czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział I

Zaparkowałam białym SUVem na zatłoczonym parkingu liceum Sherwood*. Zmarszczyłam lekko nos, wychodząc z samochodu. Zapach papierosów uderzył we mnie, dzieciaki w wieku Emmy, niektórzy nawet młodsi, nie szczędzili zaczynania kolejnej paczki Marlboro. Przedzierając się przez tłum nastolatków, ignorowałam ich obrzydliwe komentarze. Zatrzymałam się przed wejściem do szkoły, Emma stała ze swoją grupką przyjaciół. Nie były to osoby, które były dla niej odpowiednie. Od czasu śmierci naszej mamy, ojciec popadł w alkoholizm. Nie obchodziło go co się z nami działo. Emma już nie jest tą samą osobą. Kiedyś była pozytywna, osób takich jak jej chłopak, Chad, unikała jak ognia. Odkąd nasza mama odeszła, wplątała się w złe towarzystwo. Nie byłam przy niej przez jakiś czas, rzuciłam MIT, bo musiałam się nią zaopiekować. Jedyny moment w ciągu dnia, kiedy nasz ojciec był trzeźwy, to były godziny pracy. Po powrocie do domu, nie miał żadnych skrupułów, aby sięgnąć po butelkę lub dwie burbona, a obecność najmłodszej z jego córek nie była dla niego przeszkodzą. To tak jakby zapomnieć o jej istnieniu.
- Emma, wracamy! - krzyknęłam, zwracając jej uwagę. Mimo, że stałam w pewnej odległości, widziałam jej zirytowanie na twarzy. W końcu jej starsza siostra siostra przerwała obściskiwanie się ze swoim chłopakiem. Uniosłam lekko brwi, kiedy Emma ostatni raz wymieniła się śliną z wysokim blondynem. Ems była piękną dziewczyną średniego wzrostu i zdecydowanie nie wyglądała na szesnaście lat, które zresztą niedawno ukończyła. Przechylając lekko głowę, pozwoliłam jej iść pierwsza, wolałam ją mieć na oku niż pozwolić jej uciec z powrotem do chłopaka.

Jechaliśmy w ciszy. Wiedziałam, że jest zirytowana. Przyciśnięta do zimnej szyby samochodu, unikała jakiejkolwiek komunikacji między nami. Wypuściłam lekko powietrze z ust, zaciskając ręce na kierownicy. Cisza między nami robiła się coraz bardziej niezręczna. 
- Trzy dni, Emma. Zniknęłaś na trzy dni - oderwałam wzrok z drogi, patrząc na młodszą siostrę. Ojca to nic nie obchodziło, ale kiedy Emma wyszła, aby spotkać się ze znajomymi, nie wróciła przez następne trzy dni. Wyjechała z Chadem i jego rodzicami poza Nowy Jork na weekend, najwidoczniej dała znać pijanemu ojcowi, który pewnie nieświadomie wyraził zgodę.
- Co cię to w ogóle obchodzi? - zacisnęłam wargi w wąską linię słysząc beznamiętność w jej głosie. Nie poznawałam swojej siostry.
- To nie są odpowiednie towarzystwo dla ciebie - odparłam, przechylając lekko głowę. Przebiegłam jedną ręką po włosach, odgarniając większą część z nich z twarzy i wracając wzrokiem na ciemną ulicę, której widok utrudniał deszcz, który powitał nas w połowie drogi.
- Nie wiesz tego.
- Kolesie z którymi zadajesz się teraz? To bracia kolesi z którymi dorastałam i zaufaj mi, nie są najlepszym materiałem na przyjaciół - zwilżyłam usta. Po Emmie nie było widać, aby brała pod uwagę moje słowa. Już dawno przestało ją obchodzić co myślę i co mówię. 
- To wcale nie sprawia, że są tacy sami - próbowała ich bronić za wszelką cenę. Nie potrafiłam tego zrozumieć, była mądra, a jednak ktoś taki jak Chad Lancaster zaślepił ją. Westchnęłam cicho.
- Masz tylko szesnaście lat, Emma --
- Tak, a ty nie jesteś moim rodzicem. Przestań się tak zachowywać - była zirytowana. Zresztą ja również. Pokręciłam lekko głową, już nic jej nie odpowiedziałam. Jak tylko deszcz zaczął padać coraz mocniej, włączyłam wycieraczki.
- Jadłaś coś? - odwróciłam głowę w jej stronę, unosząc brwi. Nic nie odpowiedziała. Wątpię, aby przełknęła w ciągu ostatnich kilku godzin coś innego niż lunch, który zawsze sobie kupuje po drodze. Zjeżdżając z trasy, przejechałam kilka metrów do najbliższego drive-thrusa. Zatrzymałam się przed samochodem, z którego kobieta w średnim wieku składała zamówienie.Spojrzałam jeszcze raz na siostrę, zaciskając usta w cienką linię, przełknęłam nadmiar śliny w buzi.
- Wiem, że odkąd mama umarła--
- Przestań. Jesteś moją siostrą, nie musisz mnie wychowywać - Emma zwilżyła usta, podczas gdy przez moją głowę przełknęła myśl, że w tym momencie, byłam jedyną osobą, która mogła ją wychować. - Muszę się wysikać - sięgnęła po klamkę, aby otworzyć drzwi. Chciała uniknąć tego tematu za wszelką cenę. Nie wiedziałam co mną wtedy pokierowało, ale sięgnęłam ręką w jej stronę i przytrzymałam jej ramię, zanim pozwoliłam jej wyjść.
- Hej-- musimy trzymać się razem. Okej? - uniosłam delikatnie brwi. Czekałam na jej odpowiedź, miałam nadzieję, że ją uzyskam, zanim wyjdzie ona z samochodu. Emma tylko przytaknęła. Uśmiechając się delikatnie, cofnęłam rękę i ułożyłam ją z powrotem na kierownicy.
"Proszę podjechać do następnego okienka, aby zapłacić" - słysząc słowa z głośnika, obserwowałam jak samochód przede mną odjeżdża i włączyłam gaz, aby podjechać bliżej kobiety, przy której złożyłam zamówienie. Czekając na nugetsy i frytki, wychyliłam lekko głowę, wyglądając zza okno. Emma stała po drugiej stronie, najwyraźniej czekała na to, aby łazienka się zwolniła. Marzła. Oparłam rękę na kierownicy, obserwując siostrę przez szybę, podczas gdy ta chodziła w kółko i ocierała ramiona, próbując się ogrzać. Po chwili zauważyłam czarnego vana parkującego za nią, z którego wyskoczył mężczyzna. Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedziałam co się dzieje. Dopóki nie zbliżył się on do Emmy i to była chwila czasu, kiedy zatkał jej usta ręką, ona zaczęła się szarpać, on zaczął ją lekko przyduszać. Wydałam z siebie głośny krzyk, zaczęłam siłować się z drzwiami, które jak na ironie zostały zablokowane z obydwu stron poprzez samochody. Czułam jak łzy zaczęły cisnąć się do moich oczu, podczas gdy moja siostra walczyła z porywaczem, usiłując się uwolnić. Panikowałam. Ciągle krzycząc, wyślizgnęłam się przez okno. Upadłam na mokry chodnik, ale w tamtym momencie ból jaki czułam został kompletnie zignorowany. Liczyło się życie mojej siostry i to, aby ją uwolnić. Nie mogłam jej stracić. Nie ją. Przede mną stał ciąg samochodów, a porozstawiane skrzynki i beczki wokół nie pomagały mi w przejściu. Przez cały czas krzyczałam jej imię, podczas gdy ona była niemalże zaduszona na miejscu. W tamtej chwili nie myślałam o niczym innym, a o uwolnieniu jej. Zaczęłam wspinać się po samochodach, moje stopy ześlizgiwały się po mokrym dachu na boki i utrudniały mi dojście do siostry i porywacza. - Liv! - głośny, przerażający, pełen bólu krzyk szesnastolatki obił się o moje uszy w momencie, kiedy została wepchnięta do samochodu, a ja zesunęłam się na ziemię. Zanim dobiegłam do samochodu, czarne drzwi zostały zatrzaśnięte, a samochód ruszył. Biegłam. Biegłam za nimi ile sił w nogach i zanim się obejrzałam, samochód jechał w moją stronę. Stanąwszy na środku drogi, miałam głupią nadzieję, że napastnik się zatrzyma i będę mogła walczyć o wolność Emmy, ale myliłam się. Z tą samą prędkością jechał w moją stronę, a moje zmysły kazały mi odskoczyć na bok. Wylądowałam na błotnistej trawie, zahaczyłam kolanem o ulice, przez co czułam pieczenie i jak strużki krwi łączyły się z zimną wodą. Samochód odjechał, a ja stałam na środku parkingu, krzycząc w i płacząc. Dlaczego ona? Dlaczego? Dlaczego ktoś ją porwał? O co w tym chodzi? Co z tego mają? Co oni z nią zrobią? Kto to był? Jak ją uwolnić? Miliony pytań nasunęły się do mojej głowy i zero odpowiedzi. Z wszystkich osób na świecie, nigdy nie myślałam, że tyle strat na raz rzuci się na mnie.

3 LATA PÓŹNIEJ

- Twoja córka ma na imię Elizabeth Shepard? Potrzebuje dostępu do jej komputera i 24 godzin na przeanalizowanie go w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek - odparłam. Patrzyłam na starszą kobietę, kilka lat po pięćdziesiątce. Jak na jej wiek, trzymała się bardzo dobrze, aczkolwiek zaginięcie jedynej córki wstrząsnęło nią i od początku naszego spotkania mogłam zauważyć, jak bardzo jest zmartwiona i zrezygnowana. To dlatego do mnie przyszła. Wiem, że nie można zaufać policji. Pani Shepard potwierdziła moje przemyślenia. Jej córka jest zaginiona od tygodnia, a oni nic z tym nie robią. Znalazła mnie w internecie. Odkąd Emma została porwana, zaczęłam zajmować się poszukiwaniem zaginionych osób. Osoby takie jak ja nie pracują dla policji. Nie jesteśmy w dobrych relacjach z nimi.
Kobieta wyszeptała ciche podziękowania, na co ja tylko się uśmiechnęłam. Nie mogłam jej zawieść. Nie zawiodłam do tej pory nikogo i nie mogłam zawieść szczególnie jej. Odkąd powiedziałam, że jej pomogę, zauważyłam mały promyczek nadziei budzący się w jej zrezygnowanym umyśle. Chciałabym być osobą, która jej pomoże.

- Liv! - męski głos wyrwał mnie z rozmyślania o moim ostatnim wywiadzie i robotą jaką muszę zrobić. Wpatrzona w jeden punkt, w końcu przeniosłam wzrok na Tobiego. Toby był moim najlepszym przyjacielem, współpracownikiem i partnerem w akcji. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie pomoc loczka. - Haymitch znowu łazi i sprawdza - wskazał głową na naszego szefa. Haymitch chodził po biurze i zaglądał w każdy przedział, po raz kolejny w dzisiejszym dniu sprawdzał, czy każdy wykonuje swoją pracę. Szybko schowałam karte z wszelkimi informacjami o Elizabeth Shepard zanim wrzód na dupie, którego polecenia muszę wykonywać, o ile chcę zachować swoją pracę, miał szanse zobaczyć cokolwiek. Telefon zadzwonił, a ja mogłam tylko zobaczyć jak Toby podnosi słuchawkę i zaczyna tłumaczyć klientowi na czym polega jego problem z łącznością internetu i co ma zrobić, aby się go pozbyć. Obserwując Haymitcha wzrokiem jak odchodzi, odwróciłam głowę z powrotem w stronę loczka i uśmiechnęłam się dumnie, podczas gdy on był wyraźnie zirytowany jego kolejnym klientem. - Mhm, świetnie, a czy podłączyła Pani kabelek, przewodzący internet? Nie? No to proszę spróbować - zaśmiałam się cicho. Toby próbował brzmieć jak najprzyjemniej, ale gdyby kobieta, z którą rozmawiał mogła go teraz zobaczyć, uznałaby go za niezbyt miłą obsługę firmy. Lekko podirytowany, odłożył słuchawkę i oparł się rękami o ściankę oddzielającą nasze biurka.
 - Kiedyś cię złapią i wylecisz stąd, a wtedy kto mnie będzie ratował przed Przerażającą Brendą? - Toby spojrzał na kobietę, która było bliska uderzenia swojej trzeciej dziesiątki. Toby jako jedyny nazywał ją Przerażającą Brendą, głównie dlatego, że była starszą kobietą i podczas gdy sposób w jaki się ubierała tego nie pokazywał i pewnie by zachęciła tym do siebie wielu innych mężczyzn, to sposób w jaki próbowała przespać się z Tobym przerażał go.
- To dlatego mam ciebie, który pomaga mi zachować tą robotę - przechyliłam głowę w prawą stronę, posyłając mu szeroki uśmiech, na który on tylko wywrócił oczami. - Myślisz, że w ogóle ich obchodzimy? Jedyny powód dla którego tu jesteśmy, to ten, że oni są zbyt dużymi matołami aby ogarnąć cały system informacyjny - wzruszyłam lekko ramionami, kiedy obróciłam się aby zdjąć kurtkę z krzesła. Gdyby nie to, że praca była dobrze płatna i mogłam widzieć się z Tobym cały czas, już dawno bym ją rzuciła.
- Ta. Ale gdyby wiedzieli, że używasz ich komputerów do innych celów, niż zapewnianie im więcej ilości forsy, cóż.. no bueno - zwilżając usta, Toby potrząsnął głową, śmiejąc się cicho. Zmrużyłam lekko oczy, patrząc na niego zanim po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut, wzruszyłam ramionami. - Kobieta musi robić to co kobieta musi robić.. Hej, jeżeli ktoś spyta, powiedz im, że mam wizytę lekarską - zaczęłam pakować potrzebne rzeczy do swojej torby, a telefon wcisnęłam do kieszeni dżinsów. Toby spojrzał na mnie, doskonale wiedział o co chodzi. - Więc to dzisiaj, huh? Sześć miesięcy i ci się udało.
- Udało mi się - odpowiedziałam zrezygnowana. Oboje unikaliśmy tego tematu jak ognia. Zresztą nie tylko my. Wszyscy moi znajomi wiedzieli, że dzień, który dzisiaj nastąpił, był dniem o którym nie chciałam mówić więcej niż dwa słowa. Nie wspominam tego okresu zbyt dobrze. Przez ostatni rok poznałam chłopaka, który pozwolił, abym się w nim zakochała, z którym spędziłam magiczny czas, tylko po to abym później dowiedziała się o tym, że to wszystko było zaplanowane. Zaciskając usta, chwyciłam kurtkę w rękę, a torbę zarzuciłam na ramię. Pochyliłam się bliżej Tobiego.
- Wysłałam ci mailem informację o zaginionej młodej kobiecie. Myślisz, że dasz radę wykorzystać możliwości firmy i dowiedzieć się o niej więcej oraz gdzie się ukrywa?
- Wisisz mi - zgodził się, aczkolwiek w jego głosie była słyszalna rezygnacja.
- Kochasz to - uśmiechnęłam się i zanim wyszłam z pokoju, widziałam jak Toby mruga do mnie ostatni raz.


Wyskoczyłam z samochodu i zatrzymałam się przed wejściem do biura policyjnego. Tak bardzo jak czekałam na ten moment, nie byłam gotowa. Nie byłam gotowa, aby znowu się z nimi zobaczyć i przeżyć to wszystko od nowa. Pokręciłam głową, wyrzucając z niej wszelkie wątpliwości i myśl o możliwym powrocie później. Musiałam to zrobić teraz, musiałam być wolna. Chciałam być wolna. Weszłam na komisariat i jak tylko sekretarka wskazała mi drogę do odpowiedniego pokoju, przyśpieszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu. To, a raczej kogo, chciałam uniknąć najbardziej, stał właśnie przed drzwiami. Moje oczy automatycznie się rozszerzyły na jego widok, a moją pierwszą myślą było ucieknięcie z tego miejsca, ale wtedy wyszłabym na  tchórza. Przeszło mi. Nic do niego nie czuje. Moje uczucia umarły w momencie kiedy mnie aresztował.. Oh, kogo ja oszukuje. Ten idiota zawrócił w mojej głowie i oszukał mnie i tak bardzo jak chcę go nienawidzić, nie potrafię pozbyć się tego uczucia, którego do niego żywiłam rok temu. Spuszczając lekko głowę, odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy i zaczęłam podchodzić bliżej. On też. Dean Clark. Detektyw. Ktoś, kogo poznałam rok temu. Ktoś, kto użył najgorszego tekstu możliwego na podryw, ale udało mu się mnie zdobyć. Ktoś, kto nie miał skrupułów w okłamywaniu mnie, ktoś kto mówił "kocham cię" każdej nocy, ale w tym samym czasie obserwował mnie, czekał na dowód, aby mnie aresztować. Upokorzył mnie.

Potrzebowałam odetchnąć. Od kilku godzin siedziałam przy komputerze, oczy zaczynały mnie piec, a mózg świrował od ilości informacji, którą mu przyswajałam od kilku dobrych godzin. Summer uznała, że idealnym pomysłem było wyjście do klubu. To znaczy, czemu nie, podczas gdy próbowałam znaleźć Emmę i dzieci innych osób, nie mogłam sprawić, że moje życie będzie obracało się tylko wokół tego. Więc zaryzykowałam. Stałam na środku parkietu, Summer pomagała barmanom w obsłudze klientów, podczas gdy ja wywijałam biodrami do rytmu muzyki. Brakowało mi tego. Tego uczucia wolności i niezależności, mój mózg i moje ciało tego potrzebowało. Czułam jak kropelki potu spływają po czole, w dół na moją szyję i szybko znikały pod cienkim materiałem koszulki. Nieznajomy mężczyzna, prawdopodobnie starszy ode mnie, przepychał się między tańczącymi ciałami, aby dotrzeć do mnie.
- Hej! Świetnie tańczysz - dotknął ręką mojego nagiego ramienia, chcąc zwrócić moją uwagę. Podczas gdy nie przestawałam bujać się do muzyki, odwróciłam głowę w jego stronę, a z moich ust wyskoczył cichy i sarkastyczny śmiech. 
- Czy ty mnie podrywasz? Bo kiepsko ci idzie - odparłam, przekrzykując muzykę i po raz kolejny, zachichotałam.
- Cóż, jestem też kiepskim tancerzem, więc najwyraźniej jestem do dupy - zażartował. Wypuściłam z ust kolejny śmiech, tym razem był on szczery i naprawdę mnie rozbawił. Dopiero wtedy kontynuowałam ruszanie biodrami, aczkolwiek o tyle wolniej, abym mogła swobodnie widzieć jego twarz. Lustrując mężczyznę wzrokiem, błędem by było powiedzenie, że wcale nie był przystojny. Był ode mnie wyższy o głowę i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest wysportowany. Jego śmiech był miły dla uszu, a rozczochrane, ciemne włosy dodawały mu uroku.
- Dean
- Liv - uśmiechnęłam się.

Podniosłam głowę, wyprostowałam plecy i pewniejszym krokiem zmierzałam ku niemu. Nie mogłam mu pokazać, że udało mu się mnie zniszczyć od środka. Nie mogłam mu dać tej satysfakcji, że jego plan wypalił.
- Co ty tutaj robisz? - zirytowana, uniosłam brwi. Niecierpliwie czekałam na odpowiedź, mimo, że chciałam ograniczyć jakikolwiek kontakt z nim do minimum, chciałam wiedzieć, dlaczego akurat on. Bransoleta została mi założona przez kogoś innego i byłam niemalże pewna, że zostanie mi zdjęta przez tą samą osobę.
- Pomyślałem, że to ja powinienem być osobą, która cię od tego uwolni - wskazał na moje nogi, na co ja wywróciłam oczami.
- Dlaczego? Bo ty jesteś powodem, dla którego tu w ogóle jestem? - parsknęłam.
- W ten sposób chociaż mogę cię zobaczyć
Nie odpowiedziałam. Wyminęłam go, wchodząc do pomieszczenia za Deanem. - Możemy już mieć to za sobą? Mam robotę do zrobienia - odparłam beznamiętnie, opierając się o drewniany stół na środku pokoju. Obserwowałam jak zaczął do mnie podchodzić.
- Jaką robotę? - zapytał. Był podejrzliwy. Znowu.
- Jaki jest prawdziwy powód, dla którego tu jesteś, Dean? - przekręciłam głowę, zwilżając wargi. Podniosłam lewą nogę, tą na której miałam założony dozór policyjny i oparłam ją na stole, obserwując byłego chłopaka.
- Cóż, nigdy nie dałaś mi szansy, żeby się wytłumaczyć. I naprawdę przepraszam za to co zrobiłem, Liv - wypowiedział słowa wolno, co chwila biorąc oddech. Wywróciłam oczami. Jeżeli myślał, że jedne "przepraszam" miało naprawić to co mi zrobił, to jak mnie oszukiwał, to jak mnie wykorzystał, to był w błędzie.
- Aha, za co dokładnie? Za okłamanie mnie w sprawie bycia policjantem czy aresztowanie mnie? - wypchałam policzek językiem, uniosłam brwi i przekręciłam głowę. Zauważyłam sarkastyczny uśmiech, chcący wkraść się na jego usta, który on za wszelką cenę próbował ukryć.
- Widzisz, możesz ukrywać się za byciem hakerem, ale wydział cyber-przestępstw.. - przerwał, aby dosiąść się obok mnie. Dean sięgnął po moją nogę, chwytając za zamek od nogawki i szybko go rozpiął.
- Wiesz, że nie wierzę w etykiety i wasze prawa - dodałam, zanim zdążył dokończyć zdanie.
Dean nie odezwał się. Mogłam tylko słyszeć, jak wypuścił powietrze z ust i za chwilę szarpnął skrawek mojej nogawki ku górze, odsłaniając moją kostkę. Jego duża dłoń ułożyła się na mojej łydce, a jego ciepło szybko zaczęło rozchodzić się po moim zimnym ciele. Nabrałam głęboko powietrza do płuc. Już zapomniałam jak to było, kiedy mogłam poczuć dotyk jego dłoni. Pokręciłam odruchowo głową, zanim pozwoliłam sobie na ponowny przypływ wspomnień.
- Możesz usprawiedliwiać to w jakikolwiek sposób, - przyłożył skaner do bransolety, pozwalając aby niebieskie światełko przeczytało numer i pozwoliło mu na późniejsze odblokowanie zapięcia. - ale to ty złamałaś prawo, Liv.
- To zależy jak na to patrzysz.
- Spójrz, wiem, że chcesz znaleźć swoją siostrę, ale jeżeli będziesz kontynuowała to co robisz, wpakujesz się w większe kłopoty, a sześć miesięcy? Powiedzmy, że będziesz musiała się martwić o bardziej poważniejsze rzeczy niż zawieszenie na pół roku.
Zaśmiałam się. - Tak usprawiedliwiasz to, co się stało? Że mnie uratowałeś? Jesteś śmieszny. Zrobiłeś wszystko, ale uratowanie mnie nie było jedną z tych rzeczy.
Znowu cisza. Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok i wbił go w martwy punkt na białej ścianie. Zastanawiał się, szukał odpowiednich słów, aby uformować je w zdanie.
- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się co by się stało, gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach?
Teraz to ja się zastanowiłam. Czy kiedykolwiek? Tak. I to wiele razy. Po tym jak zagrał na moich uczuciach, zrozumiałam, że w ciągu tych sześciu miesięcy, zdążyłam się w nim zakochać. Nienawidziłam tego w sobie, ale tak jak bardzo go kochałam, tyle razy wymyślałam przeróżne scenariusze dotyczące naszego spotkania. Czy gdybyśmy spotkali się wcześniej, dalej byśmy tak skończyli?
Jego palce zacisnęły się na mojej łydce, wiedziałam, że próbował dostać moją odpowiedź wcześniej. Chciał też, abym odpowiedziała to co myślę. Mimo wszystko, nie mogłam mu dać prawdziwej odpowiedzi. Nie teraz.
- Nie - odparłam stanowczo, wyprostowałam się.
- Ja tak - zacisnął usta i wtedy puścił moją nogę. Miejsce, w którym wcześniej była jego dłoń zaczął przeszywać chłód, a ja spuściłam wzrok. Zaczęłam obserwować jak odpina bransoletę i zdejmuje ją z mojej kostki, po to, aby jak najszybciej zapiąć nogawkę spodni. Nabrałam powietrza w płuca, mogłam jeszcze na krótką chwilę poczuć jego dotyk, musnął palcami moją nogę, podczas zapinania suwaka. Ciągle czułam przyjemne mrowienie w tamtym miejscu.
- Jesteś wolna.
Przytaknęłam. Część mnie chciała tam zostać, chciała mu przebaczyć i zacząć wszystko od nowa, ale mimo to, nie mogłam tego zrobić. Nie byłam słaba. Formując usta w cienką linię, zeskoczyłam ze stołu i wyszłam z pomieszczenia. Przebiegając palcami po włosach, opuściłam komisariat.

Jak tylko zaparkowałam samochodem przed kwiaciarnią, wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i zmrużyłam lekko oczy, przesuwając palcem kilkakrotnie po ekranie i odczytując pięć wiadomości od Summer, które dostałam w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Wszystkie mówiły to, że się martwiła i chciała wiedzieć jak mi poszło. Nabrałam powietrza w płuca, wydęłam policzki zanim odetchnęłam głęboko i zaciskając telefon w ręku, wyszłam z samochodu. Zamknęłam samochód i weszłam do małego pomieszczenia, w którym znajdowała się kwiaciarnia. Przytaknęłam lekko i uśmiechnęłam się przyjaźnie na widok mężczyzny za biurkiem, powoli zaczynał siwieć, ale mimo jego wieku, przez tyle lat ciągle stał na tym samym stanowisku i wypełniał swoje obowiązki. Stary pan O'Connell rozsunął średniej wielkości szklane drzwi, a zaraz po tym odgarnął pętle sztucznych kwiatów, abym mogła swobodnie wejść do ukrytego wewnątrz klubu, którym zarządzała Summer. Godzina była jeszcze młoda, dlatego oprócz pracowników, nikogo innego tutaj nie było. Zauważyłam Summer zbiegającą po metalowych schodach, starsza o dwa lata przyjaciółka wyraźne odetchnęła z ulgą na mój widok.
- Liv,  boże, w końcu tu jesteś! - niemalże krzyknęła jak tylko podbiegła do mnie, aby chwycić mnie za ręce i zaciągnąć do baru.  - Cholernie się martwiłam! No i co? Jesteś w końcu wolna? - dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho. Uśmiechając się dumnie, podniosłam lekko lewą nogę i zadarłam nogawkę do góry, pokazując jej kostkę, tym razem bez irytującej bransolety, która ograniczała mnie do niemalże wszystkiego.
- Ugh, nareszcie! Możemy świętować! - uśmiechnęła się szeroko. Summer odwróciła się do mnie tyłem tylko na kilka sekund, aby po chwili chwycić po jeden z najlepszych alkoholów, który serwowali. - Dzisiaj ja stawiam - zamachała pełną butelką szampana i dwoma szklaneczkami, zagryzła dolną wargę, a ja miałam wrażenie, że cieszyła się za naszą dwójkę. Podczas gdy ona była zadowolona, ja nie potrafiłam zapomnieć  o Deanie. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie chciałam odbierać jej tej radości. Wciąż, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a ja nie musiałam nic mówić, aby Summer zauważyła, że coś jest nie tak.
- Cholera. Spotkałaś go, prawda?
Westchnęłam cicho. Rozłożyłam ręce i spojrzałam na nią, niefortunnie przytakując głową. - Był tam, czekał na mnie, nie miałam wyboru - odparłam zrezygnowana. Odłożyłam torbę na krzesło obok, oparłam ręce o blat.
- Nie, nie, nie. Nie będziemy znowu przez to przechodzić. To ja prawie wylądowałam u psychologa przez wasze zerwanie, nie ty - wytknęła mnie palcem, na co tylko się zaśmiałam.  - Okej, wychodzi na to, że potrzebujemy czegoś mocniejszego - odłożyła Dom Perignona 2003 na miejsce, żeby za chwilę zacząć przebierać między butelkami.
- Hej, wszystko jest świetnie. To koniec. Przeszło mi - skłamałam. Próbowałam powstrzymać ją, zresztą i siebie, od kolejnych godzin pocieszania mnie. Nie były mi już one potrzebne, tym razem nie bolało to tak jak wcześniej. - Okej, widzisz, to samo powiedziała moja matka zanim zeszła się z moim ojcem i mogłabyś powiedzieć, że to dla pieniędzy? Ale nie.
- Summer, to było dla pieniędzy - zaśmiałam się, głównie na to, jaką próbę S. podjęła, aby sprawić, żebym poczuła się lepiej. Brunetka się zmieszała, żeby to zatuszować, wywróciła teatralnie oczami. Ostateczny wybór padł na wódkę, której zresztą ona mało kiedy sobie szczędziła. Nie żeby była uzależniona, mimo, że pracowała w klubie, Summer wiedziała, kiedy jest czas żeby przestać.
- No dobra, częściowo. Livka, ty i Dean mieliście to coś, co niestety, zostawiło wielką pustkę w twoim sercu i kochanie, jeżeli nie znajdziesz sobie kogoś nowego, będziesz wracała po więcej, a to nie skończy się dobrze - spojrzała na mnie spod szklanek, które szybko wypełniła białym trunkiem.
Nachyliłam się nad nią, spojrzałam prosto w ciemne oczy przyjaciółki i uśmiechnęłam się delikatnie. - To koniec - odparłam stanowczo, chwyciłam w rękę kieliszek z wódką i zaczęłam obracać go między palcami.
- Okej, - zadziorny uśmieszek wdarł się na jej usta, który nigdy nie zwiastował dobrych wieści - więc dzisiaj będziemy się świetnie bawić. Posłuchaj, ten dupek złamał ci serce, ale musisz znowu zacząć się z kimś umawiać, albo skończysz jak moja ciotka Ashley z kotami, którym będziesz odprawiała śluby i nawet one będą od ciebie uciekały! - Summer wyrzuciła ręce w powietrze, zachichotałam cicho. - Musisz zacząć znowu żyć pełnią swojego życia!
- Żyje swoim życiem! - odparłam, udając lekko obrażoną. - A facet nie będzie o nim decydował.
- Ooh, niezły argument - poruszałam zabawnie brwiami na słowa Summer. - Za wolność - uniosła swój kieliszek, a ja po chwili zrobiłam to samo i zanim obydwie wypiłyśmy trunek jednym łykiem, stuknęłyśmy kieliszki o siebie.
- Cholera, potrzebuje limonki.. czy coś - Summer zmarszczyła nos, nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu uciekającego z moich ust.


Była godzina dwudziesta druga, Sobotni wieczór i Summer zdecydowała zrealizować swoje plany i faktycznie miałyśmy się "dobrze bawić". Około dwudziestej wpadła do mieszkania i zaproponowała, ha, a nawet nie zaproponowała, a stwierdziła, że dzisiaj idziemy na imprezę organizowaną w jej klubie. Mimo, że nie miałam ochoty, nie chciałam tracić czasu na zaprzeczanie, a później kilkanaście minut, w których zaczęłaby mnie prosić. Dla świętego spokoju bym się zgodziła, dlatego bez większych oporów, zaczęłam się szykować.
Szłyśmy ulicą Nowego Jorku, niemalże zbliżałyśmy się do klubu Summer. - Żartujesz sobie - odparłam, niedowierzająco. Bez mojej wiedzy, Summer uznała, że założenie mi profilu na portalu randkowym byłoby idealnym pomysłem. Teraz czułam się jak zdesperowana nastolatka, która nosiła napis "kochaj mnie, proszę!".
- Witaj w świecie dzisiejszego randkowania - Summer uśmiechnęła się, była z siebie wyraźne dumna. Wzrok miała wlepiony w komórkę i z tego co zdążyłam zauważyć, kontynuowała uzupełnianie mojego profilu.
- Nie ma mowy - zaprzeczyłam, możliwe, że zbyt szybko.
- No co? Wszyscy to teraz robią!
- Cóż, ja nie jestem wszyscy. Skasuj ten profil
- Nie. Kurcze, jesteśmy młode i przyznajmy, że super seksowne, poza tym, nie jesteśmy też mężatkami więc chwytaj szanse! - brunetka próbowała mnie przekonać za wszelką cenę, ale jakkolwiek by próbowała, nie byłam przekonana do tego pomysłu.
- Kurcze, chyba pamiętasz, że jestem hakerką, S? Zhakuje to - odparłam kpiąco. Summer zaczynała być lekko podirytowana, dziewczyna przewróciła oczami.
- I przez takie zachowanie jesteśmy w tej oto sytuacji - rozłożyła ręce wokół siebie, jak gdyby nasza aktualna sytuacja była przedstawiona na malutkim hologramie, który chciałaby mi zaprezentować. Wyrwałam jej telefon z ręki i zerknęłam na ekran, moje brwi od razu powędrowały w górę.
- Eye Candy*? Nazwałaś mnie Eye Candy? Kreatywniej się nie dało?
- No co? To chwytliwe - uśmiechnęła się dumnie, oh, żeby jeszcze miała być z czego dumna! Summer zabrała mi telefon i przecisnęła się przez długą kolejkę do klubu, a ja podążyłam za nią.
- Dzisiaj to ja decyduje o przebiegu tej gry, a mężczyźni? Będą się o ciebie bili - widziałam jak zmienia opcję "dystans" w aplikacji z automatycznej do jak najmniejszej. Wyrzuciłam ramiona w powietrze, czasami nie potrafiłam nad nią zapanować, a jeżeli nikt nie panował nad Summer, no to cóż.. złe rzeczy zaczynały się dziać. Wyciągnęłam telefon z jej dłoni i wyminęłam przyjaciółkę, wchodząc do klubu. Uderzył mnie zapach potu zmieszanego z perfumami, alkoholem i papierosami. Wszyscy tańczyli, jedni energicznie, drudzy lekko kołysali biodrami, podczas gdy jeszcze inni wyglądali, jak gdyby byli ze sobą sklejeni. Summer pociągnęła mnie za sobą do baru, przy którym mogłam rozpoznać sylwetkę Scotta. Mimo, że zawsze był ostatnią osobą, ktorą chciałam widzieć, ze względu na moją przyjaźń z Summer, ciężko było go unikać.
- I znowu spóźniona. Poza tym, mieliśmy być tylko ty i ja. Ona tu nigdy nie przychodzi - odparł zirytowany, zlustrował mnie wzrokiem. Obydwoje za sobą nie przepadaliśmy i szczerze, nie ruszało to żadnego z nas. Scott mieszał beznamiętnie drinka, a jego wzrok ciągle był utkwiony we mnie, jak gdyby oczekiwał, że zaraz magicznie stąd zniknę.
- Idealnie cię stąd słyszę, Montgomery - odparłam opryskliwie.
- Zmiana planów, Scotty-- oh, hej, Frankie! Potrzebuje cię! - i zaraz zniknęła, podbiegając do barmana. Drapiąc się po karku, drugą ręką poprawiłam torbę na ramieniu i stanęłam na przeciwko dwudziestotrzy latka. Usłyszałam jego niezadowolony jęk na co tylko przewróciłam oczami.
- Więc.. jak leci? - zapytał beznamiętnie. To nie tak, że któreś z nas kleiło się do rozmowy.
- Nie musimy udawać, że się lubimy ze względu na Summer, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
- Świetnie. To irytujące i wyczerpujące - Scott szybko przechylił szklankę i duszkiem wypił złocisty trunek, prawdopodobnie whisky. Zignorowałam go. Opierając się o bar plecami, zaczęłam przeglądać Flirtual*. Nie zauważyłam, kiedy Scott zaczął zaglądać mi w ekran telefonu.
- Od kiedy zaczęłaś trollować Flirtual?
- Nu-uh, nie ja. To pomysł Summer
- Nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką broń posiadasz, co? - spojrzałam na niego lekko zmieszana. - Musisz dobrze wiedzieć co robisz-- - dalej nie rozumiałam tego co miał zamiar mi przekazać. Scott najwyraźniej to zauważył, bo podirytowany wyrwał mi telefon z ręki. Co chwila zerkał w telefon i rozglądał się po klubie, podczas gdy ja stałam zdezorientowana i tylko przyglądałam się jak kontynuuje odrzucanie zaproszeń. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Wydawał się być w tym obeznany.
- Na górze - wskazał głową na mężczyznę na górze, a ja szybko zerknęłam w telefon i z powrotem na nieznajomego. To była ta sama osoba. - Widzisz, to jest ten typ osoby, która zrobi miliony zdjęć, ale i tak wstawi pierwsze lepsze i użyje zbyt dużo filtrów.. Nie chcesz się z nim umawiać, dalej.. - po tym jak odrzucił zaproszenie, zaczął przewijać dalszych kandydatów. Wróciłam wzrokiem na ekran telefonu i zmarszczyłam brwi.
- Kto ustawia zdjęcie psa na profilu randkowym?
- Ktoś, kto nigdy nie pokocha cię bardziej niż tego szczeniaczka - Scott wzruszył beznamiętnie ramionami. Za chwilę podeszła do nas Summer z drinkami i jak tylko zerknęła w telefon, mogłam stwierdzić, że była z siebie dumna. Może nawet bardziej niż poprzednio.
- Ej, czekaj! Flirtuj. Flirtuj, flirtuj, flirtuj. Boże, jakie ciasteczko - jęknęła, podczas gdy ja próbowałam zaprzeczyć. To nie tak, że nie był przystojny. Był i to bardzo, może nawet bardziej niż Dean, ale chyba nie byłam gotowa na kogoś nowego. Albo przynajmniej kogoś, kogo znalazła mi moja przyjaciółka. Przy profilu Seana Huntera zaczęła migać zielona ikonka, która wydawała z siebie śmieszny dźwięk. - Chwila, co to za bip? Co to znaczy? - zmarszczyłam brwi.
- Lubi cię! - Summer niemalże krzyknęła, była wyraźnie podekscytowana.
- A skąd to niby wiesz?
- Bo idzie właśnie w naszą stronę, spadamy! - Scott zaczął pchać Summer do przodu, zostawiając mnie samą z nieznajomym. Super. Podczas gdy mężczyzna zaczął podchodzić coraz bliżej, zaczęłam analizować jego sylwetkę. Był dobrze zbudowany, cholernie przystojny, wysportowany.
- Eye Candy? - zapytał, lekko przechylił głowę. Uśmiechnął się przyjaźnie, a ja nie potrafiłam nie odwzajemnić uśmiechu.
- Uh, ta - zaśmiałam się nerwowo, zacisnęłam telefon w dłoni. - Nie pytaj - odwróciłam głowę w stronę Summer i Scotta, którzy namiętnie prowadzili między sobą konwersację.
- Cóż, nie powinnaś być zażenowana. Podoba mi się. Chociaż zdecydowanie wolę twoje prawdziwe imię - odparł, a na jego twarzy można było zauważyć czarujący uśmiech. Czy on ze mną flirtował? Cholera, on zdecydowanie ze mną flirtował. I po raz pierwszy nie czułam potrzeby, żeby go spławić.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się lekko, zaczynałam czuć jak moje policzki powoli paliły, ale wzięłam kilka szybkich wdechów, aby uniknąć wyglądania jak burak.
- Właśnie wychodziłem, moi znajomi czekają na zewnątrz, ale.. Może moglibyśmy kiedyś się spotkać na drinku czy coś?
Otworzyłam lekko usta. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa. Sean czekał na moją odpowiedź, podczas gdy ja odwróciłam głowę, aby spojrzeć na Summer i Scotta, którzy najwyraźniej obserwowali nas od kilku minut, bo energicznie kiwali głowami.
- Czy oni muszą najpierw wyrazić na to zgodę? - zapytał żartobliwie. Odwróciłam głowę i zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.
- Yeah.. Nie.. um, to głównie przez nich jestem zarejestrowana na tej idiotycznej apce - pomachałam ręką w której trzymałam telefon, usta zacisnęłam w wąską linię, dalej to było dla mnie nieco żenujące.
- Przesadzasz.  W końcu, to tutaj ciebie znalazłem - po raz kolejny posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów, przy którym odpłynęłam. Wiedziałam jak moje policzki zaczynają powoli stawać się różowe, dlatego zasłoniłam je odruchowo włosami, ciągle mając przylepiony uśmiech do twarzy. Uniosłam lekko wzrok, Sean zaśmiał się i zaczął się powoli oddalać. Wypuściłam powietrze z płuc i zaraz obok mnie pojawiła się Summer z Scottem. Podczas gdy ona kipiała z radości, on nie wyglądał na zadowolonego.
- On jest taki gorący, że aż pali! I ten akcent, o boże, mam słabość do Australijczyków!
- Szczęście początkującego. Nie byłbym zbyt pewny na siebie, ta aplikacja jest też pełna psychopatów i stalkerów, uważałbym na ciebie.. gdyby to mnie jeszcze jakoś obchodziło - Scott wzruszył beznamiętnie ramionami i zaraz zniknął w tłumie tańczących osób.

Reszta wieczoru minęła podobnie. Mężczyźni przychodzili i znikali. Niektórzy byli naprawdę interesujący, podczas gdy inni sprawiali, że czekałam tylko, aż ktoś inny do mnie zagada lub Summer zauważy jak bardzo cierpię i mnie zawoła. Scott znalazł mnie kilka razy i uznał, że on i Summer będą moimi doradcami w sprawie randkowania i to głównie oni przejęli pałeczkę w tym, z kim mam się niedługo spotkać. Siedziałam przy barze i kończyłam kolejnego drinka, zresztą, który został zamówiony przez poprzedniego partnera, dopóki nie stanął przede mną dość średniego wzrostu, może nawet tego samego co ja, mężczyzna, miał wyraźny, jednodniowy zarost i bujną czuprynę. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i skinęłam głową na krzesło, jak tylko zapytał się, czy może się dosiąść.
- Sam.
- Liv.
Rozmowa potoczyła się gładko. Nie był tak bardzo interesujący jak poprzedni, ale również nie krzyczałam w mojej podświadomości o pomoc. Był lekarzem, pediatrą. Zależało mu na jego zawodzie, dlatego przywiązywał do niego jak najwięcej uwagi. Mało mówił o sobie, wolał raczej słuchać, dlatego to ja byłam tą, która mówiła więcej, podczas gdy on tylko przytakiwał i raz na jakiś czas dorzucał komentarz od siebie.
Poznałam jeszcze kilku kolejnych mężczyzn, niektórych starszych, niektórych młodszych zanim poznałam Finna. Finn Collins, dwadzieścia dwa lata, singiel, pracował jako fotograf.
- Uh, mój ostatni związek to był związek na odległość, więc nie miał on zbyt wielkiej przyszłości, bądźmy szczerzy - wzruszył beznamiętne ramionami, przyłożył usta do szklanki i upił niewielki łyk wcześniej zamówionej tequili. - A tak poza tym, to jestem okropny w związkach, chyba dlatego zarejestrowałem się na Flirtual. Brzmię jak desperata, co?
- Cóż,  chyba oboje jesteśmy okropni w związkach; już coś nas łączy! Uh, może troszeczkę? - zaśmiałam się, a po chwili jego śmiech wtórował mojemu. Świetnie mi się z nim rozmawiało, może dlatego, że byliśmy w tym samym wieku, ale nie musiałam się stresować tym co powiem.
- Możesz zapisać mi swój numer? Chciałbym się jeszcze z tobą skontaktować - mrugnął do mnie, a ja przytaknęłam ochoczo głową. Jak tylko podał mi swój telefon, bez chwili na racjonalne zastanowienie się wpisałam swój numer w kontaktach. Rozmawialiśmy kolejne kilkanaście minut, zanim oznajmił, że musi się zbierać. Godzina była późna, a  na mnie czekała praca rano, chociaż nawet teraz Summer nie pozwoliła mi opuścić klubu. Zrezygnowana, jak tylko pożegnałam się z Finnem, wróciłam do baru, gdzie miałam spotkać kolejnego mężczyznę, tym razem ostatniego.
Ray Maddox, młodszy. Dwudziestolatek. Pracował jako barista w baru na Queens, studiował aktorstwo, ale rzucił studia. Nie znam powodu. Nie pytałam się nawet dlaczego.
- Nie, nie, nie, nie jestem zbyt wielkim fanem musicali. Sorry. Po prostu nie rozumiem celu musicali. Jakim cudem wszyscy nagle znają tekst tej samej piosenki? Poza tym, dlaczego oni w ogóle śpiewają? Nie łatwiej jest rozmawiać? - Ray wydawał się być zmieszany i wiedziałam, że powinnam mu wszystko wytłumaczyć, ale sposób w jaki to przeżywał wydawał się być śmieszny. Zachichotałam cicho i spojrzałam na niego spod brwi, on również był rozbawiony.
Nasza rozmowa kręciła się wokół wszystkiego. Zaczynając od ulubionego koloru, a kończąc na naszych planach na przyszłość. Nie wiedziałam co się stanie w przyszłości, nie byłam pewna swojej przyszłości dlatego tutaj pozwoliłam mu się wygadać. Miał nadzieję na powrót na studia, podobno został z nich wyrzucony za to co zrobił, aczkolwiek tutaj nie dowiedziałam się już nic więcej.
- Muszę lecieć ale.. zdzwonimy się? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie masz mojego numeru - zaśmiałam się.
- Ale za to ty masz mój - mrugnął do mnie i chwycił kurtkę, zaraz wybiegając z klubu. Zmarszczyłam lekko brwi, ale zaraz spojrzałam na blat baru na którym zostawiona była biała serwetka z dziesięciocyfrowym numerem i niewielkimi, drukowanymi literami napisane "mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - ray". Złożyłam serwetkę w pół i schowałam ją do tylnej kieszeni spodni. Powoli zbliżała się druga w nocy, a ja potrzebowałam odpowiedniej ilości snu, zanim wyruszę do pracy. Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie nie zauważyłam ani Scotta ani Summer. Uznałam, że żadne z nich nie będzie miało nic przeciwko jeżeli zniknę, a szczególnie nie Scott-- nienawidził mnie. Chwyciłam kurtkę i zaczęłam ją powoli zarzucać na ramiona, opuszczając klub tylnym wejściem. O tej porze, główne wejście było już zamknięte. Schodząc po schodach, zatrzymałam się trzy schodki zanim kompletnie zeszłam na ziemię. Przy drzwiach stała oparta osoba, która była na mojej oh tak bardzo długiej liście osób, których chciałam unikać za wszelką cenę. Wypuściłam powietrze.
- Witaj, Liv - odparł. Wyraźne on również nie był zadowolony moją obecnością, dlatego coraz bardziej zastanawiało mnie co on tutaj robił.
- Detektyw Bieber - przechyliłam głowę. Oparłam się o poręcz, obserwując jego ruchy. Jego tętnica się napięła, stał ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. Zlustrowałam go wzrokiem. Detektyw Justin Bieber był partnerem Deana, dlatego miałam szanse spotkać go kilka razy wcześniej. Nigdy ze sobą tak naprawdę nie rozmawialiśmy dłużej niż kilka minut, ale odkąd zostałam aresztowana, cóż, był on jednym z moich częstszych wizyt i to on stał za przyznaniem mi dozoru. Prawdopodobnie również nadzorował moje ruchy kiedy miałam bransoletę przy kostce.
- Czy wiesz jaki jest układ w twoim zawieszeniu? - uniósł brwi, ale tak naprawdę to nie czekał na moją odpowiedź. - Nie powinnaś się zbliżać do komputerów.
- Nie słyszałeś? Jestem wolna - uśmiechnęłam się dumnie, myśl, że mogłam mu zagrać na nerwach i w końcu być niezależna od policji uszczęśliwiała mnie.
Justin zaśmiał się. Zirytowało mnie to, że nie udało mi się go wyprowadzić z równowagi.
- Powiedzmy, że jestem na twoim miejscu..
- Ale nie jesteś na moim miejscu. Jesteś gliną - ostatnie słowo wypowiedziałam z obrzydzeniem. Nigdy nie ufałam policji, ale od ostatniego roku, równie dobrze mogliby oni dla mnie nie istnieć. Są kłamcami. Mówią, że są tutaj, aby ci pomóc, ale to kłamstwo. Ignorują twoje prośby, ignorują twoje uczucia, dla nich liczy się tylko ich interes.
Justin zmarszczył lekko brwi, nie patrzył na mnie, patrzył w jakiś punkt na ścianie, który najwyraźniej był ciekawszy niż ja.
- Ale załóżmy, że gdybym był.. Zasiadłbym w jakiejś grubej firmie, zakamuflował się czy coś, użyłbym tej całej mocy cyberprzestrzeni aby znaleźć ludzi. Zaginionych ludzi? Coś ci zaczyna dzwonić, hm? - odwrócił głowę w moją stronę, oparł ją o ścianę, ale ciągle stał wpatrzony we mnie. Próbowałam unikać jego wzroku, ale nie potrafiłam.
- Kreatywnie.
- Nasz serwer mówi nam, że ktoś nielegalnie zalogował się do systemu NYPD*, a dokładniej mówiąc, do folderu danych osób zaginionych. Wszędzie jest twój adres I.P. Wyjaśnienia?
Westchnęłam. Nie mogłam skłamać, znają już wszelkie moje sposoby i nic na nic nie zadziała. Schodząc ze schodów, podeszłam bliżej Justina. - Ktoś musi sobie poradzić z policją - wyszeptałam, wystarczająco głośno, aby mnie usłyszał.
- Cóż, ale nie ktoś taki jak ty - zmrużył oczy, dokładnie lustrował rysy mojej twarzy i jej szczegóły.
- Dobranoc, detektywie - uśmiechnęłam się sztucznie, wymijając Justina i wychodząc na zewnątrz. Świeże powietrze uderzyło we mnie momentalnie i zajęło to tylko chwile, abym poczuła jak zimny wiatr przeszywa moje ciało. Szybko zapięłam kurtkę.
- Tylko dlatego, że Dean cię kocha, nie oznacza to, że ja będę cię traktował inaczej.
Te słowa sprawiły, że się zatrzymałam. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyśpieszył. Zrobił to specjalnie. Znowu chciał mnie złamać. Wiedział co się stało. Był tam, a jednak musiał  wspomnieć o nim. Pokręciłam głową. Nie odwróciłam się, a zignorowałam go i wyszłam.

Przez drogę powrotną, cały czas słyszałam słowa Justina odbijające się echem w mojej głowie. "Dean cię kocha" zawsze było czymś, co chciałam usłyszeć. Usłyszałam to wiele razy, ale teraz.. teraz to mogło równie dobrze znaczyć nic. Zranił mnie, a ja chciałam zapomnieć o tym etapie mojego życia i kontynuować to co robię. Znaleźć Elizabeth Shepard i moją siostrę.
Mój telefon zadzwonił, dźwięk bardzo mi znany oznajmiał nową wiadomość. Odblokowałam ekran i zanim kliknęłam w treść wiadomości, spojrzałam na godzinę. 2:37. Wypuściłam powietrze z ust, pojawienie się jutro w pracy nie byłoby najlepszym pomysłem, ale tak samo jak nie pojawienie się.


Zmarszczyłam lekko brwi. Numer był nieznany, aczkolwiek wiedziałam, że mogłam podejrzewać jedynie mężczyzn z którymi dzisiaj rozmawiałam. Szybko napisałam odpowiedź i już nawet nie blokowałam ekranu, czekając, aż nieznajomy się ujawni.

Wiadomość przyszła dość szybko, wydawałoby się, że miał już przygotowaną odpowiedź. Lekko zdziwiona, spojrzałam na ekran i przeczytałam wiadomość. Zmarszczyłam brwi. Czy ktoś się ze mną bawił w podchody? Przestawało to być zabawne z każdą chwilą. W momencie, kiedy miałam zamiar przekroczyć ulicę, wyglądała na bezpieczną. Postawiłam stopę na asfalcie i wtedy, praktycznie znikąd, wyjechał ciemny samochód. Szybko odskoczyłam na chodnik, wydałam z siebie głośny pisk i czułam jak moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej.
Zanim zaczęłam głośno przeklinać kierowcę, mój telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości po raz kolejny i zwrócił na siebie moją uwagę. To co przeczytałam momentalnie sprawiło, że całe moje ciało przeszył strach. Rozszerzyłam oczy, jeżeli serce biło mi mocniej wtedy, teraz to one było gotowe wyrwać się z mojej piersi. Byłam przerażona.

***

Sherwood High School* - fikcyjna szkoła licealna wymyślona na potrzeby fanfiction
Eye Candy* - nick na portalu randkowym, którego będzie używała główna bohaterka. Zaczerpnięty został z serialu pod tą samą nazwą (na podstawie którego jest pisane opowiadanie)
Flirtual* - fikcyjna aplikacja portalu randkowego o tej samej nazwie
NYPD* - skrót od New York Police Department. Nowojorska policja

***

Rozdział 1 zdecydowałam podzielić na dwie części, dlatego drugi rozdział będzie kontynuacją wydarzeń z tego rozdziału. I wow, chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się  takiego zainteresowania bloodflows. Naprawdę, zaskoczyliście mnie pozytywnie i nawet zostałam nominowana do LBA w tak krótkim czasie! Aż mi się uśmiech cisnął na twarz za każdym razem jak czytałam te komentarze :) Dziękuje wam stokrotnie, jesteście najlepsi! Wiem, że ten rozdział zostawia wiele do życzenia i obiecuje, że w następnym będzie się działo o wiele więcej. To jest tylko wstęp do ogólnych wydarzeń. Po lewej stronie dodałam ankietę do której głosowania zachęcam, jest ona praktycznie o waszych podejrzeniach wobec tego kto jest stalkerem/zabójcą. Wiem, że po pierwszym rozdziale nie wiadomo wiele, ale wraz po każdym rozdziale byłoby świetnie, gdybyście głosowali. Jak zawsze, konta bohaterów na TT, asku, IG są mile widziane, w tej chwili jedyną postacią zajętą jest Liv, ale każdy inny jest możliwy do wzięcia (boże, jak to zdanie źle brzmi, przepraszam!), więc jeżeli ktoś jest zainteresowany, dajcie mi znać na twitterze. Mimo wszystko, mam nadzieję, że rozdział wam się jako tako podoba (chociaż według mnie nie jest najlepszy) i proszę, zostawiajcie swoje szczere opinie i jeżeli coś jest nie tak, dawajcie mi znać, bo zależy mi na poprawie samej siebie. Oh i w zakładce "Fabuła" został dodany opis i zwiastun, więc zapraszam do obejrzenia!

14 komentarzy:

  1. rozdział jest absolutnie boooski! <333
    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg,
    Karolina<333

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku.. tylko 1 rozdział a ja już zakochałam się w tym opowiadaniu *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział genialny :D blog fantastyczny <3 już się nie mogę doczekać nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebiste naprawdę!!
    nie mogę się doczekać dalszej części ;)
    pozdrawiam /Zojka <333

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na nn ;) powodzenia do następnego ;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. <33 super do nastepnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się ;) myślę że to będzie jedno z najlepszych opowiadań jak i blogów!
    /Sonia ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Po przeczytaniu prologu jak i rozdziału odnoszę wrażenie że będzie to jedno z moich ulubionych opowiadań.
    Bardzo podoba mi się też dobór bohaterów :)
    Weny dziewczyno i powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny! :D Czekam na nn :* + Zapraszam do siebie http://anotherworldaw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej, świetny rozdział! Coś czuję że będę wpadać tu częściej hahah ;d

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju niesamowity ! Nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  13. na prawde bardzo fajny rozdział i bardzo zachęca do czytania następnych części : ) Pisz jak najszybciej xx
    http://partdirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział, bardzo wciągający :*

    OdpowiedzUsuń