronę. Zależało mi na ich opinii, nawet Scotta, chociaż jak zawsze-- była zupełnie nie na miejscu. Przebiegłam palcami po włosach jak wyszłam za drzwi, tam spotkałam Seana. Odprowadziłam go na zewnątrz.
- Dawno nikt dla mnie nie gotował, więc.. było naprawdę miło - wbiłam wzrok w ręce, onieśmielał mnie. Sean uśmiechnął się, podniósł lekko mój podbródek, przez co miałam idealny widok na jego twarz, a szczególnie oczy.
- Moja przyjemność - odwzajemniłam uśmiech, oboje nachyliliśmy się. Pożegnaliśmy się uściskiem i lekkim pocałunkiem w policzek, jego jednodniowy zarost drapał moją szczękę, ale było to naprawdę przyjemnie uczucie. Jedno z moich ulubionych. Patrzyłam jak wsiada do taksówki i odjeżdża, dłońmi masowałam ramiona chcąc się ogrzać. Rozejrzałam się po raz ostatni zanim zdecydowałam się wejść do środka, ale mój wzrok zatrzymał się w miejscu po drugiej stronie ulicy. Mogłam się spodziewać, że on tam będzie. Zawsze był w momentach, kiedy go nie potrzebowałam. Zaczerpnęłam głęboki oddech, lustrował mnie wzrokiem, w końcu zaczął zbliżać się do mnie. Justin.

***

Okej, więc nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Oczywiście, jest monotonny i tak naprawdę to nic się tu nie dzieje szczególnego, nie każdy rozdział będzie przepełniony akcją, ale nie podoba mi się sposób w jaki go napisałam. Miałam go dodać wczoraj, ale skończyłam pisanie sceny przed klubem o pierwszej w nocy i nie miałam siły kontynuować. Ech, mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie tak czy inaczej. Poza tym, chciałam wam ogromnie podziękować za tyle wejść i komentarzy, jesteście niesamowici i naprawdę mnie motywujecie! Kocham was, naprawdę was kocham. Oh, jeżeli szukacie mnie na twitterze, zmieniłam nazwę ze stayjstins na @lindysjustice. Bloodflows ma również swojego oficjalnego twittera na którym będą dodawane małe spoilery, cytaty z nadchodzących rozdziałów jak i będę odpowiadała na wasze pytania etc, więc zapraszam do obserwowania @bloodflows_ff no i oczywiście profili bohaterów. Chcielibyście zobaczyć profil zabójcy wśród nich? Dajcie mi znać jeżeli coś takiego was by zainteresowało, bo nie mam nic przeciwko tworzeniu takiego konta. No to co, no to do następnego rozdziału, misie!

15 komentarzy:

  1. Mimo wszystko uważam że rozdział jest bardzo ciekawy, cała historia jest interesująca i na tyle tajemnicza by zachęcać do dalszego czytania nawet jeżeli nie pojawia się w nim jakaś dramatyczna akcja ;)
    Osobiście ani trochę nie czuje się zawiedziona wręcz przeciwnie...
    Nie każdy jest w stanie napisać coś takiego dlatego Cię podziwiam ;)
    Powodzenia w dalszym tworzeniu i do następnego ;****

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!!
    Robi się coraz ciekawiej i nie wiem dlaczego uważasz że jest z nim coś nie tak według mnie jest naprawdę super a nawet lepiej he ;)) pisz dalej...
    Życzę Ci weny i niezliczonych pomysłów ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem rozdział wcale nie jest nudny! Wręcz przeciwnie! Wyszedł Ci fantastycznie ;)
    Mimo, że nie ma jakiejś wielkiej akcji, ja wcale się nie nudziłam ;) Wszystko jest takie fantastyczne!
    Czekam na następny ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę że postanowiłaś napisać opowiadanie opierające się na tym serialu widziałam parę odcinków i uważam, że jest całkiem ciekawy i myślę że twoje opowiadanie będzie jeszcze lepsze ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam że opowiadanie płynnie i szybko się czyta i łatwo się połapać w zdarzeniach co bardzo cenię!!
    Powodzenia ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na nowy jest coekawie:)<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie coraz bardziej się rozkręca, poza tym świetnie piszesz!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz bardziej mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. po prostu świetny <3 czekam już na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  10. WoW Naprawdę jestem pod wrażeniem bardzo fajne opowiadanie, masz wielki talent dziewczyno!! :***

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny blog, świetny szablon i bardzo ciekawe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń