czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział III

Killer's POV

- Nigdy nie kłamiesz. Aparat również nie kłamie. Pokazuje mi wszystko. Każdy ruch, każdą emocję ukazującą się na twojej twarzy. Tęsknisz za swoim chłopakiem. Nie martw się. Wkrótce o nim zapomnisz. Obiecuje - moje palce przebiegły po nadruku Olivii na fotografii. Była idealna. Piękna, chuda, zgrabna, szczera, niczego nie ukrywała. Była tą, której szukałem. Potrzebowałem jej. Chwyciłem za nożyczki. Idealnie, nie omijając żadnego wystającego włosa, wyciągłem postać Liv. Odrzuciłem niepotrzebne tło, a wyciętą postać delikatnie, jakby najmniejsze przyśpieszenie miało wszystko zepsuć, ułożyłem je obok. Spojrzałem na nie. Wokół niedawno wyciętego obrazka leżało wiele innych, wszystkie zdjęcia zrobione były kilka godzin temu. - Potrzebujesz czasu. Dam ci go - chwyciłem za wycinki zdjęć i podszedłem do białego manekina. Delikatnie i uważnie zacząłem przyklejać fotografie do białego materiału na miejscu twarzy. - Chciałbym ci dać wszystko. Chciałbym.. Cię dotknąć

Liv's POV

Odkąd zamordował Deana byłam bardziej niż zmotywowana do tego aby go znaleźć. Zabijał osoby które kochałam, odbierał mi powoli wszystkich. Może to on stał za porwaniem Emmy? Nie. To nie mógł być on. Ktokolwiek, ale nie on. Jaki był w tym jego interes? Co miał z sprawiania mi bólu? Czy był aż tak wielkim psychopatą, że oglądanie jak cierpie sprawiało mu tyle przyjemności? Musiałam go znaleźć. Musiałam wiedzieć kim on jest.
Tańczyłam do rytmu muzyki lecącej z głośników w klubie Summer. Liczyłam na to, że spotkam tu ostatnią trójkę z mężczyzn, którzy zaprosili mnie na Flirtualu. Podczas gdy Justin i Dean doradzali mi, abym trzymała się od nich z daleka na czas, gdy oni nic nie wymyślą, ja tak nie potrafiłam. Zresztą, minął tydzień. NYPD siedzi cicho. Ja nie miałam zamiaru bezczynnie stać w miejscu, podczas gdy on dalej jest na wolności. Rozglądałam się po parkiecie, mogłam jedynie wyłapać wzrokiem Raya. Ani Finna ani Seana dzisiaj nie było, aczkolwiek nie zastanawiałam się dlaczego. Oboje wykonywali ciężką robotę, nie mogli przesiadywać codziennie w klubie, szczególnie w środku tygodnia. Rey, jednak, od momentu, gdy go poznałam był typem mężczyzny, którego nie obowiązywały zasady i chętnie je naginał. Zmrużyłam lekko oczy, gdy zauważyłam jego sylwetkę kierującą się do drzwi. Nie mogłam pozwolić mu odejść. Odgarnęłam wilgotne włosy, które przykleiły mi się do nieco spoconej twarzy i pewna siebie, ruszyłam w kierunku Reya zanim zdążył dojść do drzwi.
- Hej, ty! - przekrzyknęłam muzykę, zwracając na siebie jego uwagę. Wydawał się być lekko zdziwiony, ale w tym samym czasie jego twarz objęła ulga na mój widok.
- Eye Candy - powiedział, bardziej do siebie niż do mnie. Uśmiechnęłam się lekko, zębami odgryzając naskórek z mojej dolnej wargi. Obserwowałam jak podchodzi bliżej.
- Liv - poprawiłam go. Jako jedyny ciągle zwracał się do mnie moim nickiem z Flirtualu. Nie podobało mi się to.
- Racja.. Drażniłaś się ze mną przez telefon przez dwa tygodnie. Nie podoba mi się to - nachylił się nad moim uchem, mówiąc głośniej. Nie podrażniło to mojego narządu słuchowego, przez głośną muzykę wydawało się, że mówił normalnym tonem. Zacisnęłam usta w wąską linię, ale jak tylko znowu na mnie spojrzał, wymusiłam na sobie uśmiech.
- Tak, wiem. Przepraszam. Cały tydzień był szalony, ale jestem tu teraz, prawda? - przechyliłam lekko głowe, uniosłam brwi. Przytaknął, przyznając mi rację i uśmiechnął się szeroko, był z tego zadowolony. Jedną ręką objął mnie w talii przyciągając bliżej siebie, podczas gdy drugą uniósł przed moimi oczami, między palcami obracał małą, żółtą tabletkę. Narkotyk. - Chcesz spróbować? - obserwowałam jak położył narkotyk na koniuszku języka i zaczął się nachylać. Mój wzrok wędrował z jego oczów na jego usta, w końcu zdecydowałam się kontynuować swój mały plan. Pozwalając mu na pocałowanie mnie, Ray wpił się w moje usta. Nie byłam mu dłużna i pogłębiłam pocałunek, moja ręka powędrowała na jego szyję, wbijając w nią palce. Poczułam jak językiem wpycha tabletkę do wnętrza moich ust, w tamtym momencie oderwałam się od niego i odwróciłam się tyłem. On objął mnie bardziej, a między nami nie było teraz szansy na wciśnięcie nawet skrawka kartki. Podczas gdy on był zajęty ssaniem miejsc na mojej szyi, wyciągnęłam tabletkę z buzi i wyrzuciłam ją na ziemie, powoli i niezauważalnie zdeptując ją obcasem buta.

Summer's POV

Obserwowałam jak Liv realizowała swój tak bardzo nieprzemyślany plan, co chwila przygryzałam wargę z nerwów i powli mogłam czuć metaliczny posmak w ustach. Kątem oka zauważyłam jak Scott kieruje się w moją stronę z kolejnymi drinkami w rękach. Gdyby nie on, nerwy zjadłyby mnie tutaj żywcem. Sięgnęłam po, jak podejrzewałam, martini i szybko upiłam łyk. Obserwowałam jak Ray ją obracał i co chwila zatrzymywał, aby przyssać się do skrawków jej odkrytego ciała i obrzucać ją pocałunkami. Przełknęłam narastającą gulę w gardle. Robiło mi się niedobrze.
- Coś nie tak? - Scott spojrzał na mnie, jego brwi były lekko uniesione podczas gdy zaczął sączyć trunek przez ciemną, plastikową słomkę.
- Nic - odburknęłam. Co prawda nie usłyszał mnie, ale z wyrazu jego twarzy wiedziałam, że przynajmniej odczytał ruch moich ust. Palce zacisnęłam mocniej na szklance z przezroczystym płynem, nerwowo gryzłam wewnętrzną część policzka.
- Nic? Więc to spojrzenie nie ma nic wspólnego z tym, że Liv jest na parkiecie z jednym z gości, którego poznała na Flirtualu? - przekręcił kokietyjnie głowę, przewróciłam oczami. Nienawidziłam, kiedy potrafił tak łatwo mnie odczytać.
- Wiem co ona robi, okej? - odparsknęłam.
- Oświeć mnie - odpowiedział beznamiętnie, końcówką słomki sunął po swojej dolnej wardze, wyraźne zaintrygowany.
- Próbuje znaleźć zabójce Deana - wypuściłam nadmiar powietrza z płuc. Nie podobał mi się ten plan, uważałam, że popełniała ogromny błąd i narażała siebie na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Nie brzmi to zdrowo - Scott zacisnął szczękę. Obserwowałam go uważnie. Znał Olivię od momentu kiedy to ja poznałam ją, chociaż próbuje zaprzeczyć, troszczy się o nią jakby była jego młodszą siostrą. Wpatrywał się z lekkim obrzydzeniem w Liv, odwróciłam głowę w stronę parkietu i jak tylko wyłapałam to co Ray z nią robił, zmarszczyłam nos z niesmakiem. Nie ufałam mu. Liv też mu nie ufała, pewnie dlatego był jej głównym podejrzanym.

Liv's POV

Jego ręce błądziły po moim spoconym ciele i badały każdy jego skrawek, od czasu do czasu mogłam poczuć jak jego palce wślizgiwały się pod moją mokrą bokserkę i badały nagi brzuch. Za każdym razem przełykałam gulę narastającą mi w gardle kiedy poczułam jego dotyk na mojej nagiej skórze, nie podobało mi się to. Nie mogłam go również odtrącić i naśladować jego ruchy, inaczej mój plan byłby bezsensowny. Jak tylko nachylił się by znowu mnie pocałować, przygryzłam lekko dolną wargę i kokietyjnie odrzuciłam głowę do tyłu, unikając jego ust.
- Co ty na to abyśmy wyszli na zewnątrz? - przekrzyknęłam muzykę, niezbyt głośno, ale na tyle aby mógł mnie usłyszeć. Ray tylko się uśmiechnął, był wyraźnie zadowolony. Odgarnąwszy wilgotne włosy z czoła, delikatnie ścisnęłam jego rękę i powolnym krokiem, bezproblemowo omijając tańczących ludzi, skierowaliśmy się do wyjścia. Po drodze, Ray sięgnął po moją kurtkę i jak tylko byliśmy na podwórku, pomógł mi ją założyć. Wyciągnęłam telefon, miałam wiadomość od Summer, która odradzała mi wyjścia z Rayem. Zignorowałam ją. Wsunęłam komórkę do tylnej kieszeni spodni i zacisnęłam lekko usta, wymusiłam uśmiech, dorównując krokiem Rayowi.

Justin's POV

Od śmierci Deana ciężko mi było się pozbierać. Był moim najlepszym przyjacielem, nie tylko kimś z kim pracowałem, ale kimś kogo znałem od dzieciństwa. Nie zasługiwał na śmierć. Nie w taki sposób. Nie, kiedy wszystko zaczęło mu się układać. W momencie kiedy go straciłem, byłem bardziej zmotywowany. Musiałem znaleźć mordercę i musiałem go ukarać. Mimo wszelkich konsekwencji, które musiałbym ponieść.

Zbliżała się trzecia nad ranem, a my dalej byliśmy zawaleni robotą. Dean dołączył do mnie około północy, dopóki Connor nie skończył swojej poprzedniej zmiany, uparł się, aby zostać z Liv i Summer i upewnić się, że nic im nie jest. Nigdy nie widziałem go tak skupionego na sprawie. Nie dziwiłem się. Mimo tego, jaki był początkowy plan, zakochał się w niej. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że złym pomysłem było wysyłanie go na obserwowanie jej. Mieliśmy tylko znaleźć Bubonica, a ona była idealnym tropem. Mieliśmy go znaleźć, aresztować i zakończyć tą sprawę. Ale nie. On się zakochał. Kątem oka obserwowałem mojego współpracownika, podczas gdy ciągle wertowałem przez stos dokumentów, mając głupią nadzieję, że coś znajdziemy. Zirytowany, zatrzasnąłem kolejną teczkę z aktami i odrzuciłem ją na bok.
- To nie ma sensu, Dean - wycedziłem przez zęby, ręką przebiegłem przez jasne włosy, pociągnąłem za końcówki. Nerwowo gryzłem wargę, za każdym razem odgryzając z niej naskórek. Pokręciłem głową, zacząłem chodzić w kółko. Nic nie przychodziło mi do głowy. Żadne rozwiązanie, żadne racjonalne wyjście z tej sytuacji. Byłem zmęczony, od pięciu godzin funkcjonowałem na kofeinie, mój mózg był zmęczony i powoli odmawiał myślenia. Zacisnąłem palce na papierowym kubku, ciągle gorącym i przechyliłem go, biorąc wielki łyk czarnej kawy. Podparłem ręce na biodrach, stałem lekko przygarbiony i uważnie obserwowałem Deana. Był równie zirytowany jak ja. W końcu, walnął pięścią o stół. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Znajdziemy tego sukinsyna, musimy go znaleźć - niemalże krzyknął. Przetarłem twarz dłonią, zacisnąłem szczękę i podszedłem z powrotem do biurka. Zamrugałem kilkakrotnie oczami, sam widok stery papierowych teczek, a w nich kilku kartek sprawiał, że nie miałem ochoty na nic. Zrezygnowany, chwyciłem kolejną cienką teczkę i zacząłem ją przeglądać.
- Justin.. - usłyszałem cichy głos. Uniosłem wzrok znad małych, drukowanych literek, aby zobaczyć Deana, beznamiętnie wpatrującego się w jakiś punk na białym stole. Poddawał się. Mogłem to widzieć po jego postawie. Przełknąłem ślinę.
- Jeżeli cokolwiek mi się stanie, cokolwiek, obiecaj, że się nią zaopiekujesz. Obiecaj mi, że będziesz ją obserwował, że będziesz się o nią troszczył i zadbasz, żeby była bezpieczna. Ona i jej przyjaciele. Masz nie dopuścić, aby stała się jej jakaś krzywda. Jeżeli ten sukinsyn ją dotknie, masz zrobić co w twojej mocy, aby go znaleźć i wsadzić za kratki. Obiecaj mi to - jego każde słowo było wypowiedziane stanowczo, nowe zdanie zaczynał od wzięcia oddechu. Wpatrywałem się w niego, miał zaciśniętą szczękę i niecierpliwie czekał na moją odpowiedź.
- Dean, nic ci się do cholery nie stanie! - wycedziłem. Nie pozwoliłem sobie na myśl, że mógłby w jakikolwiek ucierpieć. Nie pozwolę na to.
- Obiecaj mi! - podniósł głos, a moje włosy na karku stanęły. Spotkałem się z takim zachowaniem wcześniej, ale on ciągle mnie zadziwiał.
- Obiecuje

Zacisnąłem usta. Mój palec wskazujący wodził po dolnej wardze jak obserwowałem klub w którym była Liv. Obok mnie siedział Connor. Tęskniłem za nim. Miałem zamiar dotrzymać mojej obietnicy. Obserwowałem jak Ray Maddox opuszczał klub, odruchowo wyprostowałem się, kiedy zauważyłem za nim Liv. Co ona do cholery wyprawiała? Zmarszczyłem brwi, lekko zmartwiony spojrzałem na Connora, on tylko wzruszył ramionami.
- Czy ona jest poważna?
- Co ona ma zamiar z nim zrobić? - Connor przechylił się lekko, aby widzieć wyraźniej, podczas gdy ja mu odpowiedziałem kręcąc głową.
- Ona nie ma bladego pojęcia co się stało - odparłem i wypuściłem powietrze. Przebiegłem palcami po krótkich włosach. - Nie dość, że wszystko spieprzy to jeszcze pozwoli się zabić - obserwowałem jak się oddala. Moja ręka odruchowo powędrowała do kieszeni, musiałem do niej zadzwonić. Wysuwając telefon, szybko wybrałem jej numer telefonu i przyłożyłem komórkę do ucha. Jeden sygnał, drugi sygnał i.. odebrała.
- Cześć mamo - odezwał się głos w słuchawce. Wywróciłem oczami, gdyby nie okoliczności sytuacji, skomentował bym jej nieprofesjonalną próbę wyjścia z sytuacji.
- Co ty wyprawiasz? - wycedziłem jak tylko spojrzałem w lusterko boczne, obserwowałem ją. Stała odwrócona tyłem do Raya i w momencie gdy odebrała moje pytanie, niepewnie spojrzała na niego. Bała się.
- Jestem nieco zajęta, co tam?
- Co tam? - uniosłem brwi, chociaż nie mogła tego widzieć. Nie mogłem się powstrzymać, a pozwolić, aby sarkastyczny śmiech opuścił moje usta. - Dla twojej informacji, ostatnia dziewczyna, z którą umówił się Ray Maddox była znaleziona martwa dzisiejszego popołudnia w salonie, a jej twarz była poparzona kwasem - obserwowałem uważnie jej reakcje. Odwróciła się z lekkim przerażeniem w stronę Raya.
- Oh nie. To okropne
- Owszem. Chcę, żebyś się stamtąd wyniosła. Teraz - mój głos był stanowczy, nie miałem zamiaru z nią pogrywać. Nie, jeżeli w grę wchodziło jej życie.

Liv's POV

Moje serce zaczęło bić szybciej jak usłyszałam słowa Justina. Czy mogłam teraz stać twarzą w twarz z mordercą? Czułam narastającą gulę w moim gardle, przełknęłam ją. Moje serce przyśpieszyło swoje bicie, mogłam czuć jak zaczęło robić mi się gorąco, a moje ręce zaczynały się pocić.
- W porządku.. Dziękuję - wyszeptałam do słuchawki, pozwalając Justinowi się rozłączyć. Niepewnie, próbując ukryć swój strach, spojrzałam na Raya. Patrzył na mnie z lekko uniesionymi brwiami, ale nawet wtedy, nie wiedziałam co mówił wyraz jego twarzy.
- Wszystko dobrze? - jego głos nie wyrażał żadnych emocji, byłam pewna, że pytał tylko po to, aby nie wyjść na nieczułego dupka. W tamtym momencie, nieczuły dupek było jednym z określeń, które potrafiłam dla niego znaleźć. Zaczerpnęłam głęboko powietrze i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów.
- Uh.. tak. Moja mama.. zachorowała ostatnio i.. Nienawidzę to mówić, ale muszę iść - wymamrotałam, pierwszy raz czułam, żeby słowa sprawiały mi tak wielką trudność. Ray trzasnął drzwiami, był zdenerwowany. Moje serce przyśpieszyło, rozchyliłam wargi, aby ułatwić sobie oddychanie, które nagle okazało się być wielkim problemem.
- Nie mogę powiedzieć, że nie jestem zawiedziony.. - zaczął się do mnie zbliżać, moją pierwszą myślą było cofnięcie się, ale wiedziałam, że jeżeli to zrobię, zacznie coś podejrzewać. Odwróciłam głowę w bok, szybko napotkałam samochód Justina i jego wzrok zza szyby. Odetchnęłam. Czułam się bezpieczniej wiedząc, że on tu jest, jeżeli Ray by próbował coś zrobić, Justin by go powstrzymał. Wiedziałam, że by to zrobił.  - Wyjeżdżam poza miasto na weekend. Chciałbym mieć cię trochę więcej zanim wyjadę - wyszeptał, był niebezpiecznie blisko. Oferował mi kolejne spotkanie, ale w tamtym momencie nie myślałam o realizacji mojego planu, a o tym jak przerażona byłam i jak ciężko było utrzymać równowagę na nogach z galarety.
- Dam ci znać - odpowiedziałam, próbowałam brzmieć stanowczo. Ray tylko skinął głową, przeszywał mnie wzrokiem zanim odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, mogłam poczuć jakby ktoś zdejmował ciężar z moich ramion w momencie kiedy wsiadł do samochodu i odjechał. Zacisnęłam mocno powieki, próbowałam uspokoić nieregularne oddychanie.
- Dobrze się bawiłaś? - usłyszałam sarkastyczny głos za sobą, tak bardzo mi znajomy. Justin. Wywróciłam teatralnie oczami, nie chciałam mu dziękować ani przyznawać racji. Jego ego było już wystarczająco duże, nie czułam potrzeby powiększania go. Zirytowana, z zaciśniętymi wargami odwróciłam się w jego stronę. Stał tam, wyższy ode mnie o kilka centymetrów, ręce miał włożone do kieszeni spodni, a na jego szyi wisiała odznaka. Nie widziałam go jeszcze bez niej. Był zirytowany. Witam w klubie.
- Technicznie, wyglądało abym się dobrze bawiła? - uniosłam brwi, przekręciłam lekko głowę w bok. Mój język sunął po wewnętrznej stronie mojej dolnej wargi, był to jeden z moich nawyków, kiedy próbowałam kogoś zirytować. Justin prychnął, mogłam widzieć jak jego mięśnie się napięły.
- Twoja obsesja na punkcie znalezienia zabójcy Deana rujnuje nam całą sprawę - wycedził. Wiedziałam, że dla niego najlepszym wyjściem było gdybym siedziała posłusznie w mieszkaniu, czekając, aż oni odwalą całą robotę. Tak się nie stanie, nie w tej bajce.
- Więc dlaczego jeszcze go nie aresztowaliście? - pozwoliłam by moje ręce uderzyły o uda kiedy uniosłam je lekko, mój głos był pełny irytacji.
- Taki był plan, ale weszłaś nam w drogę
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam szczękę, patrząc na niego. Po raz pierwszy zaczęłam czuć się głupio. Chcieli coś zrobić. Mogli go aresztować, może to był on. A ja wszystko zepsułam. Justin westchnął cicho, podrapał się po karku.
- Pozwól nam wykonywać naszą robotę, Liv - wyszeptał, jego karmelowe oczy patrzyły w moje. Zwilżyłam usta.
- Ta dziewczyna, którą znaleźliście? Ciągle by żyła, gdybyście wykonywali swoją robotę - mój głos się łamał. Każda osoba, która umierała, która miała założony profil na Flirtualu sprawiała, że uczucie bezradności i winy budziło się we mnie. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie potrafiłam zaakceptować kolejnej śmierci. Justin zassał usta, jego wzrok był utkwiony w chodniku, zastanawiał się nad czymś.
- To nie w porządku - wybełkotał. Przełknęłam ślinę, przestałam na niego patrzeć. - Wiem, że jesteś zła, okej? Też jestem zły! Dean i ja przyjaźniliśmy się zanim zostaliśmy detektywami, nasze rodziny dorastały razem.. - urwał, był bliski złamania się. Moje oczy zaszkliły się. Nie wiedziałam o tym. Mimo to, moja złość nie ustępowała. Zamrugałam szybko powiekami, nie mogłam pozwolić sobie na płakanie. Nie teraz. Justin zaczerpnął głęboki wdech i kontynuował. - Wiesz jak jego mama spojrzała na mnie na jego pogrzebie? Z żalem. Żałowała, że kiedykolwiek zaufała mi w sprawie jego życia
Zaczerpnęłam powietrze. Spuściłam wzrok, nerwowo zaczęłam gryźć wnętrze policzka. - Wiesz jak ja na siebie patrzę? Z winą. To wszystko moja wina, Justin - słyszałam jak mój głos się trząsł, zanim straciłam kontrolę nad wszystkim, odwróciłam się. Zostawiłam go za sobą, stojącego, obwiniającego się o śmierć Deana. Nie on powinien się obwiniać. To ja. Gdyby nie ja, gdyby nie głupi profil na Flirtualu, gdybym tak bardzo nie chciała do niego wrócić nic by się nie stało. Wszystko zaczęło się ode mnie i wszystko sprowadza się do mnie.

Wróciłam do domu nad ranem. Nie chciałam tam wrócić po mojej rozmowie z Justinem, nie kiedy byłam w stanie, kiedy się złamałam. Błąkałam się po okolicy, w końcu zdecydowałam zostać na noc u Tobiego. On nigdy nie zadawał pytań, jeżeli tego nie chciałam. I chociaż w momencie kiedy stanęłam w drzwiach do jego apartamentu nie zrobił nic, a pozwolił mi się wtulić w jego ciepłe ramiona i wypłakać, rano uznał, że kilkadziesiąt pytań typu "jesteś pewna, że wszystko w porządku?" było idealnym pomysłem. Weszłam do mieszkania, które dzieliłam z Summer na Manhattanie. Brunetka siedziała przy stole z kubkiem w rękach, zakładam, że piła swoją English Breakfast Tea z mlekiem. Nienawidziła kawy. Wymamrotałam ciche "hej" wchodząc w głąb mieszkania.
- Wstałaś wcześniej niż zwykle - odparłam, zerkając na zegarek. Summer nigdy nie była skowronkiem, a 7:15 to zdecydowanie nie była godzina w której można byłoby ją zobaczyć na nogach. Byłam lekko zmartwiona. Podeszłam bliżej przyjaciółki, zajmując miejsce przy stole obok niej.
- Mhm.. Ciężko jest zasnąć, kiedy twoja przyjaciółka znika co noc - odparła, a ja od razu poczułam znienawidzone uczucie winy formujące się we mnie. - Zostawiaj mi notatki raz na jakiś czas
Uśmiechnęłam się delikatnie. - Nic mi nie jest
- Oh, czyżby?
- Mhm - przytaknęłam, odwieszając kurtkę na wieszaku, a klucze wrzuciłam do miski. Chciałam uniknąć wszelkich pytań, dlatego szybko skierowałam się do swojego pokoju. Niestety, Sutton nie była osobą, która odpuszczała i mogłam usłyszeć jak jej gołe stopy stawiały kroki na panelach. Westchnęłam cicho, kiedy rzuciłam się na łóżko.
- Chodziłam przez jakiś czas, a później zatrzymałam się u Tobiego, okej?
- To co, już własnego mieszakania nie masz? - odparła opryskliwie, była lekko urażona. Nabrałam powietrza w usta, wydymając policzki.
- Nie musisz się o nic martwić, wyluzuj - przebiegłam palcami po włosach, naprawdę chciałam uniknąć tej rozmowy. Summer tylko prychnęła jak szybko zajęła miejsce przy komputerze.
- Żartujesz sobie ze mnie? Więc proszę, wyjaśnij mi co to jest - kliknęła klawisz na klawiaturze, a ja obserwowałam jak komputer się zapala, a na pulpicie wyświetlone były trzy obrazy z komórek mężczyzn z którymi się ostatnio umówiłam. - Obserwujesz chłopaków z Flirtualu - moja usta otworzyły się, szybko je zamknęłam, aby nie pozwolić jej na stwierdzenie, że ma rację. Chociaż naprawdę ją miała. - Myślę, że jednak jest o co się martwić. Śledzisz ich, co nie? - Summer oparła łokcie na gołych kolanach, podparła podbródek na dłoniach. Skinęłam lekko głową, moje policzki płonęły, a ja czułam się jakbym trafiła na dywanik u dyrektora.
- Tak - mruknęłam.
- Dlaczego w ogóle to ukrywałaś przede mną?! - ręką wskazała na ekran, westchnęłam cicho.
- No bo.. nie chciałam abyś się martwiła
- Okej, no ale się martwię! Liv.. To co się stało dla Deana to nie jest twoja wina - podniosła się z krzesła, stała na przeciwko mnie z założonymi rękami.
- To jest tylko moja wina, Summer! - odruchowo uniosłam głos, zauważyłam jak Summer się lekko wzdryga. - A jeżeli którykolwiek creep z którym się umówiłam zabił Deana, dowiem się o tym - mój ton był stanowczy, taki był mój cel i nie miałam najmniejszego zamiaru sobie go odpuszczać. Summer tego nie rozumiała.
- Dlaczego? Nie jesteś jakąś superheroską, Liv - była zmartwiona, powoli zajęła miejsce na łóżku obok mnie. Westchnęłam cicho jak przetarłam twarz dłonią. - Jesteś tylko Liv. Pozwól policji się tym zająć
- Wiesz, że nie mogę im ufać - mruknęłam. Doskonale o tym wiedziała, ale wciąż upierała się przy tym, aby się do nich zgłosić. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
- Okej, muszę to powiedzieć, a ty musisz mnie posłuchać. Romansowanie z mordercą nie jest zbyt dobrym pomysłem - spojrzała na mnie, w jej oczach widziałam, że ma nadzieję na to, że się z nią zgodzę. Zacisnęłam usta w niewidzialną, cienką linię.
- To jedyny pomysł jaki mam
- Kurcze, to nie jest dobry pomysł, Liv! - wybuchnęła, wyrzucając ręce w powietrze.
- Słuchaj.. wiem, że mogę mieć obsesję na punkcie czegoś co wcale nie istnieje.. że ci kolesie to może być tylko trójka zwykłych facetów, szukających dziewczyny, ale muszę to zrobić albo oszaleję - tym razem na nią nie spojrzałam, nie chciałam. Wiedziałam, że nigdy tego nie zrozumie i nigdy się ze mną nie zgodzi.
- Nie będę kłamać, okej? Nie popieram tego - wyszeptała, cały czas bała się mojej reakcji. Przytaknęłam lekko głową. Usłyszałam jak wydaje z siebie cichy jęk winy i zanim zdążyłam zareagować, przyciągnęła mnie do swojego drobnego ciała i uwięziła w uścisku. Uśmiechnęłam się i podczas gdy ona objęła moją szyję, ja musiałam zrobić coś z rękami, inaczej miałabym problem z oddychaniem. Pozwoliłam sobie ułożyć je na jej plecach, które pokrywały jedynie różowy podkoszulek i cienki, brzoskwiniowy szlafrok z wyszytymi kwiatami.

Summer musiała się szykować do klubu, podczas gdy ja planowałam znowu wybrać się do małej kafejki na przeciwko mieszkania Seana Huntera. Byłam tam już kilka razy w tygodniu, obserwowałam go. To samo robiłam z pozostałą dwójką. Z wcześniej zamówioną kawą, usiadłam przy stoliku jak najbliższym do okna. Oplatając ręce wokół papierowego kubka, wypatrywałam przez okno, obserwując przechodniów i czekałam tylko aż zobaczę sylwetkę Seana. Obok mnie siedziała starsza kobieta, pewnie była blisko jej czterdziestki, ale mimo to była bardzo atrakcyjna. Jej włosy były ciemne i spięte w wysokiego koka, miała na sobie elegancką spódnicę sięgającą do kolan wykonaną z granatowego materiału, białą koszulę i pasującą do spódnicy marynarkę. Popijała kawę, przeglądając różne papiery.
- Etiopska czy organiczna? - usłyszałam. Uniosłam swój wzrok i lekko zmieszana, spojrzałam na kubek z kawą. Upiłam szybko łyk zanim odpowiedziałam.
- Boliwijska. Mają sekretny składnik - uśmiechnęłam się przyjaźnie, kobieta tylko wzruszyła ramionami.
- Mhm.. cóż, ja po prostu uwielbiam kawę, więc.. to nie ma większego znaczenia - byłam lekko zdezorientowana, skoro nie miało to znaczenia, dlaczego pytała? - Musisz naprawdę lubić to miejsce, huh?
- Tak, jasne.. Uh, jest świetne - odparłam. Nie bardzo miałam ochotę na rozmowę, wolałam się skupić na obserwowaniu mieszkania Seana, zamiast na pogawędce z nieznajomą.
- Ah, po prostu zauważyłam, że często tu przychodzisz. Codziennie przez dwa tygodnie - kobieta przyłożyła plastikową część kubka do pomalowanych ust, upijając łyk napoju.
- Zauważyłaś mnie? - uniosłam brwi, mój ton mógł być nieco zbyt opryskliwy. Przez ostatnie wydarzenia nie chciałam aby więcej osób poświęcało mi tyle uwagi. Nieznajoma znowu wzruszyła ramionami.
- Zauważyłam, że zawsze tu jesteś, aby obserwować mieszkanie Seana Huntera - odwróciła się, na jej ustach widniał dumny uśmiech.
- Kim jesteś? - nachyliłam się, niemalże wysyczałam te dwa słowa.
- Sierżant i detektyw Allison Cassidy, pracuje dla wydziału przestępstw nowojorskiej policji i słyszałam, że prowadzisz swoje własne śledztwo co do podejrzanych - zwilżyłam usta. Świetnie. Allison spojrzała na zegarek na jej prawym nadgarstku, brwi miała lekko zmarszczone. Wtedy, odwróciła się znowu do okna i w tamtym momencie Sean opuścił budynek, kierował się do swojego samochodu. - Oh spójrz. Punktualnie, jak zawsze - nie słuchałam jej, mój wzrok był zwężony i wbity w znikającą sylwetkę Seana, kiedy wsiadał do samochodu. - Podejrzany numer jeden, Sean Hunter. Australijczyk, pracuje jako prawnik, woli biegać niż chodzić na siłownię, adoptowany w wieku czterech lat, jego cała rodzina jest bogata, matka to ginekolog, podczas gdy ojciec to szanowany siebie biznesmen. Ma młodsze rodzeństwo, siostra studiuje we Francji, a brat jest architektem. Jest ostatnim podejrzanym na twojej liście.
I mimo, że słuchałam tego co mówiła, mój wzrok ciągle wędrował za postacią Seana. Zauważyłam jak podaje mi akta z danymi Seana, zmarszczyłam lekko brwi, ale nie miałam żadnych wątpliwości do tego czy chcę je przejrzeć.
- Finn Collins to fotograf, urodzony nowojorczyk, pracuje jako fotograf. Jest jedynakiem, został wychowany przez dziadków, jego rodzice ciągle są zajęci. Był zaręczony, ale narzeczona okazała się go zdradzać, nie utrzymuje z nią kontaktów. Rodzice to założyciele sławnej firmy Collins House w siedmiu stanach - kolejna teczka została położona przede mną, kompletnie umożliwiając mi przeglądanie danych Seana. Wywróciłam oczami.
- Natomiast Ray Maddox był oskarżony o napad na tle seksualnym, który został wycofany na brak dowodu, umawiał się z ostatnią ofiarą, bierze tabletki nasenne, pije zbyt dużo alkoholu i nałogowo bierze kokainę - uśmiechnęła się, była dumna z siebie i z informacji które zebrała. Ja nie wiedziałam połowy z tego, ale nie pozwoliłam, aby to zobaczyła. - Morderca? Może. Materiał na męża? Nie bardzo - jej nos się lekko zmarszczył wywołując malutkie zmarszczki na jej czole, podczas gdy wzięła kolejnego łyka kawy.
- Myślisz, że zachwycasz mnie tym?
- Możesz czaić się pod ich mieszkaniami ile chcesz, nie obchodzi mnie to, ale kiedy hakujesz ich telefony? Szkodzi to całej sprawie i wszelkim dowodom jakie mamy - jej twarz była niebezpiecznie blisko mojej, wydałam z siebie sarkastyczny śmiech, co na moje szczęście, spowodowało, że się odsunęła, tworząc odpowiednią przestrzeń między nami.
- Nie powstrzymasz mnie
- Oh, nie chcę cię powstrzymywać. Chcę ci pomóc - zaśmiała się, a ja tylko uniosłam brwi. Pomóc mi? Była ostatnią osobą, którą bym prosiła o pomoc.
- Ktoś taki jak ja nie pracuje dla ludzi jak ty - przekręciłam głowę w bok, moja lewa brew uniosła się ku górze, podczas gdy dokładnie oglądałam rysy jej twarzy.
- Dla policji? Dla tych dobrych? - jej głos był przesiąknięty sarkazmem.
- Kiedy mnie aresztowaliście, cóż.. Tak jakby straciłam nadzieję w sprawiedliwość
- To ty tworzysz ten mur między nami, Olivio - zignorowałam ją. Wywróciłam oczami i nie odpowiadając, oddałam jej akty podejrzanych. Allison przełknęła ślinę.
- Wiem, że policja zawiniła w poszukiwaniu twojej siostry.. i bardzo mi przykro z tego powodu, ale mogę ci to wynagrodzić - spod gazety leżącej obok, wyciągnęła małych rozmiarów wizytówkę i podsunęła ją w moją stronę. - Mój oddział może ci dać dostęp do wszystkiego czego potrzebujesz, żeby znaleźć swoją siostrę i inne zaginione osoby. Pomóż sobie i znajdź swoją siostrę, Olivio - patrzyłam na nią, ona nawet nie czekała na moją odpowiedź, tylko wyszła z kawiarni. Obracałam między palcami wizytówkę, wpatrując się w numer widniejący na niej. Uniosłam wzrok, za oknem widziałam jak Allison wsiada do czarnego samochodu, kierował nim Justin. Spojrzał na mnie, w jego oczach mogłam widzieć coś, co równie dobrze mogłoby być poczuciem winy.

Killer's POV

Obserwowałem ją od chwili kiedy weszła do kawiarenki. Obserwowałem ją uważnie, jej każdy ruch, wyczytywałem słowa z ruchu jej warg. Warg, które tak bardzo chciałbym pocałować. Pragnąłem jej. Pragnąłem jej całej.
Po kilku minutach opuściła kawiarnię. Rozmawiała przez telefon. Mój wzrok był w nią wtopiony, była taka idealna.
- Każdy chcę z tobą pograć, Liv. W porządku więc. Zagrajmy

Liv's POV

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam lekko brwi, nie oczekiwałam nikogo o tej porze. Szybko zgasiłam komputer, ostatnie słowa mężczyzny z grupy osób zaginionych dalej odbijały się echem w mojej głowie. "Jak ktoś taki pełny życia mógł po prostu.. zniknąć?"
Otworzyłam ciemne drzwi, moje brwi uniosły się ku górze gdy w drzwiach ujrzałam Seana. Mój wzrok powędrował na zegarek po drugiej stronie. Zostały dwie godziny do momentu w którym mieliśmy się spotkać. Przełknęłam cicho ślinę, aczkolwiek uśmiechnęłam się promiennie. Oczywiście, nie mogłam mu pokazać, że byłam lekko zaskoczona. Sean Hunter stał w drzwiach z jednym ze swoich czarujących uśmiechów na twarzy, wkrótce mogłam ujrzeć bukiet przeróżnych, ale wszystkich tak samo pięknych kwiatów.
- Kwiaty to zbyt dużo, co? - zmarszczył lekko nos w rozbawieniu, pokręciłam głową, wydając z siebie cichy chichot.
- Uh, myślałam, że się spotykamy w restauracji? - przechyliłam lekko głowę, moje brwi się zmarszczyły jak zlustrowałam go wzrokiem. - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zaśmiałam się nerwowo. Sean tylko wzruszył ramionami.
- Oh, chciałem cię zaskoczyć. I pomyślałem, że uhm.. może, mógłbym ci ugotować kolację? - jego ręka, która wcześniej była za jego plecami wysunęła się, a w niej trzymał papierową torbę z zakupami. Tym razem nawet nie próbowałam ukryć swojego zaskoczenia.
- Kolację? Ch- chcesz mi ugotować kolację? - moje oczy się rozszerzyły jak tylko spojrzałam na torbę, przeniosłam wzrok na Seana, który tylko poruszał brwiami i przytaknął.
- Yeah. Mogę wejść? - uniósł brwi. Zakłopotana, szybko potrząsnęłam głową i przytaknęłam. Rozchyliłam drzwi i przeskoczyłam na bok, pozwalając mu swobodnie wejść do środka. Uśmiechnęłam się delikatnie, zamknęłam za nim drzwi.

Pomogłam Seanowi rozpakować zakupy, a bukiet kwiatów wcześniej włożyłam do szklanego dzbanka z zimną wodą. W ustach miałam nadmiar śliny, który za każdym razem przełykałam. Denerwowałam się. Przeprosiłam go, wyjaśniając, że muszę skorzystać z toalety. Stałam przed umywalką i lusterkiem powieszonym na ścianie przez dwie minuty, cały czas wpatrywałam się w swoje odbicie, a moje ręce były oparte na powierzchni szafki wykonanej z kamienia.
- Gdzie trzymasz noże? - usłyszałam stłumiony, lekko podniesiony głos zza drzwi. Przełknęłam ślinę. Pośpiesznie wyszłam z łazienki, powitał mnie widok Seana tym razem bez kurtki, rękawy podwinął na wysokość łokci, przez co miałam idealny widok na jego dłonie. Bez problemu można było na nich zauważyć żyły z przepracowania. Bez słowa, szybko otworzyłam szufladę i podałam mu noże różnego rodzaju, pozwalając mu na wybór tego, którego potrzebował. Stanęłam po drugiej stronie blatu, obserwowałam jak jego dłonie sprawnie kroiły pieczarki. Obserwowałam go. Sean podniósł wzrok, przyłapał mnie jak mu się przyglądałam, co wywołało u niego cichy śmiech. Zaśmiałam się kłopotliwie.
- Muszę.. - odchrząknęłam, czując, że mam problem z mową. - Muszę przyznać, nigdy nie ugotowałam niczego w tej kuchni - obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, po raz kolejny sprawiłam, że Sean się zaśmiał.
- No proszę, jak nowojorsko
- W sumie to nigdy nie byłam w tym dobra - wzruszyłam lekko ramionami, Sean spojrzał na mnie, jego głowa była lekko przekrzywiona.
- Cóż, potrzebujesz czasu i treningu - również wzruszył ramionami, ciągle kontynuował krojenie pieczarek na desce, a jeżeli między nami nastąpiła cisza, odgłos noża stukającego o drewno wypełniał ją.
- Szybko panikuje. Są różne płyny, oleje, mięso, które się może spalić.. to zbyt delikatne - pokręciłam głową. Sean chichotał przez moją całą kwestię, to tylko wywołało u mnie lekki uśmiech. Podniósł głowę, spojrzał na mnie poważnie, a mnie obaliło przerażenie.
- Mówisz, że jestem delikatny? - jego ton głosu był poważny, zaczynałam się bać i czuć niepewnie.
- N- nie, j- ja.. - jąkałam, a on zaśmiał się. Ścisnęłam usta w wąską linię i wywróciłam oczami. Sean nie przestawał się śmiać, a ja tylko wysunęłam dolną wargę, dąsając się. Kiedy nie otrzymałam od niego żadnej reakcji oprócz śmiechu, rzuciłam w niego czystą ścierką. Nie zdążył zrobić uniku i materiał uderzył go w głowę, szybko opadając na jego ramię. Wywrócił oczami.
- Bardzo dojrzale z twojej strony - Sean zacisnął palce na nożu, którym po chwili zaczął machać lekko do przodu i do tyłu, uważając, aby się nie skaleczyć. - Spójrz, gotowanie to jest jak przezwyciężanie strachu przed realizacją nieznanego - zaczął do mnie podchodzić, powoli, ciągle miał nóż w ręku. Mogłam poczuć jak moje serce powoli zaczęło przyśpieszać. - Trzeba znać zasady do osiągnięcia sukcesu. To może być bardzo wnikliwe - zacisnęłam usta w wąską linię, nie panowałam nad swoim wzrokiem, który mimo moich sprzeciwów, spojrzał na obracający się nóż w dłoniach Seana. - Grzybka shitake? - uniósł rękę z kawałkiem grzybka, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie jestem pewna co sprawia, że jestem przerażona - wyszeptałam, wzrok przeniosłam z kawałka jedzenia na oczy Seana.
- Grzybek czy to co powiedziałem? - jego brwi powędrowały ku górze, zwilżyłam lekko usta jak spojrzałam na ruch jego warg.
Drzwi się otworzyły, a ja mogłam usłyszeć lekko piskliwy i podekscytowany głos Summer. Rozmawiała ze Scottem.
- Yo, Liv! - krzyknęła przy wejściu, Sean odruchowo się odsunął. Wytrzeszczyłam oczy na Summer, ale ona to zignorowała i weszła głębiej, ciągnąc za sobą Scotta. Obrzuciła wzrokiem kuchnię.
- Myślałam, że wychodzicie - mruknęłam, lekko zaskoczona ich obecnością tutaj.
- Wyszliśmy, już wróciliśmy.. Co to wszystko jest? - uniosła brwi, na jej twarzy widziałam wymuszony uśmiech, podczas gdy Sean uśmiechał się promiennie.
- Sean, uhm.. To moja współlokatorka, Summer i jej przyjaciel, Scott - wskazałam na lewą stronę, tą po której stała moja przyjaciółka z jej nieznośnym kolegą. Sean kiwnął.
- Ah, tak. Pamiętam was z klubu - zaśmiał się cicho, uśmiechnęłam się.
- Czekaj, czy ty gotujesz, czy.. czy on gotuje? Wow - Summer wydawała się być pod wrażeniem, aczkolwiek nie byłam pewna, czy naprawdę była zachwycona i zaskoczona jednocześnie, czy może znowu udawała. Prawda jest taka, że Summer jest naprawdę dobrą aktorką.
- Ta, chciałem zaskoczyć Liv. Jedliście? - spojrzał to na mnie, to na nich. Summer i Scott zaprzeczyli w tym samym czasie, na ich twarzach widziałam dumne uśmiechy. Wywróciłam teatralnie oczami. Coś planowali, a ja nie miałam bladego pojęcia co.
- Cóż, kupiłem zbyt dużo jedzenia więc.. zostańcie, najedzcie się, a potem powiecie mi o wszystkich sekretach Liv - zażartował, obracając czystego i lśniącego pomidora w dłoni.
- Ah, z wielką chęcią! - Summer przytaknęła.

Zachowanie Summer ciągle zostawiało mnie w niepewności. Poza tym, musiałam z nią poadać o niespodziewanej wizycie Seana. Mogłam poczekać aż wyjdzie, ale wszystko się we mnie grzało, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, chyba, że miałabym już to z głowy. Oznajmiłam mężczyznom, że muszę pogadać z Summer. Zaciągnęłam ją do łazienki, ale zanim to zrobiłam, zauważyłam przerażony wzrok Scotta, który krzyczał: "Nie zostawiajcie mnie z nim!" i w normalnych okolicznościach bym się zaśmiała, a nawet to skomentowała, ale nie teraz. Zamknęłam za nami drzwi, Summer nie wiedziała o co chodzi, a jej twarz wyrażała zdezorientowanie. Nabrałam powietrza.
- Dzięki Bogu, że przyszliście - wyszeptałam.
- Co się dzieje? - jej głos powoli się zaczął trząść, żeby ją uspokoić, szybko pogładziłam ją po ramieniu. To zawsze pozwalało jej się opanować.
- Okej, więc umówiliśmy się na randkę w restauracji, a on nagle pojawia się w drzwiach z zakupami! - wyrzucam ręce w powietrze, mój głos był nieco podniesiony, ale nie na tyle aby mogli nas usłyszeć. - Ale, nie mogłam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł - wymamrotałam.
- Tak, mogłaś! Kto.. kto w ogóle pojawia się z zakupami? - Summer znowu zaczęła panikować, zaczerpnęłam powietrze i kontynuowałam pocieranie jej ramienia, na razie nie wydawało się żeby to działało. - To jest dziwne i przerażające, okej? - przyjaciółka zaczerpnęła powietrza, zaczęła chodzić wokół naszej małej łazienki, ja natomiast opierałam się o zlew. - Musisz być ze mną szczera, Liv. Czy w moim domu jest seryjny zabójca?
Pokręciłam głową. - Nie sądzę
- Czy dalej jest podejrzanym? - zacisnęła wargi, bała się odpowiedzi.
- Nie bardzo - zmrużyłam lekko oczy, przechyliłam głowę. Ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała jej.
- Nie bardzo? Co ma znaczyć nie bardzo?!
- Znaleźli kolejną ofiarę tego popołudnia, jej twarz była stopiona - ostatnie słowa wypowiedziałam ostrożnie, wiedziałam jaka będzie reakcja Summer.
Dziewczyna otwierała i zamykała usta. Zatrzymała się w miejscu, ręką podbierała czoło.
- Umawiała się z Rayem Maddoxem - dodałam, chcąc ją uświadomić w tym, że Sean nie może być zabójcą.
- W- Więc to on musi być zabójcą, prawda? - jej głos był pełen nadziei, martwiłam się, że była to zbędna nadzieja. Policja nie była jeszcze pewna.
- Uh, policja tak myśli - przytaknęłam lekko.
- O- Okej, w- więc.. przynajmniej wiemy, że Sean to ten dobry, prawda? Prawda? - naciskała na mnie, otworzyłam usta aby odpowiedzieć, ale w tamtej chwili drzwi się otworzyły, a zza nich wychyliła się głowa Scotta.
- Wiem, że jestem cholernie przystojny, ale naprawdę nie sądzę, żeby twój gentleman przyszedł tutaj, aby randkować ze mną - mruknął, był lekko podirytowany, a ja nie mogłam się powstrzymać od przewracania oczami.
- Co on robi? - nagle, w jej głosie znowu było słychać przerażenie. Ja też panikowałam, ale miałam wrażenie, że to Summer była tą, która bała się najbardziej.
- To co robił kiedy wyszliście, gotuje - odpowiedział i bez zastanawiania się czy chcemy go w naszym towarzystwie, zamknął za sobą drzwi, wcześniej wchodząc do łazienki.
- No okej, ale jak gotuje? - oboje ze Scottem zmarszczyliśmy zdezorientowani brwi na Summer, ona tylko westchnęła zrezygnowana. - Gotuje jak normalna osoba czy jak morderca?
- Jak ktoś kto chce ci widocznie zaimponować - Scott wskazał na mnie, zwilżyłam usta, podczas gdy on nie wydawał się być zadowolony. Oh, to było oczywiste, że chciałby aby Sean był tak samo gejem i mógłby on się za niego wziąć. To było widać z kilometra.
- Nie byłeś nawet zaproszony - burknęłam i zanim Scott zdążył odpowiedzieć, co by na pewno doprowadziło do kolejnej sprzeczki, Summer wstała.
- Okej, Scott, to jest naprawdę niewygodna i stresująca sytuacja, dlatego proszę cię, abyś zachował spokój - Summer spojrzała na niego, w jej oczach było widzieć małe iskierki nadziei. To zadziałało na niego, bo westchnął cicho.
- No dobra, rozumiem. Ten jakże piękny mężczyzna może coś ukrywać i może nie być tym za kogo się podaje i może namieszać w twoim życiu, brzmi jak normalna randka w Nowym Jorku - ja i Summer wywróciłyśmy oczami, dlaczego oczekiwałyśmy, że raz na jakiś czas z jego ust mogą wypłynąć słowa otuchy? - A tak poza tym, jeżeli to on jest zabójcą, nie może przecież uciąć głów każdemu z nas - wzruszył beznamiętnie ramionami. Przysięgam, w tamtym momencie chciałam go uderzyć w głowę, koncentrując na tym całą moją siłę. Ignorując go, spojrzałam ostatni raz na Summer i otworzyłam drzwi.

- Studiowałem w Australii, w Sydney, zawsze chciałem przeprowadzić się do Stanów, dostałem się do szkoły prawniczej w Chicago, wtedy kiedy dostałem się do firmy prawniczej w Nowym Jorku, zdecydowałem się skorzystać z szansy - siedzieliśmy przy stole i delektowaliśmy się kolacją przygotowaną przez Seana. Był naprawdę dobrym kucharzem, a jego jedzenie rozpływało się w ustach. Opowiadał nam więcej o sobie, niektóre fakty już znałam, ale Summer nalegała, aby kontynuował. Scott wydawał się nie interesować niczym, popijał beznamiętnie kolejny kieliszek wina. Ja, natomiast, słuchałam go zafascynowana. Sean świetnie opowiadał, a jego historii słuchało się bardzo dobrze, nawet jeżeli były to szybkie fakty z życia, które normalnie by zanudziły większość osób.
- Ale, uh, nigdy nie zapytałem gdzie ty dorastałaś? - spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się lekko i zanim zdecydowałam się odpowiedzieć, upiłam łyk czerwonego wina. - Los Angeles - odparłam krótko, Sean przyglądał mi się, analizując po raz kolejny każdy rys mojej twarzy.
- Dlaczego wybrałaś Manhattan? - uniósł brwi, wyraźnie był zaciekawiony. Obracał między palcami wysoki kieliszek z trunkiem. Otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, gdyż (już lekko podpita) Summer zdecydowała się wtrącić.
- By poznać tak niesamowitych ludzi jak my! - wyrzuciła lekko ręce ku górze, a ja tylko wywróciłam oczami i zaśmiałam się cicho.  - Będę brzmieć śmiesznie, ale dokładnie pamiętam noc, w której się poznałyśmy! Patrzyłam na wprost klubu i zobaczyłam Liv, - Summer złożyła ręce niczym do modlitwy, a ja nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się na wspomnienie tego jak do mnie podbiegła i zaczęła rozmowę, jakbyśmy znały się już wcześniej. - i miałam to dziwne uczucie wewnątrz, że musiałam ją poznać
- Ciesz się Summer, to jedna z najlepszych osób jakie znam - odezwał się Scott, pierwszy raz od kilku minut. Melodyjny śmiech Summer wypełnił pokój.
- Mówię poważnie no! To było trochę jak scena z filmu, a później ona mi zaczęła opowiadać, że dopiero co się wprowadziła i nie pytajcie dlaczego, ale nalegałam, żeby ze mną została
- No i najwyraźniej nigdy nie odeszłam - uśmiechnęłam się delikatnie. Summer uniosła kieliszek ku górze, zachęcając wszystkich do wspólnego stuknięcia szkłami. Zrobiliśmy to. Scott opróżnił pozostałość naczynia w przeciągu następnych trzech sekund.
- A czy masz jakieś filmowe momenty naszej przyjaźni, S? - gładził kciukiem dolną wargę, natomiast Summer chciała się zaśmiać, co tylko skończyło się na tym, że zakrztusiła się i na końcu roześmiała się tylko z tego jak niezdarna jest.
- Kochanie, dzisiaj nie jest twój dzień - machnęła na nieg ręką, Sean się zaśmiał, a my wtórowałyśmy mu śmiechem, podczas gdy Scott wywrócił oczami.
- Cóż, za przeszłość i teraźniejszość, więc - Sean spojrzał na nas, unosząc po raz kolejny swój kieliszek. Odpowiedzieliśmy tym samym, wznosząc szybki toast zanim dokończyliśmy kolację.

- Jest cholernie śmieszny, jesteś cholernie śmieszny! - Summer śmiała się, wskazując na Seana, a on siedział lekko zakłopotany w fotelu i przysięgam, że mogłam zauważyć przebłysk rumieńców na jego policzkach. Oparłam się o framugę drzwi, moje brwi były lekko uniesione jak ich obserwowałam. - To niesamowite, że totalny nieznajomy i my mamy wspólnych znajomych!
I zanim miałam okazję zapytać się o jakim wspólnym znajomym rozmawiają, wtrącił się Scott:
- To nie jest aż tak niesamowite skoro żyjemy w Nowym Jorku - Summer szturchnęła go łokciem, a na jego twarzy pojawił się grymas. Mogłam bezpiecznie stwierdzić, że dzisiejszy wieczór najwyraźniej nie był wieczorem Scotta. Sean wyciągnął komórkę z kieszeni, zmrużył lekko oczy kiedy zerknął na ekran i szybko wsunął sprzęt z powrotem do kieszeni.
- To moja taksówka, muszę lecieć, przepraszam, ale mam rozmowę z klientem rano - odparł, podnosząc się z fotela. Summer odruchowo wstała i pożegnała się z nim uściskiem, podczas gdy Scott uścisnął jego dłoń. - Miło było was poznać, naprawdę
- Wpadaj kiedy tylko chcesz - dodała Summer jak Sean zaczął kierować się w moją stronę. Uśmiechnęłam się, wcześniej założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Zaraz do ciebie przyjdę - dodałam, on tylko skinął głową i wyszedł za drzwi. Wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc, za mną stanął Scott.
- Zabójca czy nie, jest naprawdę gorący - wyszeptał mi do ucha.
- Cóż, nie podciął nam gardła. To dobry początek - dodała Summer, a ja odwróciłam się w ich stronę. Zależało mi na ich opinii, nawet Scotta, chociaż jak zawsze-- była zupełnie nie na miejscu. Przebiegłam palcami po włosach jak wyszłam za drzwi, tam spotkałam Seana. Odprowadziłam go na zewnątrz.
- Dawno nikt dla mnie nie gotował, więc.. było naprawdę miło - wbiłam wzrok w ręce, onieśmielał mnie. Sean uśmiechnął się, podniósł lekko mój podbródek, przez co miałam idealny widok na jego twarz, a szczególnie oczy.
- Moja przyjemność - odwzajemniłam uśmiech, oboje nachyliliśmy się. Pożegnaliśmy się uściskiem i lekkim pocałunkiem w policzek, jego jednodniowy zarost drapał moją szczękę, ale było to naprawdę przyjemnie uczucie. Jedno z moich ulubionych. Patrzyłam jak wsiada do taksówki i odjeżdża, dłońmi masowałam ramiona chcąc się ogrzać. Rozejrzałam się po raz ostatni zanim zdecydowałam się wejść do środka, ale mój wzrok zatrzymał się w miejscu po drugiej stronie ulicy. Mogłam się spodziewać, że on tam będzie. Zawsze był w momentach, kiedy go nie potrzebowałam. Zaczerpnęłam głęboki oddech, lustrował mnie wzrokiem, w końcu zaczął zbliżać się do mnie. Justin.

***

Okej, więc nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Oczywiście, jest monotonny i tak naprawdę to nic się tu nie dzieje szczególnego, nie każdy rozdział będzie przepełniony akcją, ale nie podoba mi się sposób w jaki go napisałam. Miałam go dodać wczoraj, ale skończyłam pisanie sceny przed klubem o pierwszej w nocy i nie miałam siły kontynuować. Ech, mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie tak czy inaczej. Poza tym, chciałam wam ogromnie podziękować za tyle wejść i komentarzy, jesteście niesamowici i naprawdę mnie motywujecie! Kocham was, naprawdę was kocham. Oh, jeżeli szukacie mnie na twitterze, zmieniłam nazwę ze stayjstins na @lindysjustice. Bloodflows ma również swojego oficjalnego twittera na którym będą dodawane małe spoilery, cytaty z nadchodzących rozdziałów jak i będę odpowiadała na wasze pytania etc, więc zapraszam do obserwowania @bloodflows_ff no i oczywiście profili bohaterów. Chcielibyście zobaczyć profil zabójcy wśród nich? Dajcie mi znać jeżeli coś takiego was by zainteresowało, bo nie mam nic przeciwko tworzeniu takiego konta. No to co, no to do następnego rozdziału, misie!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział II

Liv's POV

Wbiegłam do mieszkania, tajemniczy samochód i wiadomości dalej siedziały w mojej głowie, kto to był i czego ode mnie chciał? Odruchowo, moja ręka chwyciła za klucz i zamknęła drzwi. Dzisiejszego wieczoru klub Summer miał jedną z większych imprez, więc jeżeli nie wróci na noc, ewentualnie pojawiłaby się z samego rana, na pewno nie w ciągu najbliższej godziny. Mój oddech był nierówny, serce nie zwolniło swojego rytmu ani na moment. Rozglądając się po pomieszczeniu, przebiegłam palcami po włosach, powoli uspokajając bicie swojego serca. Rzuciłam torbę na ziemie i nie przejmując się czymś takim jak zdjęcie kurtki, szybko skierowałam się do swojego pokoju. Położyłam komórkę na biurku, zasiadając przy krześle. Poruszałam myszką i czekałam niecierpliwie, aż ekran się zapali. Zanim miałam pełny dostęp do komputera, szybko wpisałam hasło i po chwili wyświetlił mi się pulpit, na tapecie było ostatnie zdjęcie, które miałam zrobione z Emmą. Podczas gdy za każdym razem byłam zawalona wspomnieniami, w tamtej chwili nie myślałam o tym, a o tym, by dowiedzieć się, kto ukrywa się za zablokowanym numerem. Wchodząc w odpowiednie programy i na oficjalną stronę Flirtual, moje palce same biegały po klawiaturze wpisując odpowiednie hasła, wkrótce abym miała wyświetlone profile mężczyzn, których dziś spotkałam. Sean Hunter, Finn Collins, Ray Maddox, Sam Johnson. Wszystkie informacje jakie podali, również z tymi, które portale zawsze ukrywały widniały przede mną, tak samo jak i numer telefonu z którego konto musiało zostać zweryfikowane. Nic nie pasowało do tego co miałam. Nachyliłam się nad ekranem, miałam nadzieję, że może jest tu coś ukryte. Szybko odsunęłam się jak zauważyłam napływ kodów i nie tylko pojawiających się na czarnym ekranie. To nie byłam ja. Zaraz w żółtych literkach zaczęła się "wypalać" moja nazwa użyta na Flirtualu. Odruchowo przyciągnęłam do siebie klawiaturę, ale cokolwiek wpisywałam, nic nie zadziałało. Ktoś kontrolował mój system. Po chwili zaczęły się pojawiać zdjęcia. Nie byle jakie zdjęcia. Moje zdjęcia, wyraźne zrobione z ukrycia. Zdjęcia z momentu, kiedy dostałam tajemniczą wiadomość. Zaczerpnęłam głęboki wdech, moje serce znowu przyśpieszyło. Nie podobało mi się to. Przełykając głośno ślinę, malutka dioda w kamerze ustawionej na monitorze zaczęła migać, oznaczało to, że kamera była włączona. Ktoś mnie obserwował. Szybko zakryłam kamerę ręką, moja pierś unosiła się co sekundę, oddychałam nierówno.

Była godzina piąta nad ranem, przez dwie godziny próbowałam znaleźć sposób na odkrycie kim jest mój prześladowca, żadna czynność nie zbliżała mnie do celu. Zirytowana, a jednocześnie przerażona i zmartwiona chodziłam wokół pokoju z skrzyżowanymi ramionami. Usłyszałam jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i wchodzi do środka, wiedziałam, że to Summer. Nie myliłam się, gdyż zaraz brunetka pojawiła się w drzwiach, nie była jeszcze niczego świadoma.
- Młoda, już jesteśmy, jacyś goście zaczęli się spierać i prawie doszło do rękoczynów, musieliśmy odwo-- - Summer zaczęła nadawać, ale jak tylko się odwróciłam i zobaczyła moje zaniepokojenie na twarzy, przerwała. Wiedziała, że coś jest nie tak. - Co jest? - za nią wszedł Scott, nie zwróciłam na niego zbyt większej uwagi. - Przerażasz mnie, Liv - Summer zaczęła się powoli do mnie zbliżać na co odruchowo się odsunęłam. Dziewczyna zmrużyła brwi, wypuściłam powietrze z ust i wbiłam wzrok w ziemie. - Jakiś creep mnie obserwował przez kamerkę komputerową - zwilżyłam usta i podniosłam wzrok.
- Miałem kiedyś takiego sąsiada, zawsze mnie podglądał zza okna. Przeniosłem wielkie lustro i jakby co, to patrzył sam na siebie - Scott wzruszył ramionami, nie brał tego na poważnie. Pokręciłam zirytowana głową. Ale podsunął mi pomysł. Z lekko zmarszczonymi brwiami spojrzałam na niego.
- Tak, tak, dokładnie! Dzięki, boże, dziękuję ci Scotty! - nigdy nie nazywałam go Scotty, ale  w tamtym momencie uznałam, że było to stosowane. Raz na jakiś czas okazał się być przydatny.
Summer uśmiechnęła się dumnie, podczas gdy ja szybko usiadłam przy komputerze. - Cieszę się, że powoli stajecie się przyjaciółmi - S. ruszyła w moją stronę, nie zareagowałam na jej słowa, chociaż wiedziałam, że Scott wywrócił oczami. Po chwili i on stanął obok Summer, podczas gdy ja siedziałam przy sprzęcie. - Więc, co masz zamiar zrobić? Co.. co ona ma zamiar zrobić? - Summer spojrzała na Scotta gdy nie odzyskała ode mnie odpowiedzi. Scott tylko pokręcił głową.
- Chcę zobaczyć jak ten creep wygląda. Mam zamiar uruchomić polecenie netsec, aby wyświetlić wszystkie aktywne TCP, połączenia protokołu UDP i użyje jego metod przeciwko niemu i aktywuje jego kamerę.. - odwróciłam głowę do Summer i Scotta stojących za mną, ich miny mówiły, że nie mają pojęcia o czym mówię. - Łatwiejsze niż na to wygląda.
- Ta.. zapomnij, że pytałam - Summer nachyliła się nade mną i mimo, że nie miała pojęcia co robię, chciała zobaczyć finałowy wynik.
- I.. - wpisałam ostatnie hasło potrzebne i oczekując na pojawienie się twarzy świra, który mnie prześladuje, zamiast tego wyskoczyło nagranie. Zakrwawione zęby, oczy, wszystko specjalnie przybliżone. Przeraziłam się.
- Co to do cholery ma być?! - Summer niemalże odskoczyła, podczas gdy Scott stał z wytrzeszczonymi oczami, był w szoku. Zwilżyłam usta.
- Nie rozumiecie? Musiał wiedzieć, że to zrobiłam - zaczerpnęłam oddech. Moje serce waliło. Znacie to uczucie, kiedy ktoś wylewa na was zimny kubeł wody i wasze serce zaczyna cholernie bić, a wam jest ciężko złapać oddech? Tak właśnie się czułam.
- Kto? - zapytała Summer, była zdezorientowana.
Odwróciłam się na krześle, spojrzałam na nich, moja twarz wyrażała przerażenie, co tylko sprawiło, że Summer i Scott zaczęli martwić się jeszcze bardziej. - Ktoś, kogo poznałam przez Flirtual.

Ranek. Scott został z nami, uznał, że zostawianie nas samych byłoby dobrym pomysłem. Żeby jeszcze miał zamiar nam pomóc, sam był przerażony. Odkąd zostałam odciągnięta od komputera, siedziałam na szarej kanapie w salonie skulona, trzęsłam się. Znowu miałam to uczucie, uczucie bezradności, ogromne przerażenie, że jestem słaba-- to samo uczucie, kiedy porwali Emmę. Scott zniknął w łazience, zakładam, że próbował się uspokoić. Summer nalegała, abym została w domu i wcześniej wykonałam szybki telefon do Tobiego, dając mu znać, że nie będzie mnie w pracy i mimo, że był niezadowolony, nie dopytywał się szczegółów. Dobrze. Nie chciałam z nim o tym rozmawiać przez telefon, chociaż możliwe, że byłoby to o wiele łatwiejsze. Summer wyszła z kuchni z dwoma kubkami ziołowej herbaty z dodatkowym składnikiem jej babci (którym był rum, tak przy okazji). To samo dawała mi do picia po aresztowaniu. Odrzuciłam z siebie koc i chwyciłam za biały kubek, owijając wokół niego ręce. Czułam ciepło wody, przymknęłam lekko oczy, rozkoszując się przypływem gorąca.
- Więc, pozwól, że sobie to wszystko wyjaśnię. Jakiś pieprzony psychol, który sprawia, że za każdym razem mam ciarki, wysyła ci przerażające wiadomości i gra w jakąś bardzo niepokojącą cyber grę wstępną i uznałaś, że dobrym pomysłem jest pójście z nim na randkę? - Summer parsknęła, nerwowo wzięła łyk herbaty. W drzwiach prowadzących do salonu stanął Scott, w rękach trzymał swój kubek naparu. Przyglądał się całej sytuacji.
- Technicznie, to z czterema. Czterech gości zaprosiło mnie na Flirtual i tylko w ten sposób mogę go złapać
- Okej, cóż, kolejny powód dla którego nie powinnaś tego robić! Słuchaj, jesteśmy przerażeni - Summer wskazała jedną ręką cały pokój, drugą trzymając za ucho kubka. Scott przytaknął. Nie tylko oni, ja też byłam przerażona.
- Spójrz na moją cholerną rękę! Moja ręka się trzęsie, Liv! - zawołała spanikowanym głosem, wyciągając rękę przed siebie. Zauważyłam to już wcześniej. Druga ręka też się trzęsła, mogłam widzieć jak herbata jest blisko wylania się. Westchnęłam.
- Zaufaj mi, okej?
- Myślę, że Summer próbuje powiedzieć, że czuje się odpowiedzialna za to wszystko-- - Scott uniósł brwi, Summer energicznie pokręciła głową.
- Co? Nie, nie, nie. To co próbuję powiedzieć to.. to jest chore, okej? Musimy zadzwonić po policję - ostatnie zdanie wypowiedziała ciszej, jakby bała się, że zaraz wstanę i ją uderzę. I mimo, że nie miałam zamiaru się na to zgodzić, nigdy bym nie odważyła podnieść na nią rękę.
- Nie. Wiesz dlaczego. Muszę zrobić to sama - zacisnęłam palce bardziej na gorącym kubku, ignorowałam to, że parzył mnie w opuszki.
- Okej. Ale! Pozwolę ci to zrobić tylko jeżeli zrobisz to w klubie
- Darmowe drinki? - uniosłam brwi, uśmiechając się lekko.
- Cholerne darmowe drinki - Summer wyszeptała, biorąc łyka herbaty.
Scott szybko wyszedł z pokoju, aby zaraz wrócić z wygrzebaną sukienką z mojej szafy. Nie miałam nawet ochoty nawrzeszczeć na niego za grzebanie w mojej szafie. Uniosłam brwi, lekko rozbawiona. Sukienka była skórzana, rozkloszowana i nie sięgała nawet do połowy ud. Widząc nasze zmieszanie i niezadowolenie, przechylił lekko głowę, lustrując sukienkę jeszcze raz.
- Zbyt "kochaj mnie, prześladuj, zabij mnie?"
- Nie pomagasz - Summer odparła zrezygnowana wywracając oczami. Zrezygnowany Scott złożył materiał i rzucił ją na kanapę, zmierzyłam go wzrokiem.

Siedziałam przy barze na przeciwko Seana. Rozkoszowałam się jego akcentem, do którego powoli zaczynałam mieć tak wielką słabość jak miała Summer, słuchając go z zainteresowaniem jak mówił o swojej rodzinie w Australii, swoich pasjach, o gotowaniu i co jakiś czas dodawałam swoje komentarze lub odpowiadałam na jego pytania. Zachęcałam go do dalszego mówienia, za każdym razem, kiedy to on chciał abym przejęła pałeczkę. Obejmując ustami czarną słomkę, napiłam się trunku.
- Mimo tego co mówią inni, technologia nie sprawia, że stajemy się coraz bliżsi. Bardziej pozwala nam na traktowanie ludzi jako jednorazówki, mam na myśli, że rozmawiamy cały dzień przez komórkę i nie patrzymy ludziom w oczy. Nie ma między nami żadnego powiązania
- Ale można za to winić technologię czy może to, jak ludzka natura wykorzystuje ją do obwiniania naszych błędów? - poruszałam zabawnie brwiami, Sean się zaśmiał.
- Jesteś niesamowita
Poczułam jak moje policzki zaczynają się lekko rumienić, zaśmiałam się cicho i aby ukryć swoje zakłopotanie, szybko sięgnęłam po drinka i upiłam łyka.

Summer's POV

- Nie lubię cię - mruknęłam, gdy przekręciłam klucz w drzwiach i uchyliłam je, wślizgując się do środka. Za mną wszedł Dean, po którego zadzwoniłam wcześniej, mimo sprzeciwów Liv. - Nie podoba mi się to co zrobiłeś i nie podobasz mi się ty.. ale, Liv jest w poważnych kłopotach - przebiegłam palcami po włosach, ciągnąc lekko za końcówki. Zbliżyłam się do biurka na którym stały komputery, telefon i cały sprzęt do obsługi świateł i muzyki. Sean spojrzał na Deana, mimo, że nie przepadali za sobą z Liv, też za nim nie przepadał.  - Widzisz ją? Cóż, z kimkolwiek ją zobaczysz później, każdy z nich może być chorym psychicznie seksualnym predatorem, cyber-prześladowcą i kimkolwiek sobie jeszcze wymarzysz i.. to tylko moja wina - odparłam zrezygnowana. Byłam odpowiedzialna za to wszystko, postawiłam moją najlepszą przyjaciółkę, osoba, która była zawsze przy mnie w tak wielkim niebezpieczeństwie. Odwróciłam głowę, Dean był zaniepokojony. Zacisnęłam usta w wąską linię, podczas gdy on zaczął się zbliżać.

Liv's POV

- Więc, dlaczego pozostawić rzeczy przypadkowi? Mogę nie wiedzieć nic o technologii, ale wiem, że w tej chwili siedzę na przeciwko najpiękniejszej dziewczyny jaką do tej pory spotkałem - uśmiechnął się. Pokręciłam głową, zasłaniając twarz włosami jak najbardziej było to możliwe i mimo, że mógłby być moim prześladowcą, sprawiał, że rumieniłam się za każdym cholernym razem. Jak tylko na niego spojrzałam, Sean zaśmiał się i był z siebie wyraźnie dumny, że przyprawiał mnie o rumieńce. - Jeszcze jednego drinka?
- Jasne -  skinęłam lekko głową, dopiłam trunek do końca, pozostawiając jedynie lód w szklance. Sean podniósł rękę, przywołując barmana.
- Martini dwa razy poproszę
Obserwowałam go, jego każdy ruch, jak jego mięśnie się napinały lub jego dołeczki zaczęły się formować za każdym razem gdy się uśmiechał.

Summer's POV

Siedziałam wpatrzona w kamery, obserwując Liv rozmawiającą z przystojnym Australijczykiem.
- Jest zbyt słodki jak na szaleńca - usłyszałam głos Scotta za plecami, unosząc lekko brwi, odwróciłam się w jego stronę. Nie pomagał ani trochę. Dean był zdezorientowany, a komentarz Scotta wydawał się lekko wyprowadzić go z równowagi. Mimo, że próbowałam powstrzymać śmiech, zachichotałam cicho, ale żaden z nich wydawał się to usłyszeć. Był zazdrosny. Gdyby tylko nie wykorzystał jej i był osobą, która go aresztowała, teraz nie musiałby się o nic martwić. W pewnym sensie to on zaczął to wszystko.

Po godzinnej rozmowie z Seanem, pożegnali się. Liv czekały jeszcze trzy randki, na każdą musiała poświęcić godzinę przynajmniej. Gdy muzyka zaczęła grać głośniej, podkręciłam głos z kamer, mogliśmy idealnie słyszeć ich rozmowę. Teraz był czas na Raya Maddoxa.
- Tak, zazwyczaj sporo podróżuje. Głównie Europa, uwielbiam to miejsce. W tej chwili, kocham Włochy. Włochy. Są piękne.. Ty wyglądasz trochę na włoszkę? - Ray spojrzał na Olivie, wyraźnie zaciekawiony. Ona pokręciła lekko głową.
- Puerto Rico. Ze strony mojej matki - próbowała przekrzyczeć muzykę. Ray  dopił whisky, przekrzywił lekko głowę.
- Ah, tam mnie nigdy nie było - pokręcił głową.
- Powinieneś. Jest pięknie
- Ta? Może na nasz miesiąc miodowy?
Zmarszczyłam lekko brwi. Spojrzałam na dwóch mężczyzn będących ze mną w pomieszczeniu. Scott wydawał się być rozbawiony propozycją Raya, podczas gdy Dean był wciąż zaniepokojony. Tak samo jak ja. Przyjrzałam się reakcji Liv, ona również była zdezorientowana.
- Tylko się z tobą droczę, spokojnie - Ray się zaśmiał. Liv uśmiechnęła się, ale wiedziałam, że ten uśmiech nie był szczery. Odruchowo przybliżyłam się do monitora, zaczęłam wskazywać na przyjaciółkę na ekranie.
- Z nim jest coś nie tak. On, on jest zły - najechałam myszką na pierwszy obraz, który teraz wypełnił cały ekran i idealnie widzieliśmy Liv i Raya. Dean i Scott przybliżyli się. - Liv zawsze pociera mały palec, gdy komuś nie ufa
Sytuacja z Rayem była podobna jak z Seanem. Rozmawiali o wszystkim z jedynym wyjątkiem, że Liv za każdym razem pocierała mały palec. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie mieć oko na Raya. Następna randka minęła tak samo, aczkolwiek jej rozmowa z Samem nie wydawała się kleić tak jak z jego poprzednikami. Czar ostatniej nocy prysł jak bańka. Nieco zrezygnowana, oparłam się wygodnie o krzesło. Żaden z trzech ostatnich mężczyzn nie dawał nam znaków, aby było w nim coś podejrzanego. Westchnęłam cicho. Dean zaczął chodzić w kółko, po kilku sekundach zaczął mnie irytować.
- Możesz usiąść na dupę i przestać łazić za moimi plecami?! Wystarczy mi już Scott! - wybuchnęłam. Scott spojrzał na mnie, nieco zmartwiony, podczas gdy Dean był zaskoczony. Nie przestał. Wydałam z siebie zirytowany dźwięk.
- Gdzie jest ten czwarty koleś? Mieli się spotkać o 23, prawda?
Zmarszczyłam brwi. Przytaknęłam lekko głową i spojrzałam na zegarek. Było piętnaście minut po dwudziestej trzeciej, lekko zmartwiona, odgarnęłam włosy. Odwróciłam się w stronę monitora. - Wyluzuj, kowboju. Kochaś numer cztery już tu jest - mruknęłam. Dean szybko zajął miejsce obok mnie, a właściwie to nie zajął, bo stał nade mną, rękami opierając się o biurko. Czułam jego ciężki oddech na moim ramieniu, lekko obrzydzona, odsunęłam się krzesłem w bok.
- Hej, sorry, że się spóźniłem! Kolejka przy wejściu ciągnęła się jak szalona - odparł wieszając kurtkę na oparciu krzesła. Liv przytaknęła lekko. Nachyliłam się bliżej, aby obserwować ich. Olivia kontynuowała klikanie w ekran telefonu, grała w przypadkową grę. Robiła to samo z trzema poprzednimi, był to sposób, aby zwrócić ich uwagę i mieć możliwość trzymania ich telefonów. To działało.
- Nie ma problemu, wszystko jest świetnie - Liv uśmiechnęła się. Finn nachylił się lekko nad jej telefonem i szybko wrócił na swoje miejsce.
- Dobra gra?
- Zaufaj mi, nie chcesz wiedzieć. Stracisz godziny swojego życia na niej - Liv zrobiła większe oczy, jakby próbowała odwieść go od pomysłu posiadania jej, aczkolwiek był to rodzaj manipulacji. To wtedy jak twoi rodzice mówią ci, że nie możesz czegoś zrobić, ale ty to robisz.
- Chcę stracić trochę godzin - Finn zaśmiał się wyciągając swój telefon w jej stronę. Liv uniosła lekko brwi.
 - Jesteś pewien? Raz ją ściągnę i finito
- Za każdym razem jak w nią zagram, pomyślę o tobie - Finn przekręcił głowę w bok, flirtował z nią.
Scott podszedł bliżej, zmarszczył lekko wzrok. - Okej, robi to już z czwartym gościem. Mogę wiedzieć o co chodzi?
- Hakuje jego telefon - Dean zmrużył lekko oczy. Był wyraźne zachwycony.
- Raz myślałam, że gość mnie zdradza - zaśmiałam się sarkastycznie - tak, wiem, jaki idiota by w ogóle tego próbował, nie? Livka zhakowała jego telefon i mogłam śledzić jego każdy ruch. Boże, idiota mnie właściwie zdradzał, dacie wiarę?! - uniosłam brwi. Mogłam tylko zauważyć kątem oka ruch, a jak się odwróciłam, Dean zniknął. Lekko zdezorientowana, spojrzałam na Scotta. On tylko wzruszył ramionami.

Liv's POV

- Muszę skorzystać z toalety, zaraz wrócę
- Okej - przytaknęłam na słowa Finna i odprowadziłam go wzrokiem, a jak tylko zniknął w tłumie, odwróciłam się w stronę baru. Wyprostowałam się, jak zobaczyłam podchodzącego Deana po drugiej stronie lady. Co on do jasnej cholery tu robił, mówiłam Summer, że ma go nie powiadamiać!
- Co ty wyprawiasz, Liv?
- Jestem na randce - odparłam stanowczo, lustrując go wzrokiem.
- Nie, nie jesteś - pokręcił głową, przysuwając moją pustą szklankę do siebie.
- Owszem, jestem. Chyba jestem osobą, która lepiej to wie - uniosłam podbródek, obserwując jego ruchy dłońmi jak zaczął nimi przebierać pod ladą.
- Teraz randkujesz z prześladowcą?
Wywróciłam oczami. - Summer ci powiedziała, huh? Nienawidzi cię
- Tak, ale kocha ciebie - spuściłam wzrok, miał racje. Dean nachylił się nad ladą, zaczerpnęłam głęboki oddech. - Liv, co się dzieje?
- To nie jest twój interes, detektywie - wycedziłam. Dean zacisnął usta, chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Parsknął sarkastycznie i zirytowany postawił dwie szklanki na ladzie. Uśmiechnęłam się sztucznie i sięgnęłam po swoją, biorąc większy łyk. Zmarszczyłam brwi. - To woda gazowana - uniosłam na niego wzrok.
- Nie pij i nie umawiaj się z prześladowcami - uśmiechnął się sarkastycznie i spojrzał na coś, a raczej na kogoś za mną. Szybko odszedł, a obok mnie usiadł Finn.
- Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie, był zmartwiony. Aby odciągnąć go od jakichkolwiek myśli, że może być coś nie tak, uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, oczywiście

Po kolejnej godzinie, oboje zdecydowaliśmy, że jest odpowiedni czas, aby zakończyć dzisiejsze spotkanie. Zarzucając kurtkę na ramiona, Finn chwycił swoją i nie założył jej dopóki nie byliśmy na zewnątrz.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli to jeszcze powtórzyć. Idę w tą stronę, może chcesz abym..
Zanim zdążył dokończyć, szybko zaprzeczyłam. - Nie, nie, nie trzeba. Już zadzwoniłam po samochód - uśmiechnęłam się lekko. Finn tylko przytaknął, aczkolwiek mogłam powiedzieć, że był lekko zawiedziony. Mogłam czuć jego wzrok na sobie, jak Toby podjechał samochodem i szybko do niego wsiadłam. Zanim poszliśmy do klubu, spotkałam się z nim i wszystko mu wyjaśniłam. Jego pomoc była niezbędna we wszystkim.
- Hej, zadziałało? - zaczerpnęłam lekki oddech i przeciągnęłam pas, zapinając go.
- Mhm, czekam tylko, aż trójka się pokaże, koleś nie wyciągnął telefonu odkąd się rozstaliście - jęknął, lekko niezadowolony. Wywróciłam oczami, zapalając swój telefon, aby sprawdzić godzinę i czy ktoś próbował się do mnie zadzwonić. - Chwila.. czemu do cholery patrzę na ciebie? - Toby odwrócił się w moją stronę, zmarszczyłam zdezorientowana brwi.
- Co? - przeniosłam wzrok na telefon. Odblokowałam go, a moje usta mimowolnie się otworzyły, kiedy zauważyłam, że na ekranie jest inna tapeta.
- Czemu.. patrzymy.. na.. twoją.. twarz? - Toby powtórzył pytanie, tym razem wolniej w sposób jakby rozmawiał z dzieckiem.
- Nie, nie, cholera jasna, nie! - zaczęłam podnosić głos, ale zanim zaczęłam krzyczeć, uspokoiłam go. - Sam wziął nie ten telefon! Zatrzymaj się! - Toby odruchowo zatrzymał samochód, tak mocno, że wbiło mnie w siedzenie. Zaczęłam szybko odpinać pas, moje ręce się trzęsły.
- Obserwowałem go, poszedł na wschód! - Toby podniósł głos, gdy w końcu udało mi się wygrać wojnę z pasem, wyskoczyłam z samochodu i zerwałam się biegiem na wschodnią stronę dzielnicy. Rozglądałam się na różne strony, mając nadzieję, że może daleko nie odszedł, może gdzieś tu jest. Powoli zaczynałam w to wątpić i miałam ochotę się poddać, wrócić do Tobiego i skontaktować się z Samem poprzez Flirtual. Zatrzymałam się, gdy zauważyłam znajomą sylwetkę siedzącą na ławce w pobliskim parku. Obracając telefon w dłoni, zaczęłam powoli podchodzić do mężczyzny.
- Sam? Hej, Sam. Um.. chyba przez przypadek wziąłeś mój telefon.. skoro ja mam twój - podeszłam bliżej, wyciągając telefon w jego kierunku. Nieco zdziwiona brakiem reakcji, stanęłam bliżej. Moje usta rozchyliły się w szoku, oddech zaczął przyśpieszać, a moje serce znowu zaczęło bić nieregularnie. To był Sam. Sam z podciętym gardłem. Sam z podciętym gardłem i moim telefonem w buzi. Wydałam z siebie stłumiony krzyk, nigdy nie oczekiwałam, że zobaczę ten widok. Telefon zaczął wibrować i wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Przełknęłam głośno ślinę, moja ręka się trzęsła, kiedy skierowałam nią, aby wyciągnąć telefon z ust Sama.


- Namierzyliśmy adres I.P którego użył. Został przekierowany do trzech różnych krajów, z których jeden jest kuloodporny - Dean podał mi dokumenty z wynikami, wydawał się być lekko zrezygnowany, aczkolwiek było w nim coś, co dalej walczyło. Uniosłam na niego wzrok. Byłam w biurze policji od cyberprzestrzeni, coś mną pokierowało i kazało mi od razu zadzwonić do Deana, mimo, iż miałam tego później żałować.
- Nie chcę tego mówić i wszystko pogarszać, ale organy ścigania nie mają zamiaru rozpocząć współpracy. Będę dalej szukał, ale równie dobrze możemy zaprzestać tu gdzie jesteśmy - przeniosłam wzrok na Justina, który stał obok mnie, wyższy o głowę, z założonymi rękami. Wzruszył lekko ramionami. Mimo, że wydawało się, że się poddaje, w przeciwieństwie do Deana był pewny swoich słów i to tylko udowadniało, że nie miał zamiaru przestać, mimo, że trafiliśmy na ślepy zaułek. Przytaknęłam lekko głową, w tej chwili to chyba byłam ja osobą, która miała jak najmniej nadziei. - Ten koleś, kimkolwiek jest, dokładnie wie co robi, Liv.
Odetchnęłam i spojrzałam na Justina. Mój wzrok szybko powędrował na klawiaturę przy której stał. - Mogę tego użyć? - Justin spojrzał na Deana, ale tylko na sekundę, aby zaraz przenieść swój wzrok na mnie.
- Jeżeli obiecasz się zachowywać - uśmiechnął się arogancko, sprawiając,  że wywróciłam oczami.
- Możesz - odezwał się Dean, Justin tylko pokręcił głową. Wiedziałam jakie jest jego nastawienie do mnie i nie ufał mi ani trochę, jeżeli miałam zbliżyć się do komputerów. Nie zwracając już więcej uwagi na Biebera, przesunęłam klawiaturę do siebie. Zdjęłam naszyjnik z szyi, pod którym ukryty był pendrive. - Co teraz zrobię nie jest legalne, więc możesz równie dobrze jak stąd wyjść, detektywie Bieber - uśmiechnęłam się ironicznie, sprawiając, że on tylko pokręcił głową.
- Mówisz nam to po to abyśmy nie byli źli czy żebyś nie wylądowała w więzieniu? - zapytał zrezygnowany. Nie chciał się ze mną droczyć, ale był typem osoby, która musiała skomentować wszystko, nawet jeżeli tego nie chciał. Puściłam jego uwagę w niepamięć, podczas gdy zaczęłam podłączać pendrive do klawiatury. Dean tylko mnie zachęcił gestem ręki, abym pokazała im to, co zresztą i tak miałam zamiar zrobić. Szybko wpisałam hasło, które pozwoliło mi wejść w zawartość pendrive i otworzyłam pliki, które zapisałam ostatniej nocy. -Włamałam się na Flirtual
- Yup, to nielegalne
Wywróciłam lekko oczami na kolejny komentarz Justina. Miałam wrażenie, że on czekał na moment, aby mnie wcisnąć do więzienia.
- Znalazłam informację w bazie danych osób zaginionych NYPD o wszystkich użytkownikach Flirtualu i.. Trzech nowojorczyków zaginęło w ostatnich kilku miesiącach. Wszyscy mieli konto na Flirtualu, każdy z nich był na randce. Każdy z nich dostawał niepokojące wiadomości z anonimowego konta i w końcu, każdy z nich zaginął - westchnęłam. Oderwałam palce od klawiatury, wkrótce wszystkie informacje i wiadomości, które tajemniczy prześladowca im wysyłał pojawiły się na ekranie.
- Olivia, tysiące nowojorczyków zakładają konta na Flirtual, to jedna z najpopularniejszych stron do randkowania - Dean zerknął na mnie kontem oka, ale kontynuował czytanie wiadomości, tak jak ja i Justin.
- I nie każdy z nich był singlem. I żadne z nich nie mówiło o sobie wszystkiego tak po prostu - spojrzałam na Justina. To była trafna uwaga.
- Co jeżeli ktoś używa tej aplikacji do śledzenia i zabijania ludzi? - ostatnie cztery słowa wypowiedziałam wolno i niepewnie, jakby samo wypowiedzenie ich miało sprawić, że zaraz ktoś znowu zostanie zabity.
- Świetnie. Seryjny zabójca - Justin kiwnął na mnie głową, podczas gdy ja obserwowałam jego rysy twarzy z lekko przymrużonym wzrokiem. Jak na dwudziestodwulatka, wyglądał najmłodziej z pracowników, ale możliwe, że był najbardziej arogancki z nich wszystkich. - Będziesz potrzebowała więcej niż tylko przeczucie
Zwilżyłam usta. Nienawidziłam tego przyznawać, ale Justin miał racje. Chociaż byłam pewna tego co mówiłam. Dean odwrócił się w naszą stronę, a ja przeniosłam wzrok na niego. Trzy profile zaginionych osób wyskoczyły na ekranie, status został zmieniony na niedostępny.

Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Zapaliłam światło w salonie, za mną wszedł Dean. Uparł się, aby zostać z nami na noc i zarwać noc, aby upewnić się, że nic nam nie grozi. Byłam zmęczona i nie miałam siły na dalsze kłótnie, dlatego zgodziłam się. Weszłam głębiej do mieszkania, klucze włożyłam do miseczki, w której już i tak leżał cały zapas. Zatrzymałam się, moja ręka powędrowała, aby chwycić zdjęcie stojące obok. Przedstawiało mnie i Emmę. Tęskniłam za nią. Potrzebowałam jej, potrzebowałam jej tutaj, ze mną, chciałam znowu usłyszeć jej głos, jej śmiech i jej stłumiony śpiew z drugiego pokoju. Tęskniłam za wszystkimi małymi rzeczami, tęskniłam za nią. Dean podszedł do mnie bliżej, wiedziałam, że zanim położył ręce na moich ramionach, miał na początku lekkie wątpliwości. Widząc, że go nie odpycham, zaczął je trzeć pocieszająco.
- Znajdziemy ją, okej? I znajdziemy tego wariata. Obiecuję - wyszeptał. Odwróciłam się do niego, staliśmy twarzą w twarz, zbyt blisko. W tamtej chwili chciałam się do niego przytulić, pocałować go, chciałam znowu poczuć jego ramiona, obejmujące mnie i żeby ciągle powtarzał, że będzie dobrze. Dean stał wpatrzony w moje oczy, ale po chwili zaśmiał się cicho i spuścił wzrok. Nie chciałam, żeby to zrobił. Chciałam, żeby kontynuował patrzenie w moje oczy, tak samo jak ja wtedy mogłam w jego. - Wezmę prysznic i.. zamówimy coś? Pizze od Jasona? - uśmiechnęłam się lekko. Zawsze zamawialiśmy pizzę od Jasona, była jedną z najlepszych pizzeri w okolicy. Pewnie mogliśmy zamawiać u kogoś innego, ale byliśmy zbyt przyzwyczajeni do Jasona i jego pizzy, że teraz, zamawianie u kogoś innego było niemożliwe. Przytaknęłam lekko głową, a Dean uśmiechnął się i zanim odszedł, złożył pocałunek na moim czole. Obserwowałam jak znika za drzwiami łazienki, przebiegając dłonią przez włosy, szybko wyszłam przez okno i skierowałam się schodkami na dach. Zawsze to robiłam, kiedy byłam w stresie.

Nie wiedziałam kiedy Dean wyszedł spod prysznica, ale mogłam usłyszeć jak zaczął mnie wołać. Nie reagowałam. Nie wiedziałam czemu, ale nawet się nie ruszyłam. Stałam oparta o murek i wpatrywałam się w panoramę miasta. Wkrótce, jego zmartwiony i przerażony głos był głośniejszy, był na dachu. Dalej nic. Zwilżyłam usta.
- Liv! Cholera, co ty tutaj robisz? - odetchnął z ulgą. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam lekko brwi, widząc go w samych spodniach na boso, z bronią w ręku, którą zresztą ciągle we mnie celował. Dopiero kiedy zobaczył moją reakcję, opuścił ją.
- Potrzebowałam powietrza - wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
- Nie słyszałaś jak cię wołałem?! Coś ci się mogło stać!
Zaśmiałam się pod nosem. Chciał być zły, ale nie mógł, był zbyt zmartwiony, a jednocześnie szczęśliwy, że jednak nic mi się nie stało. - Słyszałam
- Ten policjant chyba potrzebuje nieco przerwy, nie sądzisz? - uniósł lekko brwi, gdy zaczął się powoli zbliżać w moją stronę. Uniosłam rozbawiona brwi. - Więc teraz przyznajesz, że jesteś gliną, huh? Nie wyglądasz mi teraz na policjanta.. Chcę zobaczyć twoją odznakę - wyszeptałam, dzieliły nas tylko małe centymetry.
- Czy pistolet nic za siebie nie mówi? - przekręcił lekko głowę, lustrował moją twarz wzrokiem.
- Niestety - ręką sięgnęłam po pistolet, jego uścisk szybko się rozluźnił jak poczuł mój dotyk. Odłożyłam broń na murku za mną. Dean spojrzał na mnie ostatni raz, zanim mogłam poczuć jego usta na moich. Brakowało mi tego. Odwzajemniłam jego pocałunek, jego ręka dotykała mojego policzka, podczas gdy moje powędrowały na jego nagą talię, chcąc przyciągnąć go bliżej siebie. Dean złamał pocałunek, na co zareagowałam cichym jękiem. - To nie fair - spojrzałam na niego zdezorientowana, na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. - Jestem praktycznie nagi, a ty nie - przekręcił lekko głowę, uśmiechnęłam się i ułożyłam jedną z rąk na jego szyi, przyciągając go do siebie i wpijając się w jego pulchne usta. Szybko ułożył swoje ręce pod moimi pośladkami, unosząc mnie do góry i pozwalając, abym oplotła nogi wokół jego bioder. Wplotłam ręce w jego ciemne włosy, co chwile przerywaliśmy pocałunek na szybkie złapanie oddechu. Byłam szczęśliwa. Tęskniłam za jego dotykiem, za jego pocałunkami, tęskniłam za nim. Dean ułożył mnie na rozłożonym leżaku. Nie doszło między nami do niczego więcej, niż pocałunków i przytulania. Nie chcieliśmy tego. Chcieliśmy tylko znowu poczuć smak swoich ust, znowu móc być blisko. Sięgnęłam po koc zawieszony na oparciu i z pomocą Deana, leżeliśmy oboje zakryci, wtuleni w siebie. Oglądaliśmy gwiazdy, które mimo tak bardzo oświetlonego miasta jak Nowy Jork były prawie niewidoczne, udało nam się kilka wyłapać.
- Zawsze sobie wyobrażałem, że gwiazdy to ludzie - wyszeptał, przyciągając moje małe ciało bliżej swojego. Wtuliłam się w niego.
- Miliony ludzi.. i tam gdzieś jest moja siostra - nie spojrzałam na niego, ale czułam jak on był wpatrzony we mnie. Gładził moje nagie ramie, próbując dodać mi otuchy. Nie musiał. Wystarczyło, że tutaj był. - Zrobiłaś wszystko co mogłaś - splótł nasze ręce razem podczas gdy ja spuściłam wzrok. Nie chciałam mieć tej rozmowy, nie teraz.
- Co jeśli nigdy jej nie znajdę?
- Hej, hej - Dean uniósł mój podbródek, złożył lekki pocałunek na moim czole. - Kiedy statki.. ginęły na morzu, ludzie używali gwiazd i księżyca, aby określić gdzie się znajdują. Gdy spojrzeli na horyzont, wiedzieli gdzie są. Gdzieś tam jest ktoś, kto wie co się stało. Ktoś ją widział, rozmawiał z nią, troszczył się o nią. Kochał ją. Wystarczy tylko jeden, by wskazać ci drogę - wyszeptał.

- Hej, wychodzę. Wszystko w porządku? - Toby założył torbę na ramieniu, podczas gdy zgasił lampkę przy swoim biurku. Troszczył się o mnie jeszcze bardziej odkąd dowiedział się o tym co się dzieje.
- Tak. Justin i Dean mają kilku podejrzanych, więc jest super - uśmiechnęłam się, przytakując. Toby skinął głową i rozejrzał się po wspólnym miejscu pracy, lekko się skrzywił, kiedy zauważył Przerażającą Brendę machającą do niego. Zaśmiałam się.
- Zadzwoń do mnie jeżeli będziesz czegoś potrzebować - dał mi znać i jak tylko uzyskał ode mnie odpowiedź w formie kolejnego przytaknięcia, wyszedł. W biurze byłam tylko ja i kilku innych pracowników, których większość próbowała podlizać się szefowi poprzez wykonywanie dodatkowej roboty. Mój telefon zawibrował kilka razy, na wyświetlaczu pojawiło się imię Deana. Przesunęłam przycisk na ekranie, odbierając połączenie.
- Więc, Justin powiedział, że Sean spędza noc w jakiejś knajpie indyjskiej, a ja jestem na randce w kawiarni z Rayem Maddoxem i jakąś blondynką. Connor obserwuje mieszkanie Finna - usłyszałam głos Deana w słuchawce, wywróciłam oczami.
- Nie minęły nawet 24h a on już umawia się z inną. Cóż, dobrze, że nie był w moim typie - wzruszyłam ramionami, mimo, że nie mógł tego widzieć.
- Ta? A kto jest w twoim typie?
- Jestem otwarta na różne wnioski
Mogłam usłyszeć śmiech Deana w słuchawce, dźwięk, który tak bardzo uwielbiałam. - Kończę swoją zmianę za godzinę, odbiorę cię
- Okej - zgodziłam się i rozłączyłam połączenie, odkładając komórkę na bok.
Poruszyłam myszką, aby zapalić komputer. Zamiast stosu plików, które musiałam przesortować do odpowiednich działów na ekranie pojawił się czerwony spikselowany ekran, a na nim wielkimi, czarnymi literami napis: "Tęsknisz za mną, Eye Candy?". Mogłam czuć jak moje serce znowu zaczęło przyśpieszać. Zaczęłam panikować, gdy obraz zmienił się na obraz z czterech ukrytych kamer, wszystkie z mojego mieszkania. Zaczerpnęłam głęboki oddech, kiedy zobaczyłam Summer, a za nią czarną sylwetkę mężczyzny. Czaił się za nią. Zdenerwowana, szybko sięgnęłam po komórkę. Dzwoniłam do Summer, ale za każdym razem odezwała się poczta głosowa. Zdenerwowana, wybiegłam z biura. Biegłam ile sił w nogach, po drodze zadzwoniłam do Deana. Był zdezorientowany, ale to jak krzyczałam i błagałam, żeby jechał do Summer nie pozwoliło mu na żadne zadawanie pytań. Taksówka! Tak, taksówka! Pomachałam ręką, dając znać kierowcy, aby się zatrzymał. Szybko wsiadłam do samochodu, szybko powiedziałam adres i pośpieszając mężczyznę, podjęłam próbę dodzwonienia się do Summer po raz kolejny. Jeden sygnał, drugi sygnał i..
- Halo? - usłyszałam głos przyjaciółki po drugiej stronie i pierwszy raz czułam taką ulgę. Nic jej nie jest. Dzięki Bogu jeszcze nic jej nie jest! - Summer, on jest w mieszkaniu, zmywaj się!
- Liv, uspokój się. O co ci chodzi? Liv, Liv, jestem w klubie!
Odsunęłam telefon od ucha. To było nagranie. O Boże. Dean! Kierowca nagle się zatrzymał, przed nami rozpościerał się ogromny korek. Spanikowana, rzuciłam pieniądze na siedzenie obok kierowcy i wybiegłam z samochodu. Zaczęłam biec w kierunku apartamentu. Drzwi były otwarte, co tylko sprawiło, że moje serce zaczęło bić mocniej. Wbiegłam do środka, nikogo nie było.
- Dean! - zaczęłam krzyczeć, krzyczałam ciągle jego imię, zero odpowiedzi. Pustka. Weszłam głębiej. Zatrzymałam się. Na środku salonu na krześle siedział manekin. Biały, goły manekin. Mój oddech przyśpieszył jak zaczęłam się powoli zbliżać do sztucznego człowieka. Na jego rękach był umieszczony laptop. Na czarnym ekranie zaczęły pojawiać się napisy.
"Usiądź, Olivio."
Niepewnie, ale w tym samym momencie przerażona, usiadłam na krześle na przeciwko.
- Gdzie on jest?
Kolejne litery zaczęły wyskakiwać na monitorze.
"No weź. Zero zabawy?"
Ekran zmienił się. Z pustego, czarnego, w jego miejsce pojawiło się nagranie. Nagranie kręcone w tej chwili. A na nim Dean. Widziałam ból w jego oczach i strach.
- Dean - wyszeptałam. W moich oczach zaczęły wzbierać się łzy. Nie. Nie, nie, nie. Nie mogę stracić kolejnej osoby. Nie mogę stracić go.
- Dean, wszystko w porządku?
- Liv.. Liv, posłuchaj mnie. Nie.. nie szukaj mnie - jego głos się łamał, a to tylko sprawiło, że łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie, nie. O czym ty mówisz, Dean? - płakałam.
- Już za późno by mnie uratować
- Dean, Dean co się dzieje? - szlochałam, to nie mogła być prawda. Nie. On musiał żyć. Dopiero co go odzyskałam, nie mogłam go znowu stracić.
"Powiedz to."
- Nie, nie, nie. Zostań ze mną. Dean, proszę, zostań ze mną!
"Powiedz to. Powiedz to albo on umrze nie wiedząc."
- Co mam powiedzieć, do cholery?! - krzyknęłam przez łzy. Nienawidziłam go. Nienawidziłam kogokolwiek kto mi to robił.
- Liv..
- Kocham Cię, Dean - wyszeptałam. Mogłam czuć swoje słone łzy na ustach. - Tak bardzo cię kocham
- Wystarczy tylko jeden, by wskazać ci drogę
Komputer zgasł. Zaczęłam kręcić głową, w kółko powtarzałam "nie, nie, nie", krzyczałam.
- Gdzie on jest?! Gdzie on jest?! Błagam, gdzie on jest?! - moje kolana zaczęły słabnąć, zaczęłam tracić równowagę jak kolejny płacz wstrząsnął moim ciałem. I przypomniałam sobie jego słowa. "Wystarczy tylko jeden, by wskazać ci drogę". Dach! Był na dachu! Ocierając mokre policzki, zerwałam się do biegu. Potykając się, wbiegłam na dach po schodach.
- Dean! Dean! - krzyczałam. Wbiegłam dalej. Nie. Nie, nie, nie. Proszę nie. Tylko nie to. Bezwładne ciało Deana siedziało na leżaku, jego gardło było podcięte, krew ciągle spływała. Wydałam z siebie głośny płacz, podbiegłam do martwego ciała ukochanego. Opadłam na kolana, ciągle nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. - Dean! Dean proszę, nie! - krzyczałam. Morderca uciekł.
Na dach wszedł ktoś jeszcze. Justin. Klęczałam, moja ręka mimowolnie chciała dotknąć Deana, ostatni raz chciałam go dotknąć. Justin szybko zjawił się obok mnie, mogłam poczuć jego duże dłonie na mojej talii, chciał mnie podnieść, ale się sprzeciwiałam. - Liv, Liv, chodź - wyszeptał. Podniósł mnie, mimo moich sprzeciwów. Krzyczałam, szarpałam się, kopałam. Był ode mnie silniejszy. - Chodź, musimy iść! Zaraz pojawi się tu policja! - przekrzykiwał mnie, trzymał mnie w żelaznym uścisku i nie było mowy, abym mogła się wyrwać. Mimo wszystko, dalej go kopałam po kostkach, pięściami waliłam po ramionach. Krzyczałam.

***

Jest już drugi rozdział, chociaż miał być dodany w środę, zdecydowałam się dodać go wcześniej. Nie był on niestety sprawdzany i pisany przez kilka godzin, ale skończyłam go o północy, dlatego przepraszam za wszelkie błędy i/lub niedociągnięcia. Mam nadzieję, że wam się spodoba mimo wszystko. Dziękuję za 30+ komentarzy i 1500+ wejść, to jest naprawdę niesamowite i cieszę się, że wam się podoba! Jeżeli macie jakieś pytania, na wszystko chętnie odpowiem na twitterze (@stayjstins) lub na asku Liv (@livdouglass, gdyż nie mam jeszcze oficjalnego aska stworzonego dla ff). Pamiętacie, że dalej chętnie poszukiwane są osoby, które chciałby pograć resztą postaci z opowiadania, zachęcam do wzięcia Justina, Scotta lub kogokolwiek sobie wymarzycie! Ze względu na wasze zainteresowanie i to jak wspaniałymi czytelnikami jesteście, jeżeli rozdziały zostawiają was w niepewności, może co drugie tysięczne wyświetlenie dostaniecie mały spoiler co się wydarzy? Co wy na to? :) Ah, no i tak, zachęcam was do głosowania w ankiecie po lewej stronie i do następnego rozdziału, kochani!

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział I

Zaparkowałam białym SUVem na zatłoczonym parkingu liceum Sherwood*. Zmarszczyłam lekko nos, wychodząc z samochodu. Zapach papierosów uderzył we mnie, dzieciaki w wieku Emmy, niektórzy nawet młodsi, nie szczędzili zaczynania kolejnej paczki Marlboro. Przedzierając się przez tłum nastolatków, ignorowałam ich obrzydliwe komentarze. Zatrzymałam się przed wejściem do szkoły, Emma stała ze swoją grupką przyjaciół. Nie były to osoby, które były dla niej odpowiednie. Od czasu śmierci naszej mamy, ojciec popadł w alkoholizm. Nie obchodziło go co się z nami działo. Emma już nie jest tą samą osobą. Kiedyś była pozytywna, osób takich jak jej chłopak, Chad, unikała jak ognia. Odkąd nasza mama odeszła, wplątała się w złe towarzystwo. Nie byłam przy niej przez jakiś czas, rzuciłam MIT, bo musiałam się nią zaopiekować. Jedyny moment w ciągu dnia, kiedy nasz ojciec był trzeźwy, to były godziny pracy. Po powrocie do domu, nie miał żadnych skrupułów, aby sięgnąć po butelkę lub dwie burbona, a obecność najmłodszej z jego córek nie była dla niego przeszkodzą. To tak jakby zapomnieć o jej istnieniu.
- Emma, wracamy! - krzyknęłam, zwracając jej uwagę. Mimo, że stałam w pewnej odległości, widziałam jej zirytowanie na twarzy. W końcu jej starsza siostra siostra przerwała obściskiwanie się ze swoim chłopakiem. Uniosłam lekko brwi, kiedy Emma ostatni raz wymieniła się śliną z wysokim blondynem. Ems była piękną dziewczyną średniego wzrostu i zdecydowanie nie wyglądała na szesnaście lat, które zresztą niedawno ukończyła. Przechylając lekko głowę, pozwoliłam jej iść pierwsza, wolałam ją mieć na oku niż pozwolić jej uciec z powrotem do chłopaka.

Jechaliśmy w ciszy. Wiedziałam, że jest zirytowana. Przyciśnięta do zimnej szyby samochodu, unikała jakiejkolwiek komunikacji między nami. Wypuściłam lekko powietrze z ust, zaciskając ręce na kierownicy. Cisza między nami robiła się coraz bardziej niezręczna. 
- Trzy dni, Emma. Zniknęłaś na trzy dni - oderwałam wzrok z drogi, patrząc na młodszą siostrę. Ojca to nic nie obchodziło, ale kiedy Emma wyszła, aby spotkać się ze znajomymi, nie wróciła przez następne trzy dni. Wyjechała z Chadem i jego rodzicami poza Nowy Jork na weekend, najwidoczniej dała znać pijanemu ojcowi, który pewnie nieświadomie wyraził zgodę.
- Co cię to w ogóle obchodzi? - zacisnęłam wargi w wąską linię słysząc beznamiętność w jej głosie. Nie poznawałam swojej siostry.
- To nie są odpowiednie towarzystwo dla ciebie - odparłam, przechylając lekko głowę. Przebiegłam jedną ręką po włosach, odgarniając większą część z nich z twarzy i wracając wzrokiem na ciemną ulicę, której widok utrudniał deszcz, który powitał nas w połowie drogi.
- Nie wiesz tego.
- Kolesie z którymi zadajesz się teraz? To bracia kolesi z którymi dorastałam i zaufaj mi, nie są najlepszym materiałem na przyjaciół - zwilżyłam usta. Po Emmie nie było widać, aby brała pod uwagę moje słowa. Już dawno przestało ją obchodzić co myślę i co mówię. 
- To wcale nie sprawia, że są tacy sami - próbowała ich bronić za wszelką cenę. Nie potrafiłam tego zrozumieć, była mądra, a jednak ktoś taki jak Chad Lancaster zaślepił ją. Westchnęłam cicho.
- Masz tylko szesnaście lat, Emma --
- Tak, a ty nie jesteś moim rodzicem. Przestań się tak zachowywać - była zirytowana. Zresztą ja również. Pokręciłam lekko głową, już nic jej nie odpowiedziałam. Jak tylko deszcz zaczął padać coraz mocniej, włączyłam wycieraczki.
- Jadłaś coś? - odwróciłam głowę w jej stronę, unosząc brwi. Nic nie odpowiedziała. Wątpię, aby przełknęła w ciągu ostatnich kilku godzin coś innego niż lunch, który zawsze sobie kupuje po drodze. Zjeżdżając z trasy, przejechałam kilka metrów do najbliższego drive-thrusa. Zatrzymałam się przed samochodem, z którego kobieta w średnim wieku składała zamówienie.Spojrzałam jeszcze raz na siostrę, zaciskając usta w cienką linię, przełknęłam nadmiar śliny w buzi.
- Wiem, że odkąd mama umarła--
- Przestań. Jesteś moją siostrą, nie musisz mnie wychowywać - Emma zwilżyła usta, podczas gdy przez moją głowę przełknęła myśl, że w tym momencie, byłam jedyną osobą, która mogła ją wychować. - Muszę się wysikać - sięgnęła po klamkę, aby otworzyć drzwi. Chciała uniknąć tego tematu za wszelką cenę. Nie wiedziałam co mną wtedy pokierowało, ale sięgnęłam ręką w jej stronę i przytrzymałam jej ramię, zanim pozwoliłam jej wyjść.
- Hej-- musimy trzymać się razem. Okej? - uniosłam delikatnie brwi. Czekałam na jej odpowiedź, miałam nadzieję, że ją uzyskam, zanim wyjdzie ona z samochodu. Emma tylko przytaknęła. Uśmiechając się delikatnie, cofnęłam rękę i ułożyłam ją z powrotem na kierownicy.
"Proszę podjechać do następnego okienka, aby zapłacić" - słysząc słowa z głośnika, obserwowałam jak samochód przede mną odjeżdża i włączyłam gaz, aby podjechać bliżej kobiety, przy której złożyłam zamówienie. Czekając na nugetsy i frytki, wychyliłam lekko głowę, wyglądając zza okno. Emma stała po drugiej stronie, najwyraźniej czekała na to, aby łazienka się zwolniła. Marzła. Oparłam rękę na kierownicy, obserwując siostrę przez szybę, podczas gdy ta chodziła w kółko i ocierała ramiona, próbując się ogrzać. Po chwili zauważyłam czarnego vana parkującego za nią, z którego wyskoczył mężczyzna. Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedziałam co się dzieje. Dopóki nie zbliżył się on do Emmy i to była chwila czasu, kiedy zatkał jej usta ręką, ona zaczęła się szarpać, on zaczął ją lekko przyduszać. Wydałam z siebie głośny krzyk, zaczęłam siłować się z drzwiami, które jak na ironie zostały zablokowane z obydwu stron poprzez samochody. Czułam jak łzy zaczęły cisnąć się do moich oczu, podczas gdy moja siostra walczyła z porywaczem, usiłując się uwolnić. Panikowałam. Ciągle krzycząc, wyślizgnęłam się przez okno. Upadłam na mokry chodnik, ale w tamtym momencie ból jaki czułam został kompletnie zignorowany. Liczyło się życie mojej siostry i to, aby ją uwolnić. Nie mogłam jej stracić. Nie ją. Przede mną stał ciąg samochodów, a porozstawiane skrzynki i beczki wokół nie pomagały mi w przejściu. Przez cały czas krzyczałam jej imię, podczas gdy ona była niemalże zaduszona na miejscu. W tamtej chwili nie myślałam o niczym innym, a o uwolnieniu jej. Zaczęłam wspinać się po samochodach, moje stopy ześlizgiwały się po mokrym dachu na boki i utrudniały mi dojście do siostry i porywacza. - Liv! - głośny, przerażający, pełen bólu krzyk szesnastolatki obił się o moje uszy w momencie, kiedy została wepchnięta do samochodu, a ja zesunęłam się na ziemię. Zanim dobiegłam do samochodu, czarne drzwi zostały zatrzaśnięte, a samochód ruszył. Biegłam. Biegłam za nimi ile sił w nogach i zanim się obejrzałam, samochód jechał w moją stronę. Stanąwszy na środku drogi, miałam głupią nadzieję, że napastnik się zatrzyma i będę mogła walczyć o wolność Emmy, ale myliłam się. Z tą samą prędkością jechał w moją stronę, a moje zmysły kazały mi odskoczyć na bok. Wylądowałam na błotnistej trawie, zahaczyłam kolanem o ulice, przez co czułam pieczenie i jak strużki krwi łączyły się z zimną wodą. Samochód odjechał, a ja stałam na środku parkingu, krzycząc w i płacząc. Dlaczego ona? Dlaczego? Dlaczego ktoś ją porwał? O co w tym chodzi? Co z tego mają? Co oni z nią zrobią? Kto to był? Jak ją uwolnić? Miliony pytań nasunęły się do mojej głowy i zero odpowiedzi. Z wszystkich osób na świecie, nigdy nie myślałam, że tyle strat na raz rzuci się na mnie.

3 LATA PÓŹNIEJ

- Twoja córka ma na imię Elizabeth Shepard? Potrzebuje dostępu do jej komputera i 24 godzin na przeanalizowanie go w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek - odparłam. Patrzyłam na starszą kobietę, kilka lat po pięćdziesiątce. Jak na jej wiek, trzymała się bardzo dobrze, aczkolwiek zaginięcie jedynej córki wstrząsnęło nią i od początku naszego spotkania mogłam zauważyć, jak bardzo jest zmartwiona i zrezygnowana. To dlatego do mnie przyszła. Wiem, że nie można zaufać policji. Pani Shepard potwierdziła moje przemyślenia. Jej córka jest zaginiona od tygodnia, a oni nic z tym nie robią. Znalazła mnie w internecie. Odkąd Emma została porwana, zaczęłam zajmować się poszukiwaniem zaginionych osób. Osoby takie jak ja nie pracują dla policji. Nie jesteśmy w dobrych relacjach z nimi.
Kobieta wyszeptała ciche podziękowania, na co ja tylko się uśmiechnęłam. Nie mogłam jej zawieść. Nie zawiodłam do tej pory nikogo i nie mogłam zawieść szczególnie jej. Odkąd powiedziałam, że jej pomogę, zauważyłam mały promyczek nadziei budzący się w jej zrezygnowanym umyśle. Chciałabym być osobą, która jej pomoże.

- Liv! - męski głos wyrwał mnie z rozmyślania o moim ostatnim wywiadzie i robotą jaką muszę zrobić. Wpatrzona w jeden punkt, w końcu przeniosłam wzrok na Tobiego. Toby był moim najlepszym przyjacielem, współpracownikiem i partnerem w akcji. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie pomoc loczka. - Haymitch znowu łazi i sprawdza - wskazał głową na naszego szefa. Haymitch chodził po biurze i zaglądał w każdy przedział, po raz kolejny w dzisiejszym dniu sprawdzał, czy każdy wykonuje swoją pracę. Szybko schowałam karte z wszelkimi informacjami o Elizabeth Shepard zanim wrzód na dupie, którego polecenia muszę wykonywać, o ile chcę zachować swoją pracę, miał szanse zobaczyć cokolwiek. Telefon zadzwonił, a ja mogłam tylko zobaczyć jak Toby podnosi słuchawkę i zaczyna tłumaczyć klientowi na czym polega jego problem z łącznością internetu i co ma zrobić, aby się go pozbyć. Obserwując Haymitcha wzrokiem jak odchodzi, odwróciłam głowę z powrotem w stronę loczka i uśmiechnęłam się dumnie, podczas gdy on był wyraźnie zirytowany jego kolejnym klientem. - Mhm, świetnie, a czy podłączyła Pani kabelek, przewodzący internet? Nie? No to proszę spróbować - zaśmiałam się cicho. Toby próbował brzmieć jak najprzyjemniej, ale gdyby kobieta, z którą rozmawiał mogła go teraz zobaczyć, uznałaby go za niezbyt miłą obsługę firmy. Lekko podirytowany, odłożył słuchawkę i oparł się rękami o ściankę oddzielającą nasze biurka.
 - Kiedyś cię złapią i wylecisz stąd, a wtedy kto mnie będzie ratował przed Przerażającą Brendą? - Toby spojrzał na kobietę, która było bliska uderzenia swojej trzeciej dziesiątki. Toby jako jedyny nazywał ją Przerażającą Brendą, głównie dlatego, że była starszą kobietą i podczas gdy sposób w jaki się ubierała tego nie pokazywał i pewnie by zachęciła tym do siebie wielu innych mężczyzn, to sposób w jaki próbowała przespać się z Tobym przerażał go.
- To dlatego mam ciebie, który pomaga mi zachować tą robotę - przechyliłam głowę w prawą stronę, posyłając mu szeroki uśmiech, na który on tylko wywrócił oczami. - Myślisz, że w ogóle ich obchodzimy? Jedyny powód dla którego tu jesteśmy, to ten, że oni są zbyt dużymi matołami aby ogarnąć cały system informacyjny - wzruszyłam lekko ramionami, kiedy obróciłam się aby zdjąć kurtkę z krzesła. Gdyby nie to, że praca była dobrze płatna i mogłam widzieć się z Tobym cały czas, już dawno bym ją rzuciła.
- Ta. Ale gdyby wiedzieli, że używasz ich komputerów do innych celów, niż zapewnianie im więcej ilości forsy, cóż.. no bueno - zwilżając usta, Toby potrząsnął głową, śmiejąc się cicho. Zmrużyłam lekko oczy, patrząc na niego zanim po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut, wzruszyłam ramionami. - Kobieta musi robić to co kobieta musi robić.. Hej, jeżeli ktoś spyta, powiedz im, że mam wizytę lekarską - zaczęłam pakować potrzebne rzeczy do swojej torby, a telefon wcisnęłam do kieszeni dżinsów. Toby spojrzał na mnie, doskonale wiedział o co chodzi. - Więc to dzisiaj, huh? Sześć miesięcy i ci się udało.
- Udało mi się - odpowiedziałam zrezygnowana. Oboje unikaliśmy tego tematu jak ognia. Zresztą nie tylko my. Wszyscy moi znajomi wiedzieli, że dzień, który dzisiaj nastąpił, był dniem o którym nie chciałam mówić więcej niż dwa słowa. Nie wspominam tego okresu zbyt dobrze. Przez ostatni rok poznałam chłopaka, który pozwolił, abym się w nim zakochała, z którym spędziłam magiczny czas, tylko po to abym później dowiedziała się o tym, że to wszystko było zaplanowane. Zaciskając usta, chwyciłam kurtkę w rękę, a torbę zarzuciłam na ramię. Pochyliłam się bliżej Tobiego.
- Wysłałam ci mailem informację o zaginionej młodej kobiecie. Myślisz, że dasz radę wykorzystać możliwości firmy i dowiedzieć się o niej więcej oraz gdzie się ukrywa?
- Wisisz mi - zgodził się, aczkolwiek w jego głosie była słyszalna rezygnacja.
- Kochasz to - uśmiechnęłam się i zanim wyszłam z pokoju, widziałam jak Toby mruga do mnie ostatni raz.


Wyskoczyłam z samochodu i zatrzymałam się przed wejściem do biura policyjnego. Tak bardzo jak czekałam na ten moment, nie byłam gotowa. Nie byłam gotowa, aby znowu się z nimi zobaczyć i przeżyć to wszystko od nowa. Pokręciłam głową, wyrzucając z niej wszelkie wątpliwości i myśl o możliwym powrocie później. Musiałam to zrobić teraz, musiałam być wolna. Chciałam być wolna. Weszłam na komisariat i jak tylko sekretarka wskazała mi drogę do odpowiedniego pokoju, przyśpieszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu. To, a raczej kogo, chciałam uniknąć najbardziej, stał właśnie przed drzwiami. Moje oczy automatycznie się rozszerzyły na jego widok, a moją pierwszą myślą było ucieknięcie z tego miejsca, ale wtedy wyszłabym na  tchórza. Przeszło mi. Nic do niego nie czuje. Moje uczucia umarły w momencie kiedy mnie aresztował.. Oh, kogo ja oszukuje. Ten idiota zawrócił w mojej głowie i oszukał mnie i tak bardzo jak chcę go nienawidzić, nie potrafię pozbyć się tego uczucia, którego do niego żywiłam rok temu. Spuszczając lekko głowę, odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy i zaczęłam podchodzić bliżej. On też. Dean Clark. Detektyw. Ktoś, kogo poznałam rok temu. Ktoś, kto użył najgorszego tekstu możliwego na podryw, ale udało mu się mnie zdobyć. Ktoś, kto nie miał skrupułów w okłamywaniu mnie, ktoś kto mówił "kocham cię" każdej nocy, ale w tym samym czasie obserwował mnie, czekał na dowód, aby mnie aresztować. Upokorzył mnie.

Potrzebowałam odetchnąć. Od kilku godzin siedziałam przy komputerze, oczy zaczynały mnie piec, a mózg świrował od ilości informacji, którą mu przyswajałam od kilku dobrych godzin. Summer uznała, że idealnym pomysłem było wyjście do klubu. To znaczy, czemu nie, podczas gdy próbowałam znaleźć Emmę i dzieci innych osób, nie mogłam sprawić, że moje życie będzie obracało się tylko wokół tego. Więc zaryzykowałam. Stałam na środku parkietu, Summer pomagała barmanom w obsłudze klientów, podczas gdy ja wywijałam biodrami do rytmu muzyki. Brakowało mi tego. Tego uczucia wolności i niezależności, mój mózg i moje ciało tego potrzebowało. Czułam jak kropelki potu spływają po czole, w dół na moją szyję i szybko znikały pod cienkim materiałem koszulki. Nieznajomy mężczyzna, prawdopodobnie starszy ode mnie, przepychał się między tańczącymi ciałami, aby dotrzeć do mnie.
- Hej! Świetnie tańczysz - dotknął ręką mojego nagiego ramienia, chcąc zwrócić moją uwagę. Podczas gdy nie przestawałam bujać się do muzyki, odwróciłam głowę w jego stronę, a z moich ust wyskoczył cichy i sarkastyczny śmiech. 
- Czy ty mnie podrywasz? Bo kiepsko ci idzie - odparłam, przekrzykując muzykę i po raz kolejny, zachichotałam.
- Cóż, jestem też kiepskim tancerzem, więc najwyraźniej jestem do dupy - zażartował. Wypuściłam z ust kolejny śmiech, tym razem był on szczery i naprawdę mnie rozbawił. Dopiero wtedy kontynuowałam ruszanie biodrami, aczkolwiek o tyle wolniej, abym mogła swobodnie widzieć jego twarz. Lustrując mężczyznę wzrokiem, błędem by było powiedzenie, że wcale nie był przystojny. Był ode mnie wyższy o głowę i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest wysportowany. Jego śmiech był miły dla uszu, a rozczochrane, ciemne włosy dodawały mu uroku.
- Dean
- Liv - uśmiechnęłam się.

Podniosłam głowę, wyprostowałam plecy i pewniejszym krokiem zmierzałam ku niemu. Nie mogłam mu pokazać, że udało mu się mnie zniszczyć od środka. Nie mogłam mu dać tej satysfakcji, że jego plan wypalił.
- Co ty tutaj robisz? - zirytowana, uniosłam brwi. Niecierpliwie czekałam na odpowiedź, mimo, że chciałam ograniczyć jakikolwiek kontakt z nim do minimum, chciałam wiedzieć, dlaczego akurat on. Bransoleta została mi założona przez kogoś innego i byłam niemalże pewna, że zostanie mi zdjęta przez tą samą osobę.
- Pomyślałem, że to ja powinienem być osobą, która cię od tego uwolni - wskazał na moje nogi, na co ja wywróciłam oczami.
- Dlaczego? Bo ty jesteś powodem, dla którego tu w ogóle jestem? - parsknęłam.
- W ten sposób chociaż mogę cię zobaczyć
Nie odpowiedziałam. Wyminęłam go, wchodząc do pomieszczenia za Deanem. - Możemy już mieć to za sobą? Mam robotę do zrobienia - odparłam beznamiętnie, opierając się o drewniany stół na środku pokoju. Obserwowałam jak zaczął do mnie podchodzić.
- Jaką robotę? - zapytał. Był podejrzliwy. Znowu.
- Jaki jest prawdziwy powód, dla którego tu jesteś, Dean? - przekręciłam głowę, zwilżając wargi. Podniosłam lewą nogę, tą na której miałam założony dozór policyjny i oparłam ją na stole, obserwując byłego chłopaka.
- Cóż, nigdy nie dałaś mi szansy, żeby się wytłumaczyć. I naprawdę przepraszam za to co zrobiłem, Liv - wypowiedział słowa wolno, co chwila biorąc oddech. Wywróciłam oczami. Jeżeli myślał, że jedne "przepraszam" miało naprawić to co mi zrobił, to jak mnie oszukiwał, to jak mnie wykorzystał, to był w błędzie.
- Aha, za co dokładnie? Za okłamanie mnie w sprawie bycia policjantem czy aresztowanie mnie? - wypchałam policzek językiem, uniosłam brwi i przekręciłam głowę. Zauważyłam sarkastyczny uśmiech, chcący wkraść się na jego usta, który on za wszelką cenę próbował ukryć.
- Widzisz, możesz ukrywać się za byciem hakerem, ale wydział cyber-przestępstw.. - przerwał, aby dosiąść się obok mnie. Dean sięgnął po moją nogę, chwytając za zamek od nogawki i szybko go rozpiął.
- Wiesz, że nie wierzę w etykiety i wasze prawa - dodałam, zanim zdążył dokończyć zdanie.
Dean nie odezwał się. Mogłam tylko słyszeć, jak wypuścił powietrze z ust i za chwilę szarpnął skrawek mojej nogawki ku górze, odsłaniając moją kostkę. Jego duża dłoń ułożyła się na mojej łydce, a jego ciepło szybko zaczęło rozchodzić się po moim zimnym ciele. Nabrałam głęboko powietrza do płuc. Już zapomniałam jak to było, kiedy mogłam poczuć dotyk jego dłoni. Pokręciłam odruchowo głową, zanim pozwoliłam sobie na ponowny przypływ wspomnień.
- Możesz usprawiedliwiać to w jakikolwiek sposób, - przyłożył skaner do bransolety, pozwalając aby niebieskie światełko przeczytało numer i pozwoliło mu na późniejsze odblokowanie zapięcia. - ale to ty złamałaś prawo, Liv.
- To zależy jak na to patrzysz.
- Spójrz, wiem, że chcesz znaleźć swoją siostrę, ale jeżeli będziesz kontynuowała to co robisz, wpakujesz się w większe kłopoty, a sześć miesięcy? Powiedzmy, że będziesz musiała się martwić o bardziej poważniejsze rzeczy niż zawieszenie na pół roku.
Zaśmiałam się. - Tak usprawiedliwiasz to, co się stało? Że mnie uratowałeś? Jesteś śmieszny. Zrobiłeś wszystko, ale uratowanie mnie nie było jedną z tych rzeczy.
Znowu cisza. Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok i wbił go w martwy punkt na białej ścianie. Zastanawiał się, szukał odpowiednich słów, aby uformować je w zdanie.
- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się co by się stało, gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach?
Teraz to ja się zastanowiłam. Czy kiedykolwiek? Tak. I to wiele razy. Po tym jak zagrał na moich uczuciach, zrozumiałam, że w ciągu tych sześciu miesięcy, zdążyłam się w nim zakochać. Nienawidziłam tego w sobie, ale tak jak bardzo go kochałam, tyle razy wymyślałam przeróżne scenariusze dotyczące naszego spotkania. Czy gdybyśmy spotkali się wcześniej, dalej byśmy tak skończyli?
Jego palce zacisnęły się na mojej łydce, wiedziałam, że próbował dostać moją odpowiedź wcześniej. Chciał też, abym odpowiedziała to co myślę. Mimo wszystko, nie mogłam mu dać prawdziwej odpowiedzi. Nie teraz.
- Nie - odparłam stanowczo, wyprostowałam się.
- Ja tak - zacisnął usta i wtedy puścił moją nogę. Miejsce, w którym wcześniej była jego dłoń zaczął przeszywać chłód, a ja spuściłam wzrok. Zaczęłam obserwować jak odpina bransoletę i zdejmuje ją z mojej kostki, po to, aby jak najszybciej zapiąć nogawkę spodni. Nabrałam powietrza w płuca, mogłam jeszcze na krótką chwilę poczuć jego dotyk, musnął palcami moją nogę, podczas zapinania suwaka. Ciągle czułam przyjemne mrowienie w tamtym miejscu.
- Jesteś wolna.
Przytaknęłam. Część mnie chciała tam zostać, chciała mu przebaczyć i zacząć wszystko od nowa, ale mimo to, nie mogłam tego zrobić. Nie byłam słaba. Formując usta w cienką linię, zeskoczyłam ze stołu i wyszłam z pomieszczenia. Przebiegając palcami po włosach, opuściłam komisariat.

Jak tylko zaparkowałam samochodem przed kwiaciarnią, wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i zmrużyłam lekko oczy, przesuwając palcem kilkakrotnie po ekranie i odczytując pięć wiadomości od Summer, które dostałam w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Wszystkie mówiły to, że się martwiła i chciała wiedzieć jak mi poszło. Nabrałam powietrza w płuca, wydęłam policzki zanim odetchnęłam głęboko i zaciskając telefon w ręku, wyszłam z samochodu. Zamknęłam samochód i weszłam do małego pomieszczenia, w którym znajdowała się kwiaciarnia. Przytaknęłam lekko i uśmiechnęłam się przyjaźnie na widok mężczyzny za biurkiem, powoli zaczynał siwieć, ale mimo jego wieku, przez tyle lat ciągle stał na tym samym stanowisku i wypełniał swoje obowiązki. Stary pan O'Connell rozsunął średniej wielkości szklane drzwi, a zaraz po tym odgarnął pętle sztucznych kwiatów, abym mogła swobodnie wejść do ukrytego wewnątrz klubu, którym zarządzała Summer. Godzina była jeszcze młoda, dlatego oprócz pracowników, nikogo innego tutaj nie było. Zauważyłam Summer zbiegającą po metalowych schodach, starsza o dwa lata przyjaciółka wyraźne odetchnęła z ulgą na mój widok.
- Liv,  boże, w końcu tu jesteś! - niemalże krzyknęła jak tylko podbiegła do mnie, aby chwycić mnie za ręce i zaciągnąć do baru.  - Cholernie się martwiłam! No i co? Jesteś w końcu wolna? - dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho. Uśmiechając się dumnie, podniosłam lekko lewą nogę i zadarłam nogawkę do góry, pokazując jej kostkę, tym razem bez irytującej bransolety, która ograniczała mnie do niemalże wszystkiego.
- Ugh, nareszcie! Możemy świętować! - uśmiechnęła się szeroko. Summer odwróciła się do mnie tyłem tylko na kilka sekund, aby po chwili chwycić po jeden z najlepszych alkoholów, który serwowali. - Dzisiaj ja stawiam - zamachała pełną butelką szampana i dwoma szklaneczkami, zagryzła dolną wargę, a ja miałam wrażenie, że cieszyła się za naszą dwójkę. Podczas gdy ona była zadowolona, ja nie potrafiłam zapomnieć  o Deanie. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie chciałam odbierać jej tej radości. Wciąż, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a ja nie musiałam nic mówić, aby Summer zauważyła, że coś jest nie tak.
- Cholera. Spotkałaś go, prawda?
Westchnęłam cicho. Rozłożyłam ręce i spojrzałam na nią, niefortunnie przytakując głową. - Był tam, czekał na mnie, nie miałam wyboru - odparłam zrezygnowana. Odłożyłam torbę na krzesło obok, oparłam ręce o blat.
- Nie, nie, nie. Nie będziemy znowu przez to przechodzić. To ja prawie wylądowałam u psychologa przez wasze zerwanie, nie ty - wytknęła mnie palcem, na co tylko się zaśmiałam.  - Okej, wychodzi na to, że potrzebujemy czegoś mocniejszego - odłożyła Dom Perignona 2003 na miejsce, żeby za chwilę zacząć przebierać między butelkami.
- Hej, wszystko jest świetnie. To koniec. Przeszło mi - skłamałam. Próbowałam powstrzymać ją, zresztą i siebie, od kolejnych godzin pocieszania mnie. Nie były mi już one potrzebne, tym razem nie bolało to tak jak wcześniej. - Okej, widzisz, to samo powiedziała moja matka zanim zeszła się z moim ojcem i mogłabyś powiedzieć, że to dla pieniędzy? Ale nie.
- Summer, to było dla pieniędzy - zaśmiałam się, głównie na to, jaką próbę S. podjęła, aby sprawić, żebym poczuła się lepiej. Brunetka się zmieszała, żeby to zatuszować, wywróciła teatralnie oczami. Ostateczny wybór padł na wódkę, której zresztą ona mało kiedy sobie szczędziła. Nie żeby była uzależniona, mimo, że pracowała w klubie, Summer wiedziała, kiedy jest czas żeby przestać.
- No dobra, częściowo. Livka, ty i Dean mieliście to coś, co niestety, zostawiło wielką pustkę w twoim sercu i kochanie, jeżeli nie znajdziesz sobie kogoś nowego, będziesz wracała po więcej, a to nie skończy się dobrze - spojrzała na mnie spod szklanek, które szybko wypełniła białym trunkiem.
Nachyliłam się nad nią, spojrzałam prosto w ciemne oczy przyjaciółki i uśmiechnęłam się delikatnie. - To koniec - odparłam stanowczo, chwyciłam w rękę kieliszek z wódką i zaczęłam obracać go między palcami.
- Okej, - zadziorny uśmieszek wdarł się na jej usta, który nigdy nie zwiastował dobrych wieści - więc dzisiaj będziemy się świetnie bawić. Posłuchaj, ten dupek złamał ci serce, ale musisz znowu zacząć się z kimś umawiać, albo skończysz jak moja ciotka Ashley z kotami, którym będziesz odprawiała śluby i nawet one będą od ciebie uciekały! - Summer wyrzuciła ręce w powietrze, zachichotałam cicho. - Musisz zacząć znowu żyć pełnią swojego życia!
- Żyje swoim życiem! - odparłam, udając lekko obrażoną. - A facet nie będzie o nim decydował.
- Ooh, niezły argument - poruszałam zabawnie brwiami na słowa Summer. - Za wolność - uniosła swój kieliszek, a ja po chwili zrobiłam to samo i zanim obydwie wypiłyśmy trunek jednym łykiem, stuknęłyśmy kieliszki o siebie.
- Cholera, potrzebuje limonki.. czy coś - Summer zmarszczyła nos, nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu uciekającego z moich ust.


Była godzina dwudziesta druga, Sobotni wieczór i Summer zdecydowała zrealizować swoje plany i faktycznie miałyśmy się "dobrze bawić". Około dwudziestej wpadła do mieszkania i zaproponowała, ha, a nawet nie zaproponowała, a stwierdziła, że dzisiaj idziemy na imprezę organizowaną w jej klubie. Mimo, że nie miałam ochoty, nie chciałam tracić czasu na zaprzeczanie, a później kilkanaście minut, w których zaczęłaby mnie prosić. Dla świętego spokoju bym się zgodziła, dlatego bez większych oporów, zaczęłam się szykować.
Szłyśmy ulicą Nowego Jorku, niemalże zbliżałyśmy się do klubu Summer. - Żartujesz sobie - odparłam, niedowierzająco. Bez mojej wiedzy, Summer uznała, że założenie mi profilu na portalu randkowym byłoby idealnym pomysłem. Teraz czułam się jak zdesperowana nastolatka, która nosiła napis "kochaj mnie, proszę!".
- Witaj w świecie dzisiejszego randkowania - Summer uśmiechnęła się, była z siebie wyraźne dumna. Wzrok miała wlepiony w komórkę i z tego co zdążyłam zauważyć, kontynuowała uzupełnianie mojego profilu.
- Nie ma mowy - zaprzeczyłam, możliwe, że zbyt szybko.
- No co? Wszyscy to teraz robią!
- Cóż, ja nie jestem wszyscy. Skasuj ten profil
- Nie. Kurcze, jesteśmy młode i przyznajmy, że super seksowne, poza tym, nie jesteśmy też mężatkami więc chwytaj szanse! - brunetka próbowała mnie przekonać za wszelką cenę, ale jakkolwiek by próbowała, nie byłam przekonana do tego pomysłu.
- Kurcze, chyba pamiętasz, że jestem hakerką, S? Zhakuje to - odparłam kpiąco. Summer zaczynała być lekko podirytowana, dziewczyna przewróciła oczami.
- I przez takie zachowanie jesteśmy w tej oto sytuacji - rozłożyła ręce wokół siebie, jak gdyby nasza aktualna sytuacja była przedstawiona na malutkim hologramie, który chciałaby mi zaprezentować. Wyrwałam jej telefon z ręki i zerknęłam na ekran, moje brwi od razu powędrowały w górę.
- Eye Candy*? Nazwałaś mnie Eye Candy? Kreatywniej się nie dało?
- No co? To chwytliwe - uśmiechnęła się dumnie, oh, żeby jeszcze miała być z czego dumna! Summer zabrała mi telefon i przecisnęła się przez długą kolejkę do klubu, a ja podążyłam za nią.
- Dzisiaj to ja decyduje o przebiegu tej gry, a mężczyźni? Będą się o ciebie bili - widziałam jak zmienia opcję "dystans" w aplikacji z automatycznej do jak najmniejszej. Wyrzuciłam ramiona w powietrze, czasami nie potrafiłam nad nią zapanować, a jeżeli nikt nie panował nad Summer, no to cóż.. złe rzeczy zaczynały się dziać. Wyciągnęłam telefon z jej dłoni i wyminęłam przyjaciółkę, wchodząc do klubu. Uderzył mnie zapach potu zmieszanego z perfumami, alkoholem i papierosami. Wszyscy tańczyli, jedni energicznie, drudzy lekko kołysali biodrami, podczas gdy jeszcze inni wyglądali, jak gdyby byli ze sobą sklejeni. Summer pociągnęła mnie za sobą do baru, przy którym mogłam rozpoznać sylwetkę Scotta. Mimo, że zawsze był ostatnią osobą, ktorą chciałam widzieć, ze względu na moją przyjaźń z Summer, ciężko było go unikać.
- I znowu spóźniona. Poza tym, mieliśmy być tylko ty i ja. Ona tu nigdy nie przychodzi - odparł zirytowany, zlustrował mnie wzrokiem. Obydwoje za sobą nie przepadaliśmy i szczerze, nie ruszało to żadnego z nas. Scott mieszał beznamiętnie drinka, a jego wzrok ciągle był utkwiony we mnie, jak gdyby oczekiwał, że zaraz magicznie stąd zniknę.
- Idealnie cię stąd słyszę, Montgomery - odparłam opryskliwie.
- Zmiana planów, Scotty-- oh, hej, Frankie! Potrzebuje cię! - i zaraz zniknęła, podbiegając do barmana. Drapiąc się po karku, drugą ręką poprawiłam torbę na ramieniu i stanęłam na przeciwko dwudziestotrzy latka. Usłyszałam jego niezadowolony jęk na co tylko przewróciłam oczami.
- Więc.. jak leci? - zapytał beznamiętnie. To nie tak, że któreś z nas kleiło się do rozmowy.
- Nie musimy udawać, że się lubimy ze względu na Summer, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
- Świetnie. To irytujące i wyczerpujące - Scott szybko przechylił szklankę i duszkiem wypił złocisty trunek, prawdopodobnie whisky. Zignorowałam go. Opierając się o bar plecami, zaczęłam przeglądać Flirtual*. Nie zauważyłam, kiedy Scott zaczął zaglądać mi w ekran telefonu.
- Od kiedy zaczęłaś trollować Flirtual?
- Nu-uh, nie ja. To pomysł Summer
- Nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką broń posiadasz, co? - spojrzałam na niego lekko zmieszana. - Musisz dobrze wiedzieć co robisz-- - dalej nie rozumiałam tego co miał zamiar mi przekazać. Scott najwyraźniej to zauważył, bo podirytowany wyrwał mi telefon z ręki. Co chwila zerkał w telefon i rozglądał się po klubie, podczas gdy ja stałam zdezorientowana i tylko przyglądałam się jak kontynuuje odrzucanie zaproszeń. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Wydawał się być w tym obeznany.
- Na górze - wskazał głową na mężczyznę na górze, a ja szybko zerknęłam w telefon i z powrotem na nieznajomego. To była ta sama osoba. - Widzisz, to jest ten typ osoby, która zrobi miliony zdjęć, ale i tak wstawi pierwsze lepsze i użyje zbyt dużo filtrów.. Nie chcesz się z nim umawiać, dalej.. - po tym jak odrzucił zaproszenie, zaczął przewijać dalszych kandydatów. Wróciłam wzrokiem na ekran telefonu i zmarszczyłam brwi.
- Kto ustawia zdjęcie psa na profilu randkowym?
- Ktoś, kto nigdy nie pokocha cię bardziej niż tego szczeniaczka - Scott wzruszył beznamiętnie ramionami. Za chwilę podeszła do nas Summer z drinkami i jak tylko zerknęła w telefon, mogłam stwierdzić, że była z siebie dumna. Może nawet bardziej niż poprzednio.
- Ej, czekaj! Flirtuj. Flirtuj, flirtuj, flirtuj. Boże, jakie ciasteczko - jęknęła, podczas gdy ja próbowałam zaprzeczyć. To nie tak, że nie był przystojny. Był i to bardzo, może nawet bardziej niż Dean, ale chyba nie byłam gotowa na kogoś nowego. Albo przynajmniej kogoś, kogo znalazła mi moja przyjaciółka. Przy profilu Seana Huntera zaczęła migać zielona ikonka, która wydawała z siebie śmieszny dźwięk. - Chwila, co to za bip? Co to znaczy? - zmarszczyłam brwi.
- Lubi cię! - Summer niemalże krzyknęła, była wyraźnie podekscytowana.
- A skąd to niby wiesz?
- Bo idzie właśnie w naszą stronę, spadamy! - Scott zaczął pchać Summer do przodu, zostawiając mnie samą z nieznajomym. Super. Podczas gdy mężczyzna zaczął podchodzić coraz bliżej, zaczęłam analizować jego sylwetkę. Był dobrze zbudowany, cholernie przystojny, wysportowany.
- Eye Candy? - zapytał, lekko przechylił głowę. Uśmiechnął się przyjaźnie, a ja nie potrafiłam nie odwzajemnić uśmiechu.
- Uh, ta - zaśmiałam się nerwowo, zacisnęłam telefon w dłoni. - Nie pytaj - odwróciłam głowę w stronę Summer i Scotta, którzy namiętnie prowadzili między sobą konwersację.
- Cóż, nie powinnaś być zażenowana. Podoba mi się. Chociaż zdecydowanie wolę twoje prawdziwe imię - odparł, a na jego twarzy można było zauważyć czarujący uśmiech. Czy on ze mną flirtował? Cholera, on zdecydowanie ze mną flirtował. I po raz pierwszy nie czułam potrzeby, żeby go spławić.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się lekko, zaczynałam czuć jak moje policzki powoli paliły, ale wzięłam kilka szybkich wdechów, aby uniknąć wyglądania jak burak.
- Właśnie wychodziłem, moi znajomi czekają na zewnątrz, ale.. Może moglibyśmy kiedyś się spotkać na drinku czy coś?
Otworzyłam lekko usta. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa. Sean czekał na moją odpowiedź, podczas gdy ja odwróciłam głowę, aby spojrzeć na Summer i Scotta, którzy najwyraźniej obserwowali nas od kilku minut, bo energicznie kiwali głowami.
- Czy oni muszą najpierw wyrazić na to zgodę? - zapytał żartobliwie. Odwróciłam głowę i zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.
- Yeah.. Nie.. um, to głównie przez nich jestem zarejestrowana na tej idiotycznej apce - pomachałam ręką w której trzymałam telefon, usta zacisnęłam w wąską linię, dalej to było dla mnie nieco żenujące.
- Przesadzasz.  W końcu, to tutaj ciebie znalazłem - po raz kolejny posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów, przy którym odpłynęłam. Wiedziałam jak moje policzki zaczynają powoli stawać się różowe, dlatego zasłoniłam je odruchowo włosami, ciągle mając przylepiony uśmiech do twarzy. Uniosłam lekko wzrok, Sean zaśmiał się i zaczął się powoli oddalać. Wypuściłam powietrze z płuc i zaraz obok mnie pojawiła się Summer z Scottem. Podczas gdy ona kipiała z radości, on nie wyglądał na zadowolonego.
- On jest taki gorący, że aż pali! I ten akcent, o boże, mam słabość do Australijczyków!
- Szczęście początkującego. Nie byłbym zbyt pewny na siebie, ta aplikacja jest też pełna psychopatów i stalkerów, uważałbym na ciebie.. gdyby to mnie jeszcze jakoś obchodziło - Scott wzruszył beznamiętnie ramionami i zaraz zniknął w tłumie tańczących osób.

Reszta wieczoru minęła podobnie. Mężczyźni przychodzili i znikali. Niektórzy byli naprawdę interesujący, podczas gdy inni sprawiali, że czekałam tylko, aż ktoś inny do mnie zagada lub Summer zauważy jak bardzo cierpię i mnie zawoła. Scott znalazł mnie kilka razy i uznał, że on i Summer będą moimi doradcami w sprawie randkowania i to głównie oni przejęli pałeczkę w tym, z kim mam się niedługo spotkać. Siedziałam przy barze i kończyłam kolejnego drinka, zresztą, który został zamówiony przez poprzedniego partnera, dopóki nie stanął przede mną dość średniego wzrostu, może nawet tego samego co ja, mężczyzna, miał wyraźny, jednodniowy zarost i bujną czuprynę. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i skinęłam głową na krzesło, jak tylko zapytał się, czy może się dosiąść.
- Sam.
- Liv.
Rozmowa potoczyła się gładko. Nie był tak bardzo interesujący jak poprzedni, ale również nie krzyczałam w mojej podświadomości o pomoc. Był lekarzem, pediatrą. Zależało mu na jego zawodzie, dlatego przywiązywał do niego jak najwięcej uwagi. Mało mówił o sobie, wolał raczej słuchać, dlatego to ja byłam tą, która mówiła więcej, podczas gdy on tylko przytakiwał i raz na jakiś czas dorzucał komentarz od siebie.
Poznałam jeszcze kilku kolejnych mężczyzn, niektórych starszych, niektórych młodszych zanim poznałam Finna. Finn Collins, dwadzieścia dwa lata, singiel, pracował jako fotograf.
- Uh, mój ostatni związek to był związek na odległość, więc nie miał on zbyt wielkiej przyszłości, bądźmy szczerzy - wzruszył beznamiętne ramionami, przyłożył usta do szklanki i upił niewielki łyk wcześniej zamówionej tequili. - A tak poza tym, to jestem okropny w związkach, chyba dlatego zarejestrowałem się na Flirtual. Brzmię jak desperata, co?
- Cóż,  chyba oboje jesteśmy okropni w związkach; już coś nas łączy! Uh, może troszeczkę? - zaśmiałam się, a po chwili jego śmiech wtórował mojemu. Świetnie mi się z nim rozmawiało, może dlatego, że byliśmy w tym samym wieku, ale nie musiałam się stresować tym co powiem.
- Możesz zapisać mi swój numer? Chciałbym się jeszcze z tobą skontaktować - mrugnął do mnie, a ja przytaknęłam ochoczo głową. Jak tylko podał mi swój telefon, bez chwili na racjonalne zastanowienie się wpisałam swój numer w kontaktach. Rozmawialiśmy kolejne kilkanaście minut, zanim oznajmił, że musi się zbierać. Godzina była późna, a  na mnie czekała praca rano, chociaż nawet teraz Summer nie pozwoliła mi opuścić klubu. Zrezygnowana, jak tylko pożegnałam się z Finnem, wróciłam do baru, gdzie miałam spotkać kolejnego mężczyznę, tym razem ostatniego.
Ray Maddox, młodszy. Dwudziestolatek. Pracował jako barista w baru na Queens, studiował aktorstwo, ale rzucił studia. Nie znam powodu. Nie pytałam się nawet dlaczego.
- Nie, nie, nie, nie jestem zbyt wielkim fanem musicali. Sorry. Po prostu nie rozumiem celu musicali. Jakim cudem wszyscy nagle znają tekst tej samej piosenki? Poza tym, dlaczego oni w ogóle śpiewają? Nie łatwiej jest rozmawiać? - Ray wydawał się być zmieszany i wiedziałam, że powinnam mu wszystko wytłumaczyć, ale sposób w jaki to przeżywał wydawał się być śmieszny. Zachichotałam cicho i spojrzałam na niego spod brwi, on również był rozbawiony.
Nasza rozmowa kręciła się wokół wszystkiego. Zaczynając od ulubionego koloru, a kończąc na naszych planach na przyszłość. Nie wiedziałam co się stanie w przyszłości, nie byłam pewna swojej przyszłości dlatego tutaj pozwoliłam mu się wygadać. Miał nadzieję na powrót na studia, podobno został z nich wyrzucony za to co zrobił, aczkolwiek tutaj nie dowiedziałam się już nic więcej.
- Muszę lecieć ale.. zdzwonimy się? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie masz mojego numeru - zaśmiałam się.
- Ale za to ty masz mój - mrugnął do mnie i chwycił kurtkę, zaraz wybiegając z klubu. Zmarszczyłam lekko brwi, ale zaraz spojrzałam na blat baru na którym zostawiona była biała serwetka z dziesięciocyfrowym numerem i niewielkimi, drukowanymi literami napisane "mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - ray". Złożyłam serwetkę w pół i schowałam ją do tylnej kieszeni spodni. Powoli zbliżała się druga w nocy, a ja potrzebowałam odpowiedniej ilości snu, zanim wyruszę do pracy. Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie nie zauważyłam ani Scotta ani Summer. Uznałam, że żadne z nich nie będzie miało nic przeciwko jeżeli zniknę, a szczególnie nie Scott-- nienawidził mnie. Chwyciłam kurtkę i zaczęłam ją powoli zarzucać na ramiona, opuszczając klub tylnym wejściem. O tej porze, główne wejście było już zamknięte. Schodząc po schodach, zatrzymałam się trzy schodki zanim kompletnie zeszłam na ziemię. Przy drzwiach stała oparta osoba, która była na mojej oh tak bardzo długiej liście osób, których chciałam unikać za wszelką cenę. Wypuściłam powietrze.
- Witaj, Liv - odparł. Wyraźne on również nie był zadowolony moją obecnością, dlatego coraz bardziej zastanawiało mnie co on tutaj robił.
- Detektyw Bieber - przechyliłam głowę. Oparłam się o poręcz, obserwując jego ruchy. Jego tętnica się napięła, stał ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. Zlustrowałam go wzrokiem. Detektyw Justin Bieber był partnerem Deana, dlatego miałam szanse spotkać go kilka razy wcześniej. Nigdy ze sobą tak naprawdę nie rozmawialiśmy dłużej niż kilka minut, ale odkąd zostałam aresztowana, cóż, był on jednym z moich częstszych wizyt i to on stał za przyznaniem mi dozoru. Prawdopodobnie również nadzorował moje ruchy kiedy miałam bransoletę przy kostce.
- Czy wiesz jaki jest układ w twoim zawieszeniu? - uniósł brwi, ale tak naprawdę to nie czekał na moją odpowiedź. - Nie powinnaś się zbliżać do komputerów.
- Nie słyszałeś? Jestem wolna - uśmiechnęłam się dumnie, myśl, że mogłam mu zagrać na nerwach i w końcu być niezależna od policji uszczęśliwiała mnie.
Justin zaśmiał się. Zirytowało mnie to, że nie udało mi się go wyprowadzić z równowagi.
- Powiedzmy, że jestem na twoim miejscu..
- Ale nie jesteś na moim miejscu. Jesteś gliną - ostatnie słowo wypowiedziałam z obrzydzeniem. Nigdy nie ufałam policji, ale od ostatniego roku, równie dobrze mogliby oni dla mnie nie istnieć. Są kłamcami. Mówią, że są tutaj, aby ci pomóc, ale to kłamstwo. Ignorują twoje prośby, ignorują twoje uczucia, dla nich liczy się tylko ich interes.
Justin zmarszczył lekko brwi, nie patrzył na mnie, patrzył w jakiś punkt na ścianie, który najwyraźniej był ciekawszy niż ja.
- Ale załóżmy, że gdybym był.. Zasiadłbym w jakiejś grubej firmie, zakamuflował się czy coś, użyłbym tej całej mocy cyberprzestrzeni aby znaleźć ludzi. Zaginionych ludzi? Coś ci zaczyna dzwonić, hm? - odwrócił głowę w moją stronę, oparł ją o ścianę, ale ciągle stał wpatrzony we mnie. Próbowałam unikać jego wzroku, ale nie potrafiłam.
- Kreatywnie.
- Nasz serwer mówi nam, że ktoś nielegalnie zalogował się do systemu NYPD*, a dokładniej mówiąc, do folderu danych osób zaginionych. Wszędzie jest twój adres I.P. Wyjaśnienia?
Westchnęłam. Nie mogłam skłamać, znają już wszelkie moje sposoby i nic na nic nie zadziała. Schodząc ze schodów, podeszłam bliżej Justina. - Ktoś musi sobie poradzić z policją - wyszeptałam, wystarczająco głośno, aby mnie usłyszał.
- Cóż, ale nie ktoś taki jak ty - zmrużył oczy, dokładnie lustrował rysy mojej twarzy i jej szczegóły.
- Dobranoc, detektywie - uśmiechnęłam się sztucznie, wymijając Justina i wychodząc na zewnątrz. Świeże powietrze uderzyło we mnie momentalnie i zajęło to tylko chwile, abym poczuła jak zimny wiatr przeszywa moje ciało. Szybko zapięłam kurtkę.
- Tylko dlatego, że Dean cię kocha, nie oznacza to, że ja będę cię traktował inaczej.
Te słowa sprawiły, że się zatrzymałam. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyśpieszył. Zrobił to specjalnie. Znowu chciał mnie złamać. Wiedział co się stało. Był tam, a jednak musiał  wspomnieć o nim. Pokręciłam głową. Nie odwróciłam się, a zignorowałam go i wyszłam.

Przez drogę powrotną, cały czas słyszałam słowa Justina odbijające się echem w mojej głowie. "Dean cię kocha" zawsze było czymś, co chciałam usłyszeć. Usłyszałam to wiele razy, ale teraz.. teraz to mogło równie dobrze znaczyć nic. Zranił mnie, a ja chciałam zapomnieć o tym etapie mojego życia i kontynuować to co robię. Znaleźć Elizabeth Shepard i moją siostrę.
Mój telefon zadzwonił, dźwięk bardzo mi znany oznajmiał nową wiadomość. Odblokowałam ekran i zanim kliknęłam w treść wiadomości, spojrzałam na godzinę. 2:37. Wypuściłam powietrze z ust, pojawienie się jutro w pracy nie byłoby najlepszym pomysłem, ale tak samo jak nie pojawienie się.


Zmarszczyłam lekko brwi. Numer był nieznany, aczkolwiek wiedziałam, że mogłam podejrzewać jedynie mężczyzn z którymi dzisiaj rozmawiałam. Szybko napisałam odpowiedź i już nawet nie blokowałam ekranu, czekając, aż nieznajomy się ujawni.

Wiadomość przyszła dość szybko, wydawałoby się, że miał już przygotowaną odpowiedź. Lekko zdziwiona, spojrzałam na ekran i przeczytałam wiadomość. Zmarszczyłam brwi. Czy ktoś się ze mną bawił w podchody? Przestawało to być zabawne z każdą chwilą. W momencie, kiedy miałam zamiar przekroczyć ulicę, wyglądała na bezpieczną. Postawiłam stopę na asfalcie i wtedy, praktycznie znikąd, wyjechał ciemny samochód. Szybko odskoczyłam na chodnik, wydałam z siebie głośny pisk i czułam jak moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej.
Zanim zaczęłam głośno przeklinać kierowcę, mój telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości po raz kolejny i zwrócił na siebie moją uwagę. To co przeczytałam momentalnie sprawiło, że całe moje ciało przeszył strach. Rozszerzyłam oczy, jeżeli serce biło mi mocniej wtedy, teraz to one było gotowe wyrwać się z mojej piersi. Byłam przerażona.

***

Sherwood High School* - fikcyjna szkoła licealna wymyślona na potrzeby fanfiction
Eye Candy* - nick na portalu randkowym, którego będzie używała główna bohaterka. Zaczerpnięty został z serialu pod tą samą nazwą (na podstawie którego jest pisane opowiadanie)
Flirtual* - fikcyjna aplikacja portalu randkowego o tej samej nazwie
NYPD* - skrót od New York Police Department. Nowojorska policja

***

Rozdział 1 zdecydowałam podzielić na dwie części, dlatego drugi rozdział będzie kontynuacją wydarzeń z tego rozdziału. I wow, chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się  takiego zainteresowania bloodflows. Naprawdę, zaskoczyliście mnie pozytywnie i nawet zostałam nominowana do LBA w tak krótkim czasie! Aż mi się uśmiech cisnął na twarz za każdym razem jak czytałam te komentarze :) Dziękuje wam stokrotnie, jesteście najlepsi! Wiem, że ten rozdział zostawia wiele do życzenia i obiecuje, że w następnym będzie się działo o wiele więcej. To jest tylko wstęp do ogólnych wydarzeń. Po lewej stronie dodałam ankietę do której głosowania zachęcam, jest ona praktycznie o waszych podejrzeniach wobec tego kto jest stalkerem/zabójcą. Wiem, że po pierwszym rozdziale nie wiadomo wiele, ale wraz po każdym rozdziale byłoby świetnie, gdybyście głosowali. Jak zawsze, konta bohaterów na TT, asku, IG są mile widziane, w tej chwili jedyną postacią zajętą jest Liv, ale każdy inny jest możliwy do wzięcia (boże, jak to zdanie źle brzmi, przepraszam!), więc jeżeli ktoś jest zainteresowany, dajcie mi znać na twitterze. Mimo wszystko, mam nadzieję, że rozdział wam się jako tako podoba (chociaż według mnie nie jest najlepszy) i proszę, zostawiajcie swoje szczere opinie i jeżeli coś jest nie tak, dawajcie mi znać, bo zależy mi na poprawie samej siebie. Oh i w zakładce "Fabuła" został dodany opis i zwiastun, więc zapraszam do obejrzenia!